Kordian, cham i „nierządnicy”

„Nierządne” – to nie od słowa „nierządnice”. Podobnie jak stwierdzenie „Polska nierządem stoi”, nie oznacza, że krajem rządziły panienki o obyczajach niespecjalnie surowych. Ów „nierząd” to poczucie wadliwego zarządzania krajem. Mieszkający między Bugiem i Odrą skołowany obywatel dowiaduje się dziś od kolejnych formacji politycznych, że każda ekipa jest zła i prowadzi kraj do katastrofy. Czyżby rządzili Polską i rządzą „nierządnicy”? Około czterech milionów młodych ludzi zgłosiło gotowość do opuszczenia kraju. Jeśli nawet nie świadczy to o złym zarządzaniu państwem, to na pewno o złym sposobie uprawiania polityki społecznej – zauważa Wojciech W. Zaborowski na łamach najnowszego (32/2016) wydania „Odrodzonego Słowa Polskiego".

Politycy nie interesują się tym współczesnym polskim dramatem, wolą rozmawiać i czcić rzeczywistych i wydumanych bohaterów z przeszłości, niż zająć się ofiarami teraźniejszości.
Żyjemy w jakichś koszmarnych czasach, gdzie część Polaków nie chce już żyć w Polsce i ucieka z kraju, część woli umrzeć niż żyć, a politycy są szczęśliwi i zadowoleni, że żyjemy w wolnej Polsce. Gdzieś blisko rozgrywają się dramaty, których wielu z nas zajętych swoimi sprawami, swoim życiem, nawet nie uświadamia sobie. Czasami potrzeba tak niewiele, aby uratować czyjeś życie i zapobiec tragedii – dobre słowo, serdeczna rozmowa, pomoc, komuś, kto tego potrzebuje. Rozglądajmy się więc i patrzmy, co dzieje się wokół nas
– ostrzega Grzegorz Wojciechowski w artykule „Polska krajem samobójców”.

Sąsiadowi twarz poczerwieniała, a dłonie zwinęły mu się w dwa bochny. Odruchowo cofnąłem się dwa kroki, ale było mi już wszystko jedno. Jak ginąć, to z orkiestrą. Wziąłem głębszy oddech i wykrztusiłem: – No dobrze, ale jeśli ja pana opluję, to czy pan będzie miał prawo mnie zastrzelić?” Co na takie dictum odpowiedział Janowi Kowalskiemu jego sąsiad? Przeczytasz w felietonie „Moje 3 grosze”. Bo o czym tak zawzięcie dyskutują współcześni „Sami swoi”, nietrudno się domyślić…

Te i wiele innych ciekawych treści w najnowszym numerze „Odrodzonego Słowa Polskiego".
Przeczytał i wybrał: Bogusław Serafin

 

„Szlif”: Fabryki nienawiści

Masowe źródła przekazu na­wet jeśli segregują informacje, to niedostatecznie i często sprawę konfliktu na Ukrainie przesła­nia nam wielki nagłówek o ma­gicznych właściwościach lewoskrętnej witaminy C.

To użytkownik musi sam spraw­dzać rzetelność i wagę informacji i dopóki to się nie zmieni, musimy sami oceniać, jakie informacje są nam bardziej po­trzebne i które są prawdziwe, a któ­re przekłamane. (…) Jeden post w Internecie może wpłynąć na setki, a nawet tysiące ludzi i na ich późniejsze decyzje. Masowy przekaz daje każdemu człowiekowi duże możliwości, ale te wiążą się zawsze z wielką odpowiedzialnością” – zauważa KRZYSZTOF DOBRZYNIECKI w czerwcowym wydaniu „Szlifu” miesięczniku Młodzieżowej Wszechnicy Dziennikarskiej.

Nie daj się omotać – przekonuje ALEKSANDRA ŚLIWIŃSKA: (…) zawsze istniały i będą istnieć podłe osoby, które sprawiają komuś przy­krość choćby po to, żeby popi­sać się przed znajomymi. Nic na to nie poradzimy, ale naprawdę warto zmienić swój sposób radzenia sobie z krytyką. Nie pozwól innym ograniczać naszych pasji i wyborów, żyj swoim życiem i nie wtrącaj się w cudze. Pamiętaj, że każdy z nas jest wyjątkowy. Nikt nie jest gorszy ani lepszy.

Te i wiele innych ciekawych treści w najnowszym numerze „Szlifu”. Zachęcam do lektury. Bogusław Serafin Bogusław Serafin

 

Wędkarskie opowieści Zbigniewa Fedusa

Koło pewnej historii zamknęło się w dzisiejszej Joachimówce – dawniej Starej Potaszni. Małej wiosce przytulonej do Rezerwatu Stawy Milickie. Piszę te słowa z domu, w którym najprawdopodobniej mieszkał Zbigniew Fedus, autor fascynującej książki Wędkarskie opowieści.

Jego ojciec, Władysław, był ichtiologiem i tuż po wojnie wraz rodziną, w tym i autorem Wędkarskich opowieści, trafił do Potaszni. Ichtiolog Władysław Fedus zarządzał m.in. stawami w Joachimówce, Goliszowie, Możdżanowie i Wildze k. Warszawy. Dookoła tylko woda, cisza i piękna przyroda. I właśnie piszę te słowa z domu, w którym mieszkali kolejni dyrektorzy gospodarstwa rybackiego w Potaszni.

Kto uwielbia łowić ryby, ten wie, jak pisze autor Wędkarskich opowieści, że „sport wędkarski sprzyja rozwojowi spostrzegawczości i dociekliwości, wyrabia szybkość orientacji i podejmowania decyzji, podnosi ogólną tężyznę i sprawność fizyczną, regenerując siły do dalszej pracy, pozwala na poznanie ojczystego kraju. Wreszcie wędkarstwo jest tą dziedziną ludzkiej działalności, która kształtuje prawidłowe stosunki między ludźmi”. Te pozytywne cechy kształtowały jego charakter już na zesłaniu do Kraju Krasnojarskiego w 1940 roku. To tam uczył się, pracował w charakterze kąpielowego, zrzucał śnieg z dachów, ciął drewno na opał, łowił ryby i polował. Tam „ustrzelił” wielkiego, brązowo-czerwonego, prawie 32-kilogramowego tajmienia.

A tu, w Joachimówce, łowił wielkie karpiska na stawach, które wtedy nie były rezerwatem, a ryby trzeba było pozyskiwać do badań kontrolnych. One jednak bardzo skutecznie omijały zastawione na nie żaki oraz inne zmyślne pułapki. Autor pisze: „Pracownicy gospodarstwa rybackiego byli bezradni. Wycinali więc w pośpiechu leszczynowe kije, wiązali do wędziska różnokolorowe kordonki, sznury, haczyki, zaopatrywali się w przynęty. Prawie cała zbędna siła robocza gospodarstwa rybackiego, włączając księgowego krótkowidza, rozpełzła się po stawach”. I tak autor stał się autorem także tajnej broni na karpie – kopytka! Jeśli chcecie znać przepis na tę niezawodną przynętę, musicie koniecznie przeczytać tę książkę. A są w niej także znakomite przepisy kulinarne z ryb, mnóstwo wspomnień z wędkarskich wypraw i przede wszystkim porady, jak łowić skutecznie. Czego wszystkim Czytelnikom Wędkarskich opowieści życzy Zbigniew Fedus. I autor tej krótkiej recenzji…

Jerzy Łętowski („Sum”)

 Zbigniew Fedus, Wędkarskie opowieści, ATA-DRUK, Wrocław 2016. Zamówienia tel.: 71 343 28 50

Galicja zaprasza prasowców

Nasze doroczne Spotkanie Prasowców odbędzie się we wtorek 31 maja o godzinie 16.00 w restauracji Galicja (Hotel Polonia, ul. Piłsudskiego 60).

Od zawsze patronuje nam Zarząd Stowarzyszenia Dziennikarzy RP Dolny Śląsk oraz niezawodna firma Michael Huber Polska.

Motto naszych spotkań (wciąż aktualne):
Śpieszmy się kochać ludzi, bo tak szybko odchodzą. Ks. Twardowski

Jak przystało na ostatni dzień dawniej obchodzonych Dni Oświaty, Książki i Prasy niezmordowany Julian Bartosz przedstawi swoją najnowszą książkę „Demon zapomnienia”. Wszystkim zainteresowanym polecamy zakup książki w formie przedpłaty: Agencja Wydawnicza CB Andrzej Zasieczny 02-495 Warszawa, ul. M. Drzymały 18/15; nr rachunku bankowego: 57 1140 2004 0000 3302 2805 0555; cena książki z kosztami wysyłki – 35,00 zł

Prosimy w nieprzekraczalnym terminie do 25 maja br. o potwierdzenie udziału w spotkaniu w biurze Stowarzyszenia (Podwale 62 p. 311, tel 71 341 87 60, sdrp.wroc@interia.pl) lub mój telefon 71 325 18 69, zbigniew1939@wp.pl. Proszę o zabranie 20 zł na skromny catering. Proszę również poinformować o spotkaniu koleżanki i kolegów, z którymi utrzymujecie kontakt.

Wasz Zbigniew Kawalec (z niewielką pomocą Bogusława Serafina)

 

Wielki Koncert Kresowy – Wrocław 2016

W imieniu Fundacji Studio Wschód zapraszamy na Wielki Koncert Kresowy! Podsumujemy przygotowania do VII edycji akcji MOGIŁĘ PRADZIADA OCAL OD ZAPOMNIENIA. Zameldujemy gotowość do lipcowego wyjazdu na Ukrainę, w którym weźmie udział około 1000 wolontariuszy. Na wrocławski Rynek 20 maja przyjadą poczty sztandarowe z różnych szkół Dolnego Śląska, aby zaświadczyć o swoim przywiązaniu do polskiej historii i tradycji. Będą również goście z Kresów, nasi Rodacy stęsknieni za ojczyzną.

W dniach 20-21 maja 2016 roku odbędzie się wielkie patriotyczne spotkanie uczniów dolnośląskich szkół, ich nauczycieli, rodziców, samorządowców – wszystkich ludzi dobrej woli, którzy od siedmiu lat pomagają ratować polskie nekropolie – nasze narodowe dziedzictwo niszczejące za wschodnią granicą. Podczas uroczystości podsumujemy złotówki zebrane przez młodzież podczas tegorocznej akcji.

Program:

Piątek, 20 maja 2016

  • Dwór Polski – spotkanie samorządowców z Marszałkiem Województwa Dolnośląskiego – podziękowania – godz. 13:00
  • Rynek we Wrocławiu – parada pocztów sztandarowych dolnośląskich szkół – godz. 14:00;
  • powitanie uczestników koncertu przez Prezydenta Wrocławia i Kardynała Henryka Gulbinowicza – godz. 14:20.

Wystąpią: Zespół Tańca Ludowego UMCS z Lublina – pieśni patriotyczne, Zespół Pieśni i Tańca PODOLSKI KWIAT z Koziatyna (Ukraina), Maciej Wróblewski – pieśni patriotyczne, GŁOS DUSZY – chór z Mińska (Białoruś), Zespół Tańca Ludowego BARWINOK z Winnicy (Ukraina)

Sobota, 21 maja 2016

  • Wrocławski Rynek godz. 15:00

Wystąpią: Zespół Pieśni i Tańca PODOLSKI KWIAT z Koziatyna (Ukraina), Maciej Wróblewski – pieśni patriotyczne, Zespół Tańca Ludowego UMCS – tańce narodowe, GŁOS DUSZY – chór z Mińska (Białoruś) – pieśni patriotyczne, Zespół Tańca Ludowego BARWINOK z Winnicy (Ukraina)

 

Julian Bartosz o dziennikarzach czasów „komuny”

Demon zapomnienia, kolejna książka Juliana Bartosza, znanego wrocławskiego dziennikarza, laureata rozlicznych konkursów i nagród dziennikarskich, wśród nich im. Juliana Bruna, Bolesława Prusa i dwukrotnie Polskiego Klubu Publicystów Międzynarodowych, byłego redaktora naczelnego „Gazety Robotniczej” oraz tygodnika„Sprawy i Ludzie”, ukaże się z początkiem czerwca br. staraniem warszawskiej Agencji Wydawniczej CB. Poniżej cytujemy jej dwa fragmenty.

Jestem jednym z „ostatnich Mohikanów” wrocławskiego i dolnośląskiego dziennikarstwa czasów tzw. komuny. Demokraci oskarżają nas o to, żeśmy kłamali. Odrzucam to pomówienie i dodam słowa patriotycznej pieśni: „Nie chcemy już od was uznania”. Akurat oni, żurnaliści III i IV RP, politycznie i ideologicznie całkowicie ze sobą przemieszani i skłóceni, uzurpują sobie prawo do określenia się jako prawdomówni. W ogóle nie dopuszczają myśli, że także ich dotyczy cytowane w tej książce słynne dawniej powiedzenie poetki i dziennikarki Marianny Bocian, że „Prawda to jest to, co powinno być, a nie jest”.

Powiadają ichmościowie-demokraci, że nam, dziennikarzom dawnej tzw. komuny, mniej wolno. W swoich wspomnieniach Ostatnie zapiski zgryźliwego dogmatyka pisałem parę lat temu, że nim zaczną limitować nasze wolności, „powinni puknąć się w miedziane czoło”; dodam teraz, by po tym puknięciu wsłuchali się w głuche brzmienie w kamionkowym czerepie. Mówili też, i wciąż o tym brzęczą, że pomagaliśmy ukrywać trupa w szafie. No tak, no tak: teraz lamentują przy wystawionej na widok mumii demokracji, a dla równowagi gonią po polskiej puszczy, by zbratać się z „żołnierzami wyklętymi”!

Napisałem tę książkę jako swoiste podzwonne dla koleżanek i kolegów, którzy mieli świadomość trafności słów o prawdzie. Jest nadto ta praca prośbą do Czytelników, by sprawiedliwie osądzali ludzi dawnych – do 1990 roku – mediów.

Proszę o zrozumienie i o sprawiedliwą krytykę.

„Demon zapomnienia” na przedpłatę:

  • Agencja Wydawnicza CB Andrzej Zasieczny 02-495 Warszawa, ul. M. Drzymały 18/15
  • nr rachunku bankowego: 57 1140 2004 0000 3302 2805 0555
  • Cena książki z kosztami wysyłki – 35,00 zł

Chyba to było we wrześniu 1956 roku, kiedy wiały w Polsce już mocno odwilżowe wiatry i Klemens Maria Krzyżagórski (1930–2013), znany już dziennikarz „Gazety Robotniczej”, wlazł w Rynku wrocławskim późną wieczorową porą na niedawno sprowadzony ze Lwowa pomnik Aleksandra hr. Fredry i udawał alkoholowo Szymona Słupnika. Przed milicjantami, którzy usiłowali go stamtąd ściągnąć, bronił się dzielnie. „Gwałt mi zadają siepacze!” – krzyczał. Na komisariacie i potem przed kolegium tłumaczył, że on, „prostytutka mamusia” (tak grzecznie zastępował znane słowo), wielbi pisarza, chciał z nim tylko porozmawiać o pisaniu.

Kilka miesięcy wcześniej głośno było w piastowskim grodzie o tym, jak razem z redakcyjnym kolegą Edkiem Barbarowiczem odwołali oficjalnie zapowiadane zaćmienie Słońca. „Tu wydział astronomiczny KC, nadajcie, towarzyszu, czym prędzej, że zamieszanie na niebie to prowokacyjne wraże sztuczki” – nakazali dyrektorowi Polskiego Radia Józefowi Rabie. Ten, do niedawna kierownik działu naukowego w „Gazecie Robotniczej”, już, już miał spełnić polecenie i tylko przytomnemu spikerowi (bodaj Tadeusz Osmęda), od którego wieść wesoła poszła w miasto, udało się zapobiec niebywałej kompromitacji.

Przy okazji o Edku: był moim kolegą z dzierżoniowskiego liceum, a w GR druhem Klemensa. Edek tez był niezgorszym kawalarzem. W felietonie o sowie, która stała na postumencie w centrum Bielawy pod szczytem Sowiej Góry, tak – jak pisał – przemawiał do symbolizującego mądrość ptaka: „Jaki też dureń cię tu wywlókł?” A to burmistrz kazał go w tym miejscu postawić.

Z Edkiem wiąże się jednak pewna afera na całą Polskę. Napisał bowiem fantastyczny reportaż o tym, jak daleko, w lubańskim powiecie, dzielni kombatanci z II Armii LWP zorganizowali spółdzielnię produkcyjną i osiągają niebywałe gdzie indziej plony. Pisał też o socjalistycznej świadomości i o trwającym bojowym morale. Gdy przedstawiciele władz wysokiego szczebla wybrali się w Lubańskie, okazało się, że Barbarowicz wszystko zmyślił. Od a do zet.

Wracając do Klemensa, to miał on przypadkowo ścisły związek z rządzącą partią. Towarzysz Ormicki z KW we Wrocławiu zamówił u Krzyżagórskiego opracowanie na temat, jak powinno być racjonalnie urządzone biuro w komitecie. Zamówienie zostało wykonane w terminie. Partia nie chciała ani skorzystać z solidnego opracowania, ani za nie zapłacić. Autor wytoczył więc proces cywilny i PZPR jako pozwana musiała się wytłumaczyć przed sądem. To był bodaj jedyny taki proces na obszarze od Łaby do Pacyfiku. Klemens wyszarpał swoje pieniądze, bo zlecenie otrzymał na piśmie z pieczątkami, co zdaniem sądu przemawiało za powodem. Napisał o tym utwór Dziennik powoda, który Wydawnictwo ISKRY w ramach serii „Literatury faktu” wydało w zbiorze reportaży Klemensa pod tytułem Kłopoty z ciałem i następnie w kilku skróconych edycjach jako Nieudane kreacje. Nigdy by się te Kłopoty i Kreacje nie znalazły na rynku, gdyby Basia Jakubowska, jego pierwsza i jedyna żona, aktorka kreująca główną rolę w dziś całkowicie zapomnianym filmie Jasne łany (o walce z kułakami), występująca potem na wrocławskich i warszawskich scenach, nie ślęczała w archiwum, by zebrać pomieszczone w różnym czasie w wielu gazetach teksty. Dziennik powoda opublikowano w 1958 roku, gdy znów zaczęto odczuwać lekkie przymrozki. Klemens stworzył więc postać zwolnionego niesłusznie z Wielkiej Spółdzielni jegomościa, który prywatnie procesował się z pracodawcą o należne pieniądze. Obywatel ów chodził przez wiele dni do sądu, by wyłożyć swoje racje. Pozwana najpierw w ogóle się nie stawiała, a gdy przegrała, lekceważyła nawet nakaz wzywający ją do wypłacenia pieniędzy, w końcu jednak musiała. Aluzja Krzyżagórskiego była wyraźna. Stanowi to jeden z bardzo wielu przykładów w dawnym polskim dziennikarstwie, jak mądry, inteligentny żurnalista mógł mimo cenzury ocyganić Władzę. 

Syberia w listach zesłańców

Ludzkie losy zapisane w listach – tak najkrócej można zrecenzować książkę Zbigniewa Fedusa zatytułowaną Syberia w listach i dokumentach zesłańców (1928–1946).

Dzisiaj już niewiele osób prowadzi listową korespondencję, kiedyś była to jedyna forma kontaktu z tymi, którzy przebywali z dala od krewnych i znajomych. Każda rozłąka miała swój wydźwięk w korespondencji, czego dowodem są listy Walerii i Władysława Fedusów. W wielu szufladach i innych miejscach można odnaleźć stare listy. Niektóre osoby pieczołowicie przechowują zapisane na pożółkłych kartkach słowa swoich bliskich. Do takich osób należy Zbigniew Fedus, który uporządkował rodzinną korespondencję z czasów zsyłki na Sybir i nadał jej kształt książki. Pisze: „Spośród ogromnego materiału ikonograficznego wydzieliłem listy z zesłania i na zesłanie, w tym liczne listy wojenne: z frontu i na front oraz oficjalne dokumenty polskie i rosyjskie” (s. 4). W obawie przed zniszczeniem lub zagubieniem cennych rodzinnych pamiątek powstała recenzowana publikacja.

Rodzina Fedusów, Waleria i Władysław wraz ze swymi dziećmi Zbigniewem i Danutą, mieszkali w Bertnikach k. Monasterzysk w dawnym powiecie buczackim, skąd 10 lutego 1940 roku zostali deportowani do Tulenia – Kraj Krasnojarski. Waleria, na ile było to możliwe, prowadziła korespondencję ze swoją rodziną, głównie z siostrą Genowefą Jedlińską mieszkającą w Przemyślu przy ulicy Dworskiego 95a. W swych listach opisywała sytuację rodziny na zesłaniu, przeżycia, wydarzenia i rozterki. W jednym z listów czytamy: „Dopiero po sześciu miesiącach zezwolono nam pisać do swoich […]. Ja nie pracuję, bo na zdrowiu czuję się słabo, przeszłam tylko przy Bożej pomocy dużo chorób, teraz tylko łażę, by dzieciom dać opiekę i ugotować szczawiu, którego tu mnóstwo w lasach na tajgach. Roboty są tu tylko lasowe przy drzewie. Władko pracuje poważnie, a częściowo wyzbywamy się ostatków odzieżowych […], ale ku zimie się zbliża, a nic z domu nie zabrało się, nawet obuwia, trudno zatem będzie przetrwać” (s. 30).

Każdy list to spora dawka informacji nie tylko osobistych, ale też o zesłańczym życiu: „Ratujcie nas, bo marnie i niewinnie padliśmy ofiarą Sybiru. Odzieży syberyjskiej nie mamy, do pracy musi się iść i trudno na kg chleba zarobić. Najgorsze to wspólne życie na tym baraku, tyle ludzi pod jednym dachem. Krzyk, gwar, płacz, wszy, strupy, pluskwy jak mrowie: obraz nędzy i płaczu” (s. 62); „Lato było jeszcze jako tako z pożywieniem. Były borówki i brusznice, których tu mnóstwo, lepszy był zarobek i regularnie płacili. Obecnie praca przy 45 st. mrozu i ponad w śniegu, niewdzięczna i nie popłatna” (s. 68).

Korespondencja Walerii Fedus była przepełniona emocjami, rozterkami, troskami o najbliższych i ogromną tęsknotą. Kilka cytatów z listów dobitnie o tym świadczy: „Módlcie się za nas, bo my cierpieniem mamy słaną drogę” (s. 68); „Powiem Ci Gieniu Kochana prawdę i życie jest mi obojętne i prawie ma się ku końcowi. Może ty przeżyjesz, nie daj zginąć moim dzieciom, bądź im opiekunką i matką, jeśli dożyjesz wschodu promieni” (s. 73); „Gieniu jedyna, tak mi tęskno do Was, tęsknota zabija. Początki nie były tak przykre, jak obecnie” (s. 91). Waleria zawsze bardzo gorąco dziękowała za listy, kartki, paczki i wszelkie informacje od najbliższych. Były to jedyne łączniki z tymi, co pozostali w kraju ojczystym. Przychodzące na zesłanie paczki były ogromną pomocą w walce o przeżycie: „Nasz ratunek to te paczki, daj Wam Boże zdrowie tym, co pamiętają o nas” (s. 98).

Władysław Fedus w listach z wojennej tułaczki do żony i dzieci pisał o tym, co się u niego działo i z zatroskaniem pytał o ich los. Pisał: „Teraz nas spotkał wielki zaszczyt, gdyż dzisiaj w nocy będziemy forsować Wisłę z Pragi do Warszawy, będziemy wypędzać niemieckich gadów z naszej stolicy” (s. 125); Co słychać koło Was, jak żyjecie? Kochani moji, jak ja chciał[bym] z Wami się zobaczyć, tak tęsknię do Was naprawdę, drżę o Wasz los” (s. 125). Waleria i dzieci odpisywały na listy męża i ojca. Korespondencja trwa do 1946 roku. W lutym 1946 roku transportem numer 9 Waleria wraz z dziećmi wraca z tułaczki do Chociwla Szczecińskiego, gdzie rodzinę odnajduje Władysław zdemobilizowany z I Armii Wojska Polskiego. Po wielu latach rozłąki rodzina zamieszkuje w Potaszni k. Milicza.

Książka Zbigniewa Fedusa to niezwykła rodzinna pamiątka. Na kartach zostało utrwalone to, co stanowi historię rodzinną. Są kserokopie listów i dokumentów. Stare zdjęcia przenoszą nas w odległą już dziś przeszłość. Ten rodzinny zbiór dokumentów pozwala przez pryzmat jednostkowy poznać trudne losy zesłańców, czyli wielu ludzi, którzy doświadczyli wpływu „wielkiej polityki i historii”. Sięgając po ten zbiór listów rodziny Fedus, zmieniamy optykę patrzenia na zesłańcze i wojenne kwestie. Spoglądamy na Syberię oczyma Walerii, a na wojenną zawieruchę – Władysława. Publikacja wpisuje się w nurt wspomnieniowy, o znaczących walorach dokumentacyjnych i historycznych. Jest to kolejna cegiełka w murze wypełniania białych plam polskiej historii. Książka Zbigniewa Fedusa, używając określenia Jacoba Pressera, to egodokument, czyli tekst należący do sfery prywatnej, pozwalający poznać przeżycia, troski i refleksje piszącego, w tym przypadku członków jego rodziny.

Małgorzata Dziura

Syberia w listach i dokumentach zesłańców (1928–1946), opracowanie Zbigniew Fedus, Wydawca: Arkot Artur Kotuński, Wrocław 2015, s. 272.

 

 

 

 

 

Zobacz również: Z Sybiru na Dolny Śląsk