Uroczystości pogrzebowe rozpoczną się o godzinie 8.00 w piątek 8 czerwca 2018 roku na cmentarzu Grabiszyńskim we Wrocławiu.
Henryk Jonek (ur. 13 stycznia 1930 – zm. 4 czerwca 2018)
„Pierwszy kontakt z dziennikarstwem nawiązałem w roku 1954, zostałem wtedy korespondentem terenowym wydawanego w Bydgoszczy ogólnopolskiego dziennika „Ilustrowany Kurier Polski”. Współpracowałem z jego mutacją inowrocławską.
W latach 1958–1959 pracowałem jako sekretarz redakcji nowo utworzonego tygodnika „Nowiny Jeleniogórskie”.
W 1959 roku przeprowadziłem się do Wrocławia, gdzie zostałem korespondentem terenowym „Gazety Robotniczej” (oprócz terenowych byli również korespondenci zakładowi).
W tym samym czasie studiowałem polonistykę na Uniwersytecie Wrocławskim. Studia te ukończyłem z tytułem magistra w roku 1964 (w trybie eksternistycznym).
Byłem współzałożycielem (z Ryszardem Skałą) popołudniówki „Wieczór Wrocławia”. Na krótko zostałem instruktorem Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Wkrótce jednak wróciłem do „Wieczoru Wrocławia”, a następnie znalazłem się w „Gazecie Robotniczej”, na stanowisku sekretarza redakcji. Po pewnym czasie awansowałem na zastępcę redaktora naczelnego.
Złożono mi również propozycję objęcia funkcji sekretarza redakcji miesięcznika „Odra”, jednak z tej oferty nie skorzystałem, uznałem bowiem, że moje miejsce jest w dzienniku.
1 czerwca 1989 roku dostałem nominację na redaktora naczelnego „Gazety Robotniczej”. Po wyborach 4 czerwca tegoż roku, ponieważ miałem już uprawnienia emerytalne, skorzystałem z nich.
Już jako emeryt współpracowałem ponad 10 lat z miesięcznikiem „Wędkarz Polski”. W tej chwili moim jedynym kontaktem z prasą jest codzienne czytanie „Gazety Wrocławskiej” – spadkobierczyni dawnej „Gazety Robotniczej”.
Za pracę zawodową otrzymałem liczne odznaczenia resortowe, lokalne i państwowe, wśród nich Krzyż Kawalerski OOP.”
Podyktowane własnoustnie, tekst z września 2015 – Cezary Żyromski
Mój pierwszy naczelny
To były dawne lata, przełom szóstej i siódmej dekady ubiegłego wieku. Zaczynałem współpracę z „Wieczorem Wrocławia”. Za sobą miałem już prasową przygodę z „Życiem Załogi”, do którego pisałem na tematy muzyczno–operowe, bowiem etatowo zwązany byłem z Operą Wrocławską. Po krótkim okresie pisania do „Wieczoru Wrocławia” na tematy miejskie i z zakresu kultury, gdy szefowie gazety uznali, że rokuję nadzieję na stabilną dalszą współpracę, wylądowałem w gabinecie zastępcy rektora naczelnego, a był nim red. Henryk Jonek. Sprawa była właściwie formalna, bo rzecz dotyczyła otrzymania legitymacji stałego współpracownika gazety, który to dokument stwarzał początkującemu dziennikarzowi większe możliwości działania.
Red. Jonek z uśmiechem wręczył mi upragniony dokument, po czym, już bez uśmiechu, na poważnie, przestrzegł przed popełnianiem błędu typowego dla początkujących (jak się potem okazało nie tylko ich!) w tamtych latach: wyciągania służbowej legitymacji, by załatwiać swoje prywatne sprawy.
Mijały lata, kontakty stały się nie tylko zawodowe, ale i prywatne, a ja w pamieci miałem to pierwsze spotkanie i wrażenie, jakie wywarł na mnie red. Henryk Jonek. Uśmiech, z jakim mnie witał w swym gabinecie, i pełna troski poważna przestroga, by nie naruszać zasad dziennikarskiej etyki. W tym połączeniu sedeczności i życzliwości z zasadami, których przestrzegał, mieściła się cała osobowość Redaktora i tajemnica, dlaczego Go tak lubiliśmy.
Przypomniałem Heniowi tę naszą pierwszą rozmowę wiele lat później, gdyż padły w niej bardzo istotne dla młodego dziennikarza wskazówki. Nim opuściłem wtedy redakcyjny gabinet, red. Henryk Jonek stwierdził: „i jeszcze powinien pan wiedzieć, że niezależnie od podytułu, cała prasa jest partyjna, zaś dziennikarze żyją średnio 42 lata”. Byłem młody, musiało upłynąć sporo czasu nim zorientowałem się, jak cenną wskazówkę i materiał do przemyśleń dał mi wtedy mój nowy naczelny. Choć nie pytał, ani o poglądy polityczne, ani o stan zdrowia!
Pogodny życzliwy i wymagający. Takim pozostanie w pamięci. Dziękuję Heniu, że mogłem Cię poznać!
Wojciech W. Zaborowski
*
Z wielkim smutkiem przyjąłem wiadomość o odejściu Henia Jonka. Znaliśmy się tyle lat. Byliśmy współzałożycielami tygodnika „Nowiny Jeleniogórskie”. Kiedy zaczynałem pracę dziennikarską, wiele się od Niego nauczyłem.
Henio był intelektualistą i miał szeroką wiedzę, nie tylko dziennikarską. Był przy tym człowiekiem skromnym, niezwykle uczciwym i koleżeńskim.
W ostatnich latach ciężko chorował, lecz nie tracił kontaktu ze środowiskiem dziennikarskim i na wózku inwalidzkim przyjeżdżał na coroczne spotkania wigilijne i dawnych pracowników RSW „Prasa”, organizowanych przez Zbyszka Kawalca, byłego dyrektora Wrocławskiego Wydawnictwa Prasowego.
Brakuje nam Heńka, ale będziemy o Nim pamiętać.
Lesław Miller