Cesarski bal

Jak dziennikarze SDRP opanowali „Galicję”

Co bardziej wiekowi pamiętają tę popularną niegdyś piosenkę śpiewaną przez Jerzego Połomskiego a zaczynającą się od słów: „Był raz bal na sto par…”. Bal, w którym uczestniczyłem w sobotę 26 stycznia 2019 (bo bardziej byłem uczestnikiem, tancerzem już raczej nie), nie gościł stu par, nawet pięćdziesiątki trudno by się było doliczyć, ale miał wszelkie symptomy prawdziwego balu. Takiego, jakie oglądało się nieraz na scenach operetkowo-operowych teatrów (vide „Bal w Savoyu” Paula Ábraháma czy „Zemsta nietoperza” Johanna Straussa – syna). I gdyby nie ograniczenia czasowe, wynikające z godzin otwarcia lokalu, pewnie można by również „przetańczyć całą noc”, jak śpiewała Eliza w znanym musicalu „My Fair Lady”.

Bal – to jest to! A Bal Karnawałowy, na który w imieniu SDRP Dolny Śląsk zaprosił dziennikarską brać niestrudzony organizator, animator życia kulturalnego ludzi mediów, Przewodniczący Zarządu SDRP red. Ryszard Mulek, zawsze należy do długo wspominanych wydarzeń. 

Jeszcze przed przekroczeniem progów tradycyjnie już goszczącej od lat dziennikarzy restauracji „Galicja”, historycznego hotelu „Polonia” we Wrocławiu przy ul. Piłsudskiego, powróciłem pamięcią do balów, wieczorków tanecznych itp. wirujących atrakcji, które towarzyszyły mi od lat młodych do dojrzałego wieku. Były we Wrocławiu potańcówki w niezapomnianym Klubie Dziennikarza przy Podwalu (to informacja dla młodszej generacji, która ani klubu, ani tamtych lat nie pamięta), huczne bale w studenckim „Pałacyku” przy ul. Kościuszki, były bale sylwestrowe prawie w każdej wrocławskiej restauracji, były zakładowe bale karnawałowe, były również bardzo cenione bale dziennikarzy. Można powiedzieć, że wszystko już było. Liczy się jednak to, co przetrwało. A przetrwali, mimo znanych wszystkim perturbacji, prawdziwi dziennikarze i przetrwał nasz bal.

Co skonstatowawszy, wchodzę do lokalu „Galicja” bliskiego memu sercu (jako że w tym właśnie hotelu „Polonia” od lat się zatrzymuję, wracając każdego miesiąca na dni parę do Wrocławia). Godzina dopiero 16,30 , do rozpoczęcia balu jeszcze godzina, ale red. Ryszard Mulek już na stanowisku. Wskazuje, gdzie będzie przygrywał do tańca Eugeniusz Opyd z zespołu „My We Dwoje”, przy miejscach dla gości umieszcza na stołach karteczki z nazwiskami, zdążył nawet na powitanie z piszącym te słowa wypić dobrze schłodzone piwo!

Czas mija szybko, nadeszła 17.30 – i się zaczęło! Zaludniło się przy stołach, zabrzmiały pierwsze takty… i rozluźniło się przy stołach, bo w końcu to bal i biesiadnicy ruszyli w tany. Jak zawsze brylowali na parkiecie Przewodniczący, red. Ryszard Mulek wraz z żonąJózefą. Na szczęście były i przerwy, które wykorzystywało się zarówno na konsumpcję (przy moim stole dbała o nasze żołądki p. Karolina, o wątroby, przy wydatnym wsparciu red. Jana Drajczyka dbaliśmy już sami), jak i na interesujące rozmowy. Niezrównanym rozmówcą był red. Jan Stanisław Jeż, poeta, który na pamiątkę naszego spotkania wpisał mi dedykację w ostatnio wydanym tomiku limeryków „Satyryczne kontynuacje” oraz własnoręcznie napisał w trakcie rozmowy limeryk… „Pryszczaty Franek z Góry Kalwarii”. Poprzestanę na tytule, zainteresowanych tematem zachęcam do lektury tomiku! Jeszcze przed pierwszymi tanami udało mi się wysłuchać interesujących wspomnień, które w gawędziarskim tonie roztoczył przede mną red. Engelbert Miś. Później mogłem go już tylko podziwiać na parkiecie, gdy tańczył z żoną Jadwigą. Z uznaniem zaobserwowałem zainteresowanie cesarzem Franciszkiem Józefem I, którego portret przyozdabia restauracyjną salę. Red. Zdzisław Czekierda, sympatyczny dawny dziennikarz prasy wojskowej oraz były rzecznik prasowy szefa Sztabu Generalnego WP, nim wraz z towarzyszącą mu partnerką Lidią dołączył do tańczących par, chwilę zadumał się przed portretem Habsburga. Nie dziwię się. W końcu bal był prawie jak cesarski! Świetnie bawili się red. Sławomir Bernaś wraz z żoną Dorotą i przyjaciółmi: LucynąBogdanem Rogalą. Atmosfera zabawy udzieliła się wszystkim. Widać było, że bawili się znakomicie KrzysztofJanina Suty. Przy miłej rozmowie spędzali czas red. Krystyna Jarosz-Czech i red. Sławomir Sobczak (gość z Krakowa).

W balu brali też udział przedstawiciele zaprzyjaźnionego Stowarzyszenia Kombatantów Misji Pokojowych ONZ. M.in. wchodzący w jej skład Edward Klimas wraz z małżonką Kazimierą uczestniczyli, niestety, tylko duchowo, mylnie zapisali datę imprezy. Świadomie za to nie było na balu ani red. Waldemara Niedźwieckiego, ani 90 lat liczącego red. Andrzeja Szymury, dawnego dziennikarza PAP, który miał być w trakcie balu uhonorowany statuetką Złotego Pióra. Choroba uniemożliwiła obu Kolegom udział w imprezie. Było, minęło. Zostały wspomnienia.
„Był raz bal…”. Mam nadzieję, że nie ostatni!

Tekst: Wojciech W. Zaborowski
Zdjęcia: Jan Drajczyk i Wojciech W. Zaborowski