Iwan, komunikaty i przepustki, czyli gościnność po bułgarsku

Wróciłem do kraju z wczasów w Bułgarii w czterogwiazdkowym hotelu Kiparisite w Słonecznym Brzegu. Moja 13-letnia córka po zatruciu pokarmowym nie mogła zejść na posiłek. Na talerz położyłem dwa suchary i filiżankę herbaty i zgłosiłem kierownikowi hotelowej restauracji zamiar wyniesienia tego posiłku do pokoju. Jego reakcja przerosła moje najśmielsze oczekiwania. Zaczął krzyczeć na mnie, czym zwrócił uwagę gości całej restauracji. Nie pomogły tłumaczenia, że w wypadku choroby można chyba zrobić odstępstwo od lakonicznego zakazu i pomóc dziecku.

Kierownik restauracji o imieniu Iwan, zaczął manifestować swoją „władzę” i ostentacyjnie wskazywać na przyklejone na drzwiach wejściowych komunikaty zabraniające wynoszenia posiłków. Dodam, że przy wejściu na salę konsumpcyjną dokonywana jest kontrola przepustek uprawniających do wejścia i spożywania posiłków. Okazałem cztery przepustki a było nas troje, myślałem, że mam argument w tej sytuacji. Próbowałem tłumaczyć, że córka jest słaba i nie ma siły zejść. W odpowiedzi usłyszałem, że jak ktoś choruje, to trzeba wezwać lekarza, a nie wynosić jedzenie. O incydencie poinformowałem rezydentkę biura ITAKA i poprosiłem o interwencję. Sprawa zakończyła się wywieszeniem kolejnej kartki na drzwiach wejściowych na stołówkę, że w wypadkach, kiedy ktoś zachoruje należy powiadomić rezydentkę, która z kolei powiadomi personel stołówki, i kelnerka w razie potrzeby przyniesie posiłek do pokoju. A co, gdy turysta nie ma telefonu lub nie ma aktywnego roamingu? Jak menu ustalić przez telefon z rezydentką, która jest przecież w innym miejscu i powinna się zajmować poważniejszymi problemami? Moim zdaniem można było okazać trochę zrozumienia. Ostentacyjna bezczelność personelu i brak profesjonalizmu w obsłudze ruchu turystycznego, to właściwa charakterystyka bułgaskiej gościnności. Przydzielający gwiazdki hotelom i weryfikujący kwalifikacje personelu powinni się bardziej zastanawiać.
 
Po rozmowie z rezydentką (z czteroletnim doświadczeniem) zorientowałem się, że polski turysta w Bułgarii jest traktowany jak intruz, który próbuje zakłócić ustalony w innej epoce porządek ich świata. Przykro mi o tym pisać, ale Bułgarom obce jest życzliwe podejście do turysty. Inny przykład nagannego traktowania turystów zaobserwowałem podróżując ze Słonecznego Brzegu do Neseberu autobusem komunikacji podmiejskiej. To, że bułgarscy konduktorzy kasują według własnego uznania i nie wydają reszty, mógłbym jeszcze zrozumieć, ale dlaczego nie informują, że autobus kończy kurs i nie jedzie do końca, pozostaje dla mnie fenomenem krętactwa i taniego nabijania turystów w butelkę. Nie znają języków obcych – próbują utrzymać wrażenie, że potrafią się posługiwać językiem angielskim, jednak po wyrecytowaniu dwóch wyuczonych na pamięć zdań cała komunikacja się kończy. Próby zadania prostych pytań personelowi hotelowemu (byłem w 5 hotelach) kończyły się zazwyczaj błagalnym spojrzeniem, aby dać im spokój lub przedłużaniem, czy symulowaniem rozmów telefonicznych, tak aby oczekujący przy recepcji turysta odpuścił i zrezygnował.

Przy tej okazji pragnę przestrzec turystów przed specjalnościami kuchi bułgarskiej: sacz, musaka, czy nawet pizza są przyrządzane na głębokim tłuszczu, co jest raczej bardzo ciężko strawne, lokale nie grzeszą czystością a o miłej obsłudze można pomarzyć. Zdecydowanie nie polecam. Kolejny mit, to ceny w restauracjach i barach. Są one takie same, jak u nas. Jedynym tanim produktem jest piwo – w marketach 2,5 litra kosztuje około dwóch lewa. Jest ono bardzo słabe, choć w smaku dobre.

Arek Barędziak