
ChatGPT ma konkurenta. Jest nim chiński odpowiednik – model sztucznej inteligencji DeepSeek-R1, który ledwo pojawił się na rynku, a już został zablokowany we Włoszech i w USA. Czy to dmuchanie na zimne, czy przesadna ostrożność? W epoce sztucznej inteligencji nic nie jest przesądzone, a skutki zaniechań mogą nastąpić po latach. Pewne jest, że musimy się mierzyć z nowymi wyzwaniami.
Na rynku jest zaledwie od dwóch tygodni, a już zdołał wstrząsnąć rynkiem giełdowym, bo akcje firm powiązanych z OpenAI, która odpowiada za stworzenie i rozwój ChataGPT, poleciały w dół o kilkanaście procent. DeepSeek nie tylko jest nowy, ale i darmowy (koszt jego wyszkolenia wyniósł ok. 5 mln dolarów). Dalej już tak pięknie nie jest. DeepSeek, podobnie jak inne narzędzia komunikacji zbiorowej, zbiera o nas informacje i wysyła w świat przekazy, a tym samym może stać się narzędziem kontroli i propagandy. Widać to wyraźnie po pierwszych dniach działania DeepSeek.
Niektórzy eksperci wręcz skomentowali, że realizuje on linię programową Komunistycznej Partii Chin. Czatbot zapytany został np. o Tajwan – czy jest to wolne państwo? Najpierw odpowiedział, że tak, potem zaczął kluczyć, a na koniec wszystko znikło i pojawiła się informacja, że jest to terytorium pod jurysdykcją Chin! Inni użytkownicy próbowali rozmawiać z nim o masakrze na placu Tiananmen 4 czerwca 1989 roku, ale odmówił odpowiedzi, a następnie poinformował, że jego wytyczne zakazują mu rozmowy na ten temat. A to przecież jest jawną i oczywistą cenzurą! Chiński czatbot na niewygodne pytania albo nie odpowiada, albo jeśli napisze wersję niekorzystną dla chińskich władz, to zaraz taki wpis kasuje.