Brzytwą po mediach
„Znaczyło słowo to niemało, kanaliom krzyżowało szyki, aż wzięło i wyparowało z kultury, nauki, polityki” – taka była diagnoza Wojciecha Młynarskiego, a chodziło o słowo „przyzwoitość”. Niedawno w Warszawie odbyła się debata medioznawcza na temat przyzwoitości w mediach, ale jak to zwykle bywa, debata się odbyła, a problem pozostał.
Mamy różne kodeksy etyki dziennikarskiej, ale żaden z nich nie definiuje, czym jest przyzwoitość w mediach ani nie podaje wprost przykładów zachowań przyzwoitych czy nieprzyzwoitych. Można tylko się dowiedzieć, że niektóre z nich są aprobowane, a inne piętnowane. Jest jeszcze Rada Etyki Mediów, która teoretycznie mogłaby rozstrzygać sprawy dotyczące przyzwoitości, ale jej rola jest coraz bardziej umniejszana przez same środowiska dziennikarskie (piszę w liczbie mnogiej, bo taki twór jak „środowisko dziennikarskie” zwyczajnie nie istnieje).
Jak zatem oceniać zachowania takich dziennikarzy, jak Dorota Gawryluk (opisywane przeze mnie w ubiegłym tygodniu) czy Tomasza Lisa? Są przyzwoite, poprawne czy nieprzyzwoite, naganne? Czy zwykłą rolą redaktora naczelnego jest całowanie pracownic pomimo ich protestów czy wkładanie palców w dziury spodni dziennikarki je noszącej? Może to uchodzi, może to tylko taka kultura korporacyjna, a może redaktorska dociekliwość, co też ta dziennikarka pod spodniami ukrywa?