Hejtem po oczach
Kiedy wreszcie szef Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji stanie przed Trybunałem Stanu? Jak długo człowiek ferujący kilkusettysięczne wyroki przeciwko TVN, Tok FM czy Radiu ZET będzie to wciąż bezkarnie czynił w majestacie swego urzędu, cenzurując post factum medialne wypowiedzi, wprowadzając tzw. efekt mrożący i atakując dziennikarzy śledczych za to, że godnie wypełniają misję czwartej władzy? Jak długo jeszcze ten człowiek stał będzie na czele jednego z najważniejszych w Polsce urzędów centralnych, za nic mając krytykę, grając rolę absolutnego władcy medialnego pierścienia?
Za ten stan odpowiada wiele czynników. Trzeba wrócić do historii, do Ustawy o radiofonii i telewizji z 1992 roku, która określiła zasady, tryb działania oraz organizację i sposób powoływania jej członków. Podstawowym błędem było jej podporządkowanie politykom (członkowie KRRiT powoływani są przez Sejm, Senat i prezydenta) oraz nadanie jej wszechmocnej roli w zakresie regulacji i kontroli rynku medialnego (radia i telewizji) w Polsce. Kolejnym błędem było wpisanie KRRiT do Konstytucji RP w 1997 roku i dziś są małe szanse, aby to zmienić.
Zgodnie z artykułami 213 – 215 KRRiT miała stać na straży wolności słowa, prawa do informacji oraz interesu publicznego w radiofonii i telewizji. Ostatni skład rady uczynił z tego ciała jego karykaturę. Czterech z pięciu jej członków (poza prof. Tadeuszem Kowalskim) ośmiesza swym działaniem tę instytucję, pokazując, że jest ona całkowicie upolityczniona i podporządkowana partyjnym interesom Prawa i Sprawiedliwości, ogranicza prawo do informacji, stosuje cenzurę wobec TVN oraz przez cały okres rządów PiS tolerowała naruszanie przez TVP zapisów misyjnych określonych w Ustawie o radiofonii i telewizji. Co więcej, obecnie nie reaguje na wybryki „satyryków” w TV Republika, a zarazem jest bezlitosna wobec audycji TVN i komercyjnych rozgłośni. To w obecnym wydaniu karykatura regulatora i kontrolera, kierowana przez człowieka obsesyjnie zwalczającego TVN.