Na okładce niewielkiej książeczki współczesna fotografia starej, nagrobnej tablicy z napisem, że spoczywa tu
Ś†P JAN DUBAJ, kapitan sztabu 5 dywizji Strzelców Polskich. Zmarł
w więzieniu 6 czerwca 1920 roku przeżywszy 26 lat. Ten grób i kilka innych (polskich jest wiele), zachował się na cmentarzu w Krasnojarsku, dziś milionowym mieście nad Jenisejem na Syberii. To mogiły Polaków, którzy zakończyli życie w roku 1920 i byli… oficerami.
Książeczka autorstwa Sergiusza Leończyka nosi tytuł „Cmentarze polskie na Uralu i Syberii”i jest w zasadzie przyczynkiem do dziejów polskiej obecności na terenach Cesarstwa Rosyjskiego i ZSRR. Ale poruszając, choć skrótowo, ten ogromny temat, może wzbudzić większe zainteresowanie potencjalnego czytelnika, skłonić go do poszukiwania odpowiedzi na podstawowe pytanie – skąd i dlaczego ci i nie tylko ci nasi rodacy się tam znaleźli? A wcale nie jest ona prosta…
Nieszczęsny wiek XIX, kiedy Rzeczpospolita, podzielona przez trzy sąsiednie mocarstwa, znikła z geograficznej i politycznej mapy Europy, sprzyjał patriotycznym uniesieniom, które zwykle objawiają się w sytuacji pozbawienia państwowej podmiotowości. Przyczyny, które do tego doprowadziły, schodzą na plan dalszy. Najważniejsze jest poczucie niemocy i zlekceważenia. Unicestwiono bohaterskie przedmurze chrześcijaństwa, wspaniały wielki kraj, którego królową była Matka Boska, ofiarę spisku niegodziwców, obelżywie nazwany chorym człowiekiem Europy. Tak to przedstawiali prawdziwi patrioci. Ten sugestywny obraz został niejako wdrukowany w świadomość większości ówczesnych Polaków i funkcjonuje do tej pory. Zaś poczesne miejsce zajmuje w nim męczeństwo; zsyłka, kibitka, katorga, kajdany i łagry, jednoznacznie kojarzone z Syberią, powszechnie określaną złowieszczą, rosyjską nazwą – Sybir, pojmowanym jako więzienie narodów.
Ta bardzo słabo zaludniona, północna część Azji, obszar od Uralu do Pacyfiku, od XVI wieku była naturalnym terenem moskiewskiej ekspansji. Najpierw dla wymuszania od rdzennej ludności jasaku (danin) w futrach i skórach, z biegiem czasu podporządkowywania kolejnych terytoriów rosyjskiemu władztwu poprzez wprowadzanie administracyjnego aparatu, eksploatacji odkrywanych bogactw naturalnych i na koniec – osadnictwa, kolonizacji.
I właśnie zasiedlanie tych ziem chętnymi przybyszami z europejskiej części potężniejącego państwa sprawiało kłopoty. Rozwiązaniem tyleż praktycznym, co w pewnym stopniu skutecznym, była zsyłka przeciwników politycznych i jeńców. Zesłańcy mieli dość dużą swobodę, mogli zakładać rodziny i przede wszystkim uprawiać, na pożytek imperium, swoje wyuczone zawody i czasem nawet otrzymywać zapłatę.
Pierwszymi Polakami na Syberii byli jeńcy z czasów wojen Batorego i nieco późniejszych, czyli z początków XVII wieku. Tych około 250 żołnierzy znało się na fortyfikacjach, pracowali więc przy ich wznoszeniu wokół Tomska i Krasnego Jaru (Krasnojarska). Również uprawiali ziemię.
Wielkie zsyłki rozpoczęły się u schyłku XVIII wieku po klęskach Konfederacji Barskiej i Insurekcji Kościuszkowskiej. Na Syberię trafiło około 20 tysięcy buntowników, a po nieudanej kampanii rosyjskiej Napoleona (1812) 900 jeńców wojennych z towarzyszącego mu polskiego korpusu.
Wiek XIX z dwoma niepodległościowymi zrywami – listopadowym i styczniowym – przyniósł największe i najbardziej dotkliwe straty. Skazano i zesłano na Sybir blisko 60 tysięcy niepokornych polskich patriotów. Był to niejako akt osłabiającego, mściwego „upuszczenia krwi”, po dziesięcioleciach zastosowany w Katyniu i przedpolach powstańczej Warszawy w roku 1944. I to zostało zapamiętane i zapisane dziełami wielu nieprzeciętnych artystów z epoki. Stworzono czarną legendę Syberii-Sybiru, więzienia narodów, i jaśniejącą na tym tle złotą – męczeńskiej Polski jako Narodów Chrystusa. Powstał sugestywny obraz okrutnego kata i niewinnej ofiary, któremu nadano rangę przyjmowanej bez zastrzeżeń prawdy absolutnej.
Prawdy absolutne mają tę ułomność, że w realnym życiu są najczęściej imaginacją. Czy dla wszystkich rzuconych wolą imperatora w te odległe, obce i nieprzyjazne krainy istotnie takimi były?
Zdecydowana większość zesłańców po kilku, kilkunastu latach wracała do kraju. Wielu jednak właśnie tam, na Syberii, znalazło swoje miejsce do życia. Z zesłańców stali się osadnikami, kolonistami. Założyli rodziny, uprawiali zawody niesłychanie tam przydatne, byli nauczycielami, geodetami, budowniczymi, agronomami, zajmowali się badaniami przyrodniczymi, kartografią czy etnografią. Osiągali uznanie nie tylko tuziemców, zaś srogie oko miejscowych czynowników dostrzegało głównie ich przydatność, a nie sympatie polityczne. Co prawda Ojczyzna była daleko, ale daleko był również Car. I na tych ogromnych, mało zaludnionych przestrzeniach czuli się wolni. Tworzyli społeczności, zakładali własne osady czy wsie, jeszcze inni się asymilowali. Niektórzy robili większe czy mniejsze kariery. Na początku drugiej połowy XIX wieku Syberię zamieszkiwało około 40 tysięcy Polaków…
W historii Rosji jest wiele znaczących postaci pochodzenia polskiego, zesłańców lub ich potomków, żeby wymienić choćby Konstantego Ciołkowskiego, twórcę teorii lotów kosmicznych, czy zoologa Mikołaja Przewalskiego.
Największy napływ Polaków z zaboru rosyjskiego na Syberię nastąpił w latach 70. i 80. XIX wieku. Było ich, emigrantów zarobkowych, w co trudno dziś uwierzyć, około… 500 tysięcy. Zdecydowaną większość stanowili świeżo (1864) uwłaszczeni wieśniacy, którym rząd carski nadał prawo własności użytkowanej ziemi. A ponieważ w Kongresówce takich użytków brakowało, bezrolni i małorolni chłopi ruszyli na daleki wschód – Syberię. A tam, niejako w sposób naturalny, tworzyli wielką, nieźle zorganizowaną diasporę: funkcjonowały szkoły, katolickie parafie, patriotyczne organizacje. To wszystko było bacznie obserwowane, ale było! I, jak się podczas wywołanej przez bolszewików wojny domowej okazało, stanowiło główny ludzki rezerwuar dla powstających już od końca roku 1917 w kilkunastu miastach syberyjskich (m.in. w Omsku, Irkucku, Tomsku) zbrojnych oddziałów. Z nich właśnie pod koniec roku 1918 w Nowonikołajewsku utworzono Dywizję Syberyjską, przemianowaną wkrótce na V Dywizję Strzelców Polskich, składającą się z 4 pułków piechoty, pułku kawalerii, pułku artylerii, brygady inżynieryjnej i batalionu szturmowego. Razem liczącą ponad 11 tysięcy żołnierzy.
Dywizja weszła w skład armii admirała Kołczaka, która mocą decyzji głównego dowództwa, wraz z oddziałami wojsk sprzymierzonych, dostała rozkaz ewakuacji na wschód. Polacy mieli stanowić ariergardę i posuwać się za korpusem czeskim. Cała operacja była prowadzona dość chaotycznie, spory kompetencyjne i decyzyjne jej nie ułatwiały. Przemieszczające się wojska Armia Czerwona atakowała od zachodu; siłą rzeczy musiała je odpierać przede wszystkim straż tylna.
Polacy stoczyli kilka krwawych bitew: pod Tajgą, Krasnojarskiem, Klukwienną, lecz w końcu zostali zmuszeni do kapitulacji. Bolszewicy złamali porozumienia, żołnierzy skierowano do ciężkich robót, oficerów uwięziono w Krasnojarsku, gdzie część zmarła, część rozstrzelano.
Jednak około 900 żołnierzy się nie poddało. Przedarli się do Harbina i drogą morską wrócili do kraju. Zdążyli jeszcze wziąć udział w Bitwie Warszawskiej.
Jest to wydarzenie rzadko wspominane, bo politycznie niewygodne. Co prawda walczyli z bolszewikami, ale czy chodziło im tylko o wolną Polskę? Może też o Rosję, nie carską, lecz zachowującą tę część starego porządku, która im dała ziemię i trochę niezbędnej każdemu człowiekowi wolności? To jeden z wielu fragmentów polskiej, zagmatwanej historii, zasługujący na wielką, rzetelną opowieść, być może filmową…
Autor książeczki, sam Sybirak, opowiada o grobach, którymi się opiekuje nie tylko żyjąca tam jeszcze Polonia, ale też zlikwidowanych, zniszczonych, wymazywanych z pamięci. On je stara się tam przywrócić. Robi to z dbałością historyka, dokumentalisty, ilustratora i pasją właściwą ludziom uczciwym i rozumnym.
Andrzej
Łapieński
Sergiusz Leończyk, „Cmentarze polskie na Uralu i Syberii”, APAJTE Éditions Paris 2018