Zakończyła się 6 edycja akcji „Mogiłę pradziada ocal od zapomnienia”. W akcji porządkowania zapomnianych i zaniedbanych kresowych nekropolii, na których spoczywają nasi przodkowie, uczestniczyli młodzi wolontariusze w Dolnego Śląska, w tym gimnazjaliści, uczniowie szkół średnich, studenci oraz osoby starsze. Głównym organizatorem przedsięwzięcia była Grażyna Orłowska Sondej, dziennikarka TVP Wrocław oraz członkini Zarządu Stowarzyszenia Dziennikarzy RP Dolny Śląsk.
— Jestem pełna podziwu dla młodych ludzi, którzy część wakacji poświęcili na ciężką pracę — mówi Grażyna Orłowska Sondej. — Pomimo dużego upału (temperatura często przekraczała 30 stopni C) wolontariusze pełni zapału pracowali przy wycince drzew i chaszczy, koszeniu traw i zielska oraz odnawianiu zdewastowanych i powywracanych pomników. Do naszej akcji włączyli się strażacy z Komendy Wojewódzkiej PSP z Wrocławiu i Ochotniczej Straży Pożarnej ze Strzegomia, motocykliści z Międzynarodowego Rajdu Katyńskiego, Strzelcy z Trzebnicy oraz wolontariusze z Krakowa i Opolszczyzny.
W Lisowcach nad Seretem
Jedna z grup, której niżej podpisany był uczestnikiem, pracowała na cmentarzu w Lisowcach (powiat Zaleszczyki) Było to dla mnie wielkie przeżycie. W miejscowości tej mam wielu krewnych, a na miejscowym cmentarzu spoczywają między innymi moi pradziadkowie i dziadkowie. W 1922 roku w Lisowcach urodził się mój ojciec Bazyli Mulek. W wieku 22 lat opuścił rodzinną wieś i wyruszył na front. Po zakończeniu działań wojennych nie mógł już wrócić na Podole. Dawne tereny Rzeczypospolitej zagarnięte zostały bowiem przez Związek Radziecki. Tato do końca życia mieszkał w Osiecznicy koło Bolesławca, ale przy każdej nadarzającej się okazji odwiedzał swoją wieś nad pięknym Seretem, w której mieszkała jego matka Anna oraz brat Taras z rodziną.
Zobacz Lisowce na mapie
Lisowce to także rodzinna miejscowość dr. Adolfa Juzwenki, dyrektora Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Wrocławiu, który odwiedził dolnośląskich wolontariuszy pracujących na miejscowym cmentarzu oraz pomógł w organizacji prac porządkowych.
— Przed II wojną światową Lisowce były typową wsią polsko–ukraińską — mówi Adolf Juzwenko. — Mieszkańcy żyli tu w zgodzie i nawzajem się szanowali. Nie rzadkością były mieszane polsko–ukraińskie małżeństwa. Nic więc dziwnego, że Polaków wyznania katolickiego bardzo często, a zwłaszcza podczas świąt Bożego Narodzenia i Wielkanocy, można było spotkać w miejscowej cerkwi greko–katolickiej, a Ukraińców w kościele rzymskokatolickim. Obowiązywał także niepisany obyczaj, który nakazywał. by w rodzinach mieszanych córki chrzcić w świątyni matki, synów zaś w świątyni ojca.
W 1944 roku dobre stosunki sąsiedzkie zaczęły się jednak psuć. Do Lisowiec zaczęły docierać informacje o terrorze ukraińskich nacjonalistów spod znaku UPA. Banderowcy mordowali nie tylko Polaków, ale również Ukraińców sprzyjających naszym rodakom, a zwłaszcza tych, którzy bardzo często ukrywali Polaków w swoich domach. Rodzina Juzwenków w obawie o życie wyprowadziła się do Tłustego, niewielkiego miasteczka, oddalonego o 7 kilometrów od Lisowic, w którym stacjonowała jednostka sowiecka.
Na cmentarzu przypominającym afrykański busz
Na XIX-wiecznym cmentarzu w Lisowcach, obok Ukraińców, spoczywa wiele Polaków. Jest to bardzo zaniedbana nekropolia, pozarastana drzewami i chaszczami. W porządkowaniu starego cmentarza uczestniczyło 9 dolnośląskich wolontariusz, w tym: Jan Stefański – uczeń Liceum Sportowego we Wrocławiu, Agnieszka Zagrodna i Patrycja Karasiak – absolwentki Gimnazjum w Lubiatowie koło Legnicy, Martyna Haftarczyk – uczennica LO w Miliczu, Leokadia Kołodyńska – Zysk – nauczycielka z Bogatyni, Jacek Sadlik z Legnicy, Witold Zagrodny z Lubiatowa, Tomasz Janik z Ziębic oraz niżej podpisany.
— W sumie wykarczowaliśmy drzewa na obszarze około pół hektara — mówi Tomasz Janik, kierowca naszego busa, który zaprezentował się również jako doskonały operator piły spalinowej. — W pracach wspomagał nas Iwan Jurkiewicz, kuzyn dyrektora Adolfa Juzwenki, który użyczył nam piły spalinowej, tak bardzo przydatnej przy wycince drzew.
— To była wręcz harówka, wspomina Jan Stefański. — Nie żałuję jednak, że tutaj przyjechałem. Odwaliliśmy przecież kawał dobrej roboty, a przy okazji poznaliśmy wielu sympatycznych mieszkańców Lisowiec. Za rok ponownie chciałbym tutaj trafić. Do uporządkowania pozostała bowiem jeszcze spora część cmentarza. To będzie dług wdzięczności wobec mojej babci, która pochodziła z Kresów i przez wiele lat mieszkała w Hucie Bystrzyckiej, na terenie dzisiejszej Ukrainy.
Agnieszka Zagrodna, absolwentka Gimnazjum w Lubiatowie, od września uczennica LO nr 2 w Legnicy: — O akcji „Mogiłę pradziada ocal od zapomnienia” dowiedziałam się oglądając program Studio Wschód, którego autorką jest redaktor Grażyna Orłowska Sondej. Miłość do Kresów zaszczepił we mnie również mój tato, którego mama, a moja babcia pochodziła z Zimnej Wody koło Lwowa, a jej mąż z miejscowości Borki Małe. Z Kresów pochodzą również dziadkowie mojej mamy , babcia ze Żnibrodów koło Buczacza, a dziadek z wsi Zastawie na Wołyniu. W tym roku już po raz trzeci wyjechałam na Ukrainę. W poprzednich latach brałam udział w porządkowaniu cmentarzy w Żytomierzu, Uszni, Obertynie i Połonnym. Najtrudniej było jednak w Lisowcach. Cmentarz był bowiem bardzo zaniedbany. W pracy dokuczał nam szczególnie żar lejący się z nieba. Nie żałuję jednak tego trudu. Dzięki naszej pracy wiele mogił uratowaliśmy od zapomnienia. W ubiegłym roku, ramach tej samej akcji, razem z koleżankami i kolegami z naszego Gimnazjum kwestowaliśmy na cmentarzach w Chojnowie i Legnicy.
Agnieszce w podróży na Podole towarzyszył tato Witold Zagrodny i wujek Jacek Sadlik.
— Jak wspomniała córka, nasza rodzina pochodzi w Kresów . Do dziś w Zimnej Wodzie koło Lwowa mieszkają nasi krewni, a Borkach Małych (powiat skałacki) na miejscowym cmentarzu spoczywa mój dziadek – mówi Witold Zagrodny. — W moim rodzinnym domu często mówiło się o Kresach. Jako mały chłopiec często więc słuchałem opowieści o Zimnej Wodzie, Lwowie oraz 40 Pułku Piechoty, który stacjonował w tym mieście. W tamtych latach nie wszystkie temat były dla mnie zrozumiałe, między innymi dlaczego nasze ziemie na wschodzie II Rzeczypospolitej, w konsekwencji decyzji mocarstw wielkiej trójki (Józef Stalin, Franklin D. Roosevelt i Winston Churchill) zapadłych na konferencji jałtańskiej, znalazły się w granicach USRR, a ludność polska została wysiedlona przez władze sowieckie. Z upływem lat co raz bardziej interesowałem się tym tematem. To z kolei zaowocowało tym, że w 2007 roku po raz pierwszy pojechałem na Ukrainę. Odwiedziłem wówczas między innymi Lwów, Kamieniec Podolski, Zbaraż, Chocim i Zimną Wodę, miejscowość w której na cmentarzu spoczywają moi przodkowie. Od tamtego czasu systematycznie studiuję publikacje poświęcone Kresom. Dzięki programowi Studio Wschód, emitowanemu przez Telewizję Wrocław, dowiedziałem się o akcji „Mogiłę pradziada ocal od zapomnienia”. Natomiast tym roku wziąłem aktywny dział w tej akcji i razem z młodymi wolontariuszami z Dolnego Śląska porządkowałem zaniedbany cmentarz w Lisowcach. Była to ciężka praca, ale jednocześnie patriotyczna lekcja dla naszej młodzieży.
— Witek mnie również zaraził miłością do Kresów – twierdzi Jacek Sadlik z Legnicy, szwagier Witolda Zagrodnego. — Dlatego też długo nie musiał mnie namawiać, aby pojechać na Podole i wziąć udział w ratowania cmentarza w Lisowcach, na którym spoczywa wielu Polaków. Za rok prawdopodobnie znów tam pojadę. Do uporządkowania pozostał bowiem jeszcze spory obszar cmentarz. Poza tym uważam, że do akcji porządkowania polskich cmentarzy na Kresach powinny włączyć się również władze Polski
Patrycja Karasiak, absolwentka Gimnazjum w Lubiatowie, od września uczennica LO nr 2 w Legnicy: — Ja także, za rok chciałabym tutaj przyjechać i dokończyć to czego nie udało się nam w tym roku zrobić. W akcji „Mogiłę pradziada ocal od zapomnienia” brałam udział po raz pierwszy. Namówiła mnie do tego moja serdeczna koleżanka Agnieszka Zagórna. Moi rodzice początkowo nie byli przychyli mojemu wyjazdowi. Bali się o moje bezpieczeństwo, ale bezpodstawnie. W Lisowcach i okolicach było bezpiecznie. Jedynie z telewizji mogliśmy się dowiedzieć o walkach toczących się na wschodzie Ukrainy.
Leokadia Kołodyńska – Zysk, nauczycielka z Bogatynia ma także kresowe korzenie. Jej tato, pochodzący z Wołynia, od dziecka małej Lodzi wpajał miłość do terenów II Rzeczypospolitej. W czasach PRL-u, nie mogąc odwiedzić ukochany Wołyń, wielokrotnie jeździł na cmentarze nad wschodnią granicą naszego kraju i tam zapalał znicze na grobach. W ten sposób chciał być bliżej miejsca, w którym się urodził i wychował. To zadecydowało, że i jego córka Leokadia zaczęła interesować się Kresami. Stała się również gorącą propagatorką akcji „Mogiłę pradziada ocal od zapomnienia. W ubiegłym roku, wraz z grupą młodzieży z Gimnazjum nr 2 z Bogatyni porządkował cmentarz w Sokalu nad Bugiem.
— W Sokalu opieką otoczył nas miejscy ksiądz Andrzej Mihułko – wspomina Leokadia Kołodyńska–Zysk. — O naszej akcji sprzątania cmentarza mówiło się w kościele i na ulicach miasta. Dzięki niemu spotkaliśmy się z merem miasta oraz zwiedziliśmy wiele interesujących miejsc w mieście i okolicy.
— Po przyjeździe do Lisowic ogarnęło mnie przerażenie – dodaje Leokadia Kołodyńska–Zysk. — XIX-wieczna nekropolia wyglądał bowiem jak afrykański busz, przez który trudno było się przedrzeć. Sporo wysiłku kosztowało nas więc, aby odkryć zarośnięte mogiły. Nie kryliśmy łez wzruszenia, kiedy okazywało się, że większość napisów zniknęła z pomników i nie jesteśmy ich w stanie odtworzyć. Jest mi trochę przykro, że nie udało się nam uporządkować całego cmentarza. Sądzę, że przyszłym roku powinniśmy dokończyć wszystkie prace na cmentarzu, tym bardziej, że swoją pomoc zadeklarował miejscowa sołtys Maria Mokrzycka.
Był czas na zwiedzanie
Martyna Haftarczyk, uczennica LO w Miliczu należy do weteranek uczestniczących akcji „Mogiłę pradziada od zapomnienia”. W sprzątaniu polskich mogił na Kresach uczestniczyła już po raz czwarty, w tym w Połonnem (dwukrotnie), Żytomierzu, Uszni i Obertynie.
— Wyjazd na Ukrainę to nie tylko ciężka praca. To także okazja do zwiedzenia miejsc, które wiążą się z historią Polski. W ubiegłym roku miałam okazję podziwiać zamek Sobieskiego w Złoczowie – wspomina Martyna Haftarczyk. — Z kolei w tym roku, zwiedziliśmy twierdzę w Chocimiu, należącą do najstarszych i najważniejszych warowni Przydniestrza. Byliśmy również w Kamieńcu Podolskim, nad którym góruje zabytkowa twierdza, dawniej zwana przedmurzem chrześcijaństwa lub bramą do Polski.
W kamienieckiej twierdzy 27 sierpnia 1672 roku zginął pułkownik Wołodyjowski. Jak podaje portal kresy.wm.pl., Sienkiewicz wcale nie wymyślił pułkownika Wołodyjowskiego. Nieco tylko ubarwił życiorys prawdziwego Wołodyjowskiego. A ten urodził się w 1620 roku niedaleko Kamieńca Podolskiego. W sierpniu 1672 roku dowodził obroną zamku przed Turkami. Według Sienkiewicza Wołodyjowski wraz z Ketlingiem wysadzili się w powietrze nie mogąc ścierpieć poddania zamku Turkom. W rzeczywistości wybuch nastąpił albo przypadkowo, lub spowodował go dowodzący artylerią major Hekling. Sienkiewicz zmienił mu nie tylko nazwisko, ale i narodowość. Filmowy Kettling jest Szkotem, prawdziwy Hekling był kurlandzkim Niemcem. Tak czy inaczej prawdziwy Wołodyjowski zginął przypadkiem. Turcy pozwolili bowiem obrońcom twierdzy opuścić zamek. Wybuch nastąpił w momencie, kiedy Wołodyjowski razem z wojskiem przygotowywał się do wymarszu.
Wolontariusze z Dolnego Śląska w Kamieńcu Podolskim zwiedzili również XVI-wieczną polską katedrę Świętych Apostołów Piotra i Pawła oraz wiele innych zabytków tego pięknego i ponad 100-tysięcznego miasta.
W drodze powrotnej z Chocimia do Lisowic, wolontariusze zatrzymali się nad Dniestrem, u ujścia Zburcza. W 1692 roku w rejonie tym, zwanym Okopami Świętej Trócy, hetman Stanisław Jan Jabłoński rozpoczął budowę twierdzy bastionowej. Do 17 września 1939 roku, kiedy to Związek Radziecki napadł na Polskę, był to wówczas najdalej wysunięty na południowy wschód cypel II Rzeczypospolitej oraz styk granic Polski, Rumunii i Ukraińskiej SRR.
W centrum Lisowiec polscy wolontariusze odkryli dawny Dom Polski. Przed II wojną światową w budynku był dom kultury polskiej. W czasach władzy sowieckiej znajdowało się kino. Obecnie jest sklep. Kilka lat temu, Michaił Strufiński (właściciel sklepu) podczas remontu na fasadzie budynku, pod warstwą tynku, odkrył orła i napis Dom Polski w Lisowcach, a następnie odmalował i pozostawił w stanie oryginalnym, w takim jaki widzieli to nasi rodacy w II Rzeczypospolitej.
Wracając do kraju grupa, na kilka godzin, zatrzymała się również we Lwowie, w mieście, w którym na każdym kroku można spotkać ślady polskości.
Podsumowanie akcji
— W porządkowaniu cmentarzy uczestniczyło ponad 800 wolontariuszy – mówi Grażyna Orłowska Sondej. — Byliśmy na polskich mogiłach aż w 86 miejscowościach, znajdujących się na terenie województw: wołyńskiego, lwowskiego, tarnopolskiego i stanisławowskiego. Udało się odnaleźć na pomnikach prawie 100 tysięcy polskich nazwisk. Wkrótce spis tych nagrobnych inskrypcji pojawi się na naszej stronie internetowej (http://www.studiowschod.pl/). Ułatwi to Kresowianom rozsianym po całym świecie odnalezienie mogił swoich bliskich.
Ryszard Mulek
Opisy do zdjęć
Uczestników akcji „Mogiłę dziada ocal od zapmnienia” wyjeżdzających na Ukrainę pożegał Cezary Przybylski, marszałek województwa dolnoślaskiego.
Z młodzieża pracującą na Cmentarzu w Lisowcach spotkał, się urodzony w tej miejscowości, dr Adof Juzwenko, dyrektor Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Wrocławiu
XIX-wieczna nekropolia wyglądała jak afrykański busz, przez który trudno było się przedrzeć.
Patrycja Karasiak i Agnieszka Zagrodna nie ukrywają, że mocno napracowały się przy porządkowani cmentarza, ale za rok chcą ponownie tu wrócić, aby dokończyć swoje dzieło.
Trzeba było mięć dużo siły i samozaparcia, aby ustawić powywracane pomniki.
Jeden z pomników z 1858 roku.
Kolejna polska mogiła na cmentarzu w Lisowcach.
Bez piły spalinowej, którą użyczył nam Iwan Jurkiewicz, mieszkaniec Lisowiec mielibyśmy problemy z wycinką drzew na cmentarzu.
Wiele drzew musieliśmy wykarczować.
Powycinane drzewa i chaszcze paliliśmy na ognisku.
Chwila odpoczynku po ciężkiej pracy.
Uśmiechnięte miny po dobrze wykonanej pracy.
Maria Mokrzycka, sołtys Lisowiec zadeklarowała się, że w przyszłym roku polskim wolontariuszom udzieli wszechstronnej pomocy przy porządowaniu miejscowego cmentarza.
Na cmentarzu w Lisowcach wykarczowaliśmy drzewa i krzewy na obszarze około 05 hektara.
Na „odkrytych” mogiłach zapłonęły znicze.
Ostatnie pamiątkowe zdjęcie z mieszkańcami, którzy wspomagali wolontariuszy z Dolnego Śląska przy ratowaniu polskich i ukrainskich grobów.
W Lisowcach przed II wojną światową w tym budynku był Dom Polski.
Ryszard Mulek na tle twierdzy w Kamieńcu Podolskim.
Twierdza w Chocimiu.
Martyna Hartarczyk, Leokadia Kołodyńska – Zysk, Patrycja Karasiak i Agnieszka Zagrodna na tle chocimskiej twierdzy.
Chocimską twierdzę każdego roku zwiedza tysiące osób.