Wrocławskie spotkania Jana Stanisława Jeża

Wrocławskie spotkania. Można w cudzysłowie, jako że jest to jednocześnie tytuł wydanej ostatnio książki Jana Stanisława Jeża. Powstanie wtedy, najkrótsza z możliwych, recenzja. Można i bez.

Gdy jednak do tego dodamy przypominane codziennie z różnych okazji chwytliwe hasło „Wrocław – miasto spotkań”, oraz wspomnienie nieosiągalnej od wielu lat książki „Spotkania wrocławskie” zmarłego w 1958 roku Tadeusza Mikulskiego, twórcy powojennej wrocławskiej polonistyki – to dopiero wtedy, po lekturze ze wszech miar interesującego, łączącego poezję z epiką, zaledwie 64 stron liczącego, kolejnego tomiku Jana Stanisława Jeża, docenić można jakość owych spotkań. Spotkań z Wrocławiem, spotkań z poezją i spotkań z zauroczonym naszym miastem autorem. Swym tomikiem autor zaprasza do indywidualnych przemyśleń na temat związków czytelnika z Wrocławiem.

Spotkania z 26 osobistościami – bo przecież tak trzeba nazwać uwiecznione przez twórcę postaci, przywołują na myśl nie tylko skomplikowane dzieje Europy, jej granic i historii Polski oraz Niemiec, ale również, co ważne, w czasie, gdy Europa jest zjednoczona mimo dających się odczuć napięć, wkład w ową jedność kontynentu, ludzi którzy Europejczykami nigdy być nie przestawali, mimo iż często reprezentowali nie istniejące na politycznej mapie państwo polskie. Te nazwiska Polaków współtworzących historię nadodrzańskiego grodu stanowią jedną z chlubnych kart dziejów Wrocławia i chwała autorowi, że nam, współczesnym, w poetycki sposób o tym przypomina.

Nacechowane chwilami patosem strofy, również patriotyzmem, tym lokalnym i wykraczającym poza ograniczający to pojęcie przymiotnik, pozwolą – w szczególny sposób wrocławianom – odczuć uzasadnioną dumę z osiedlenia się właśnie w tym mieście:

(…) Pójdźmy na przechadzkę po dzisiejszym grodzie

Wąskimi uliczkami uroczej starówki

Przez bajeczne mosty, które tajemniczo

Szepcą swą legendę wespół z polską Odrą.

To zakończenie powstałego w 2003 roku wiersza „Warszawski trybun” poświęconego Hugo Kołłątajowi, który kilkakrotnie przejeżdżał przez Wrocław, o czym wspominał w wydanych w 1809 roku„Uwagach nad teraźniejszymi dziejami Polski”. Podkreślić warto, że również ten fakt odnotowuje Jan St. Jeż w epickiej, biograficznej części tekstu o Kołlataju.

Uważny czytelnik odnaleźć też może między wierszami (czy raczej „wersami”) dobroduszny humor połączony z lekką ironią, gdy Jan St. Jeż oczyma uważnego obserwatora odnosi się do współczesnego wyglądu miasta:

Oczom swym nie wierzę mości hrabio,

Uznany poeto, komediopisarzu,

Że po latach czuwania na martwym cokole

Oraz notowania przywar swych rodaków,

Zszedłeś wreszcie na poziom codzienności,

Pozwalając uścisnąć swą hrabiowską dłoń.

Widzisz to dziwadło tryskające wodą,

Chłonące nieustannie gorzkie wdowie grosze

I kpiące z ubóstwa wszechpanującego?

To fragment powstałego w 2003 roku wiersza „Hrabia na cokole”. Co miał na myśli autor, pisząc o „dziwadle tryskającym wodą” tego wrocławianom i przyjezdnym, którzy choć raz byli na wrocławskim Rynku, tłumaczyć nie trzeba!

Tomik ma również duże walory poznawcze, a to dzięki solidnej faktografii, którą zawiera zarówno część poetycka, jak i biograficzna poświęcona prezentowanym postaciom. Dodatkowym atutem jest zarówno słowo odautorskie stanowiące wstęp do „Wrocławskich spotkań” , jak i wprowadzenie prof. Jana Miodka, pod jakże wymownym tytułem: „Nie jesteście tutaj pierwsi”.

W sumie: dla nas, wrocławian – lektura obowiązkowa!

Wojciech W.Zaborowski