Brzytwą po mediach

Rok 2024 przechodzi do historii. Jaki był w mediach? Jakie były największe osiąg­nięcia dziennikarskie? Co nas czeka w 2025 roku? Ostatni miesiąc obfitował w konkursy, często rozstrzygane wedle sympatii środowiskowych czy politycznych. Trudno więc o całkowicie obiektywne spojrzenie. I ja też mam swoje sympatie i antypatie. Według mnie to był rok dla mediów ważny, bo przypomniał o etycznych obowiązkach dziennikarzy.


W najważniejszym konkursie GRAND PRESS tytuł Dziennikarza Roku 2024 otrzymał Andrzej Andrysiak z „Gazety Radomszczańskiej”. Nie mnie oceniać, czy słusznie, bo była to decyzja wielu redakcji. Dla mnie dziennikarką roku 2024 – o czym już pisałem na tych łamach – była Renata Kim z „News­weeka” – autorka najgłośniejszych artykułów o Collegium Humanum. To dzięki nim poznaliśmy korupcyjną patologię na polskich uczelniach, w którą zamieszani są politycy różnych opcji, i w konsekwencji zaczęliśmy interesować się życiem akademickim oraz nędzą polskiej nauki i naukowców, zdegradowanych przez kolejne rządy do roli parweniuszy.

Czytaj dalej

To już nie nasz dom

Przy ul. Foksal 3/5 w Warszawie, w pałacu Stanisława Wołowskiego, od lat 50. mieści się Dom Dziennikarza. Gdy zarządzanie przejęło SDP, Dom Dziennikarza stracił swój pierwotny charakter. Z domu dla wszystkich dziennikarzy, stał się rewirem, przystanią, biznesem jednej organizacji dziennikarskiej, wyłącznie „dla swoich”.

W latach 1946-50, gdy pałac odbudowano na wojennych zgliszczach, w odgruzowaniu i odbudowie udział brali dziennikarze, członkowie Związku Zawodowego Dziennikarzy, a obecnie Stowarzyszenia Dziennikarzy RP, między innymi Andrzej Dobrzyński. Władze miasta stołecznego doceniając dziennikarski wysiłek przekazały dom w użytkowanie środowisku dziennikarskiemu.

Przez dziesięciolecia Dom Dziennikarza był mekką dziennikarskiego życia, nie tylko stolicy. W 2002 roku kilkunastoosobowe, odnowione SDP, na podstawie niesprawiedliwego orzeczenia sądowego przejęło zarządzanie Domem Dziennikarza. Zaczęło się nowe rządzenie. Dla swoich wszystko. Pozostałe organizacje dziennikarskie, to „obcy ideowo” petenci. Dla nich pomieszczenia biurowe i sale konferencyjne są na wynajem za opłatą. Kuriozum, dziennikarze, płacą dziennikarzom. Przedstawiciele EFJ i FIJ nie mogą tego zrozumieć. Również tego, że pierwszeństwo w wynajmie mają różnego rodzaju korporacje, partie polityczne, bo płacą więcej.

Czytaj dalej

Z kroniki pan…i G

Tak, uważam coś

Takie zdanie rekomenduję jednemu z kandydatów na prezydenta. O kandydata zapytał rodak, przyjeżdżający z zagranicy na święta. – Zaraz, zaraz – nazwisko Obywatelski, a jak ma na imię? A zdanie z tytułu – zgrabne, pojemne i niosące pozytywny przekaz. W komórkach grasował mem: „Mamy narciarza, nie chcemy boksera”. Luminarze opozycji ostro główkują nad sloganem, a tu masz, jak znalazł. Spece od wizerunku ciągle słyszą – zabierajcie manele i spadajcie. Nie peszą się (peszyć się – to takie staroświeckie). Nowy zawód; w kampaniach wyborczych popłatny. Gra toczy się na emocjach. O co biega w prekampanii? Nie co, lecz – kto biega… Przyzwoitość uśpiona. Obraza, czyli despekt lub afront – to także przedpotopowe określenia. Krytyka ze strony PIS-owni z prawdą się nie rymuje. Jak w przysłowiu. Także w innym: jakie dzieje, takie plemię. Uciekiniera spod zasięgu prawa polskiego, za defraudację publicznych pieniędzy ze środków funduszu sprawiedliwości, okrzyknęło azylantem politycznym. Pablo Picasso mówił, że także wśród ludzi jest więcej kopii niż oryginałów.

Czytaj dalej

Brzytwą po mediach

Żyjemy w epoce wszechobecnej informacji. To truizm, ale warto go powtarzać, bo niesie konsekwencje. Yuval Noah Harari w najnowszej książce „Nexus. Krótka historia informacji” pisze, że populistyczny pogląd zakłada, iż informacja to władza, a przy tym broń. Myślę, że władzy wydaje się w związku z tym, że ma prawo władać informacją, a jeśli tak, to ją kontrolować i mieć władzę nad tymi, którzy ją produkują i przekazują. A jeśli tak, to ma prawo niekorzystne dla władzy informacje krytykować i je powstrzymywać.

Donald Trump z pewnością ma pełną tego świadomość, skoro tłumi wszelką krytykę swojej osoby. Jeśli nie podobają mu się jakieś publikacje czy dziennikarze, to ich krytykuje i pozywa do sądu. Ostatnio złożył pozew przeciwko dziennikowi „Des Moines Register”; Trump oskarża gazetę, że opublikowała niekorzystny dla niego sondaż przedwyborczy! „Muszę to zrobić. Musimy uporządkować prasę” – powiedział. Równie dobrze mógłby pozwać pogodynki za nietrafione prognozy. Ale moc, władza i pieniądze są po jego stronie, więc groźba zakneblowania ust może się spełnić. Zresztą politycy amerykańscy mają długą tradycję walki z mediami, bo trwa ona już od pierwszej publikacji pierwszej amerykańskiej gazety w 1690 roku, kiedy gubernator stanu Massachusetts zakazał jej rozpowszechniania. Potem jeszcze wielokrotnie (1734, 1795, 1971 itd.) amerykańscy urzędnicy, w tym prezydenci, zakazywali publikacji artykułów, które ich krytykowały bądź zagrażały rzekomo interesom USA. Trump stoi w długiej kolejce walczących z wolnością prasy. Chodzi o to, by jej grozić, a niekoniecznie wszystkiego zakazywać, bo takiej mocy nawet prezydent USA nie ma. Ale nie tylko w USA politycy oburzają się na media. My nie gorsi – mamy swoich.

Czytaj dalej

DZIENNIKARSKA WIECZERZA WIGILIJNA

Już tradycyjnie w przepięknych, zabytkowych, odświętnie wystrojonych pomieszczeniach wrocławskiej Restauracji „Galicja”, będącej wraz z Hotelem „Polonia” ważnym członem sieci Historycznych Hoteli Wrocławia, odbyła się uroczysta wieczerza wigilijna Stowarzyszenia Dziennikarzy Rzeczypospolitej Polskiej „Dolny Śląsk”. Uczestniczyło w niej ponad trzydziestu najbardziej aktywnych członków naszego Oddziału. Podobnie jak w latach poprzednich dotarł mieszkający na stałe we Frankfurcie nad Menem nasz wierny przyjaciel Wojciech Zaborowski.

Przybyłych na uroczystość członków Stowarzyszenia powitał przewodniczący Zarządu Ryszard Mulek oraz złożył życzenia świąteczno-noworoczne. Następnie uczestnicy spotkania zgodnie z tradycją przełamali się opłatkiem oraz indywidualnie składali sobie życzenia.

Czytaj dalej

Jerzy Jakobsche ponownie wybrany na przewodniczącego Rady Muzeum Sportu i Turystyki

Dziennikarz Redakcji Sportowej Polskiej Agencji Prasowej Jerzy Jakobsche został ponownie wybrany na funkcję przewodniczącego Rady Muzeum Sportu i Turystyki w Warszawie. Za reelekcją na lata 2024-2028 opowiedzieli się wszyscy głosujący.

Członek Stowarzyszenia Dziennikarzy RP i jego długoletni działacz, szefował poprzednio radzie w minionej kadencji.

Muzeum mające siedzibę w siedzibie Polskiego Komitetu Olimpijskiego, przy Wybrzeżu Gdyńskim 4 powstało w stolicy na początku lat 50. XX wieku. Pierwotnie mieściło się przy ulicy Rozbrat 26. W 1966 roku nastąpiło otwarcie nowej siedziby na stadionie Skry Warszawa przy ulicy Wawelskiej, a od 2005 roku mieści się w Centrum Olimpijskim na Żoliborzu (Wybrzeże Gdyńskie 4).

Czytaj dalej

PO MEDIACH Z ANGORĄ

Brzytwą po mediach

Premier Donald Tusk ogłosił, że telewizji TVN i Polsatu nie będzie można sprzedać bez zgody rządu. Zostaną one umieszczone w wykazie firm strategicznych, które podlegają ochronie przed wrogim przejęciem, niebezpiecznym z punktu widzenia interesów państwa – powiedział premier. Jeżeli te stacje miałyby trafić w ręce na przykład rosyjskich czy innych oligarchów bliskich Putinowi, to zgoda. Ale czy na pewno o takie rozwiązanie chodzi?

Niedawno media podały, że kupnem TVN mogą być zainteresowane konsorcja z Czech, Węgier i Stanów Zjednoczonych. Ruch premiera ma charakter prewencyjny. Studzi radość opozycji z marzeń o przejęciu prywatnych stacji telewizyjnych w Polsce. PiS już witał się z gąską, a tu taka niespodzianka! Na liście firm strategicznych wymienionych w rozporządzeniu Rady Ministrów z 27 grudnia 2023 roku jest 17 podmiotów, w tym m.in. KGHM, ORLEN SA i Emitel SA – operator naziemnej struktury radiowo-telewizyjnej (jego właścicielem jest brytyjski fundusz Cordiant Digital). W tym gronie nie ma żadnej spółki medialnej.

Czytaj dalej

PO MEDIACH Z ANGORĄ

Brzytwą po mediach

Przez wiele tygodni w tej rubryce pisałem prawie wyłącznie o tym, co mi się w mediach nie podoba. Dziś zmieniam ton. Po raz pierwszy napiszę tylko o dziennikarzach, którzy zasługują na uznanie. Bo tacy są, a nawet jest ich większość, jednak często na co dzień zwracamy uwagę głównie na ekstremalne zachowania i negatywne zjawiska.

Z setek relacji skupiamy się na tych, w których odnajdujemy manipulację, propagandę, fałsz i naruszenie zasad etycznych. Owszem, one są i należy je piętnować. Ale z drugiej strony, są setki, tysiące dobrych audycji, podcastów, reportaży i artykułów. Z końcem roku przychodzi czas ocen, podsumowań i konkursów. I wybieramy tych najlepszych z najlepszych. W tym tygodniu rozstrzygnie się konkurs GRAND PRESS na dziennikarza roku 2024 w Polsce. Ale to nie jest jedyny konkurs. W jego cieniu pozostają inne, też warte uwagi.

Czytaj dalej

Tajny referat Susłowa

13 grudnia 1981 r. Wariant wojskowej interwencji leżał na stole. Wszystko było przygotowane. Wojsko, szpitale polowe, nowa ekipa w Warszawie.

W grudniu 1981 r. Moskwa była przygotowana na kilka wariantów rozwoju sytuacji w Polsce, była też gotowa do interwencji. Plany były dopracowane i wystarczyło tylko wyrazić na nie zgodę, by zaczęły działać.

Pierwszy wariant, A, zakładał wprowadzenie stanu wojennego przez Wojciecha Jaruzelskiego, siłami samych Polaków. Tak zresztą się stało, Zachód to akceptował.

Wariant drugi, B, zakładał interwencję wojsk radzieckich, którą poparłyby nowo wyłonione polskie władze. Był on najbardziej zbliżony do wariantu afgańskiego z grudnia 1979 r.

Wariant C też zakładał interwencję wojsk radzieckich, ale po okresie zamieszek wewnętrznych. Miało do nich dojść na skutek braków wszystkiego – ZSRR już we wrześniu 1981 r. poinformował stronę polską, że z początkiem stycznia 1982 r. o połowę zmniejszy dostawy ropy, gazu i rud metali. W takiej sytuacji sprowokować zamieszki, a potem je podsycić, nie byłoby trudno. Wówczas interwencja radziecka przyjęta byłaby przez świat z ulgą.

Te warianty leżały na stole. Były omawiane w radzieckich kręgach kierowniczych, mówią o tym nawet te strzępy dokumentów Kremla, które zostały ujawnione. I tylko można się zastanawiać, dlaczego polscy historycy i publicyści nie zwrócili na to uwagi.

Wariant B został opracowany i przedstawiony kierownictwu radzieckiemu. Ba, szerokim gremiom politycznym. Pisze o tym nieżyjąca już rosyjska historyczka Inessa S. Jażborowska. W wielkim opracowaniu pod redakcją Adama Daniela Rotfelda i Anatolija W. Torkunowa „Białe plamy, czarne plamy. Sprawy trudne w relacjach polsko-rosyjskich” znalazł się jej artykuł naukowy „Stan wojenny a kierownictwo ZSRR”. Jażborowska pisała go, mając przynajmniej częściowy dostęp do archiwów Kremla, jeszcze w czasach Jelcyna. Korzystając z okienka historii, mogła się dowiedzieć więcej. Te możliwości od lat są już zablokowane.

Czytaj dalej