Przeżyj! Zapiski z Festung Breslau i polskiego Wrocławia 1945 – 1947

W najbliższych dniach na polskim rynku wydawniczym ukaże się książka Ursuli Waage „Przeżyj! Zapiski z Festung Breslau i polskiego Wrocławia 1945 – 1947. Relacja świadka”.

Publikacja będzie prezentowana w sobotę 3 grudnia 2016 w Hali Stulecia na Targach Dobrej Książki. W godzinach 16.45 – 17.45 autorka będzie podpisywała książkę, natomiast o godz. 18.00 odbędzie się spotkanie autorskie, które poprowadzi autor przekładu Arkadiusz Barędziak (członek naszego Stowarzyszenia). Wstęp bezpłatny. Serdecznie zapraszamy wszytkich, którzy interesują się historią naszego miasta. Program Targów.

Wspomnienia Ursuli Waage ukazały się na niemieckim rynku wydawniczym dopiero w roku 2004. Oryginalny tytuł „Bleib übrig” to pozdrowienie, które w dosłownym tłumaczeniu oznacza przeżyj, przetrwaj, pozostań. Posługiwali się nim, w obliczu zbliżającego się frontu, najpierw niemieccy żołnierze, a zasłyszane przez ludność cywilną, szybko zyskało popularność i było używane w wielu niemieckich miastach. Używano go także w oblężonym Breslau. Słowa te wypowiadano tylko do najbliższych i zaufanych osób, ponieważ nazistowska władza ich nie akceptowała.

Wspomnienia są kronikarskim zapisem naocznego świadka historii, ówczesnej nastolatki, która, dzięki znajomości stenografii, mogła pomiędzy ostrzałami miasta szybko i precyzyjnie przelać swoje obserwacje na kartki czterech małych brulionów. Autorka posługuje się charakterystycznym stylem: zdania pisane w pierwszej osobie w czasie teraźniejszym są krótkie, a niekiedy są to tylko równoważniki zdań. Opisują one dynamicznie zmieniającą się sytuację w oblężonym mieście. Charakterystyczny jest brak komentarza i towarzyszących emocji, co siłą rzeczy determinuje subiektywny komentarz Czytelnika. Dzięki temu każdy z nas może oczami wyobraźni przeżyć opisywane wydarzenia i wczuć się w rolę poszczególnych postaci.

Zapiski przechowywane przez lata w pudełku z dokumentami, były niekiedy czytane we fragmentach podczas rodzinnych spotkań. Cześć jej bliskich opuściła Breslau, zanim rozegrały się tu dramatyczne walki, które pochłonęły wiele istnień ludzkich a ulice pokryły gruzem zniszczonych zabudowań. Po jednym z takich  spotkań, połączonym z odczytem fragmentów zapisków, ktoś zasugerował, że wspomnienia należy opublikować. I tak zapiski w zapisie stenograficznym Autorka „przetłumaczyła” na język niemiecki i w końcu trafiły do rąk Czytelników.

Poniżej prezentujemy fragment wspomnień:

Breslau staje się twierdzą   

Wydarzenia nabierają tempa i zmieniają się jak w kalejdoskopie. Nasza klasa spotka się jeszcze raz w szkole, aby odebrać zawiadomienia o przyjęciu do Ośrodka Kształcenia Nauczycieli. Przy tej okazji dowiadujemy się, że naturalnie o dalszych lekcjach nie może być mowy. Zostajemy przydzielone do służby dworcowej. Pomagamy pierwszym uchodźcom, którzy  uciekając z Górnego Śląska przed nadciągającą Armią Czerwoną, wleką ze sobą bagaże i próbują wepchnąć kobiety z płaczącymi dziećmi do przepełnionych pociągów, które nie wiadomo dokąd  odjadą. Wydajemy napoje i nie zastanawiamy się nad tym, jak my zachowałybyśmy się w takiej sytuacji. Śmiertelnie zmęczone zanurzamy się w łóżkach, ale nie możemy ukoić naszych ciał w głębokim śnie.

Ulicami w kierunku zachodnim przetacza się niekończący się pochód uciekinierów. Na wozy drabiniaste i wszelkie możliwe wózki ładowali oni w pośpiechu cały swój dobytek. Na samej górze siedzą starcy i dzieci. Pierwsi szczęśliwcy zaprzęgli jeszcze konie lub woły do swoich wozów. Inni ciągną za sobą sanie załadowane dobytkiem lub dźwigają ciężkie pozostałości z ocalałego dobytku. Jest to upiorny pochód, który przesuwa się w milczeniu zmęczenia. Do naszej świadomości dociera szuranie butów umęczonych ludzi, którzy idą chwiejnym krokiem obok swoich wózków, niekiedy płacz dzieci, stąpanie, dyszenie koni i ryk niewydojonych krów. Porzucone psy wałęsają się w parach a ich skowyt brzmi przerażająco.

Czy długo jeszcze będziemy leżeć w naszych ciepłych łóżkach, aż w końcu także i nas dosięgnie los życia na drogach przy mrozie minus 20-23° C?

Trwa to już dokładnie tydzień, potem w dniu 20 stycznia 1945 roku ogłoszono zarządzenie, że kobiety i dzieci mają opuścić Breslau.

Mam dyżur na Freiburger Bahnhof (Dworzec Świebodzki). Siostra Margot wraca z pracy i szyje nam plecaki z grubego płótna. Pakujemy do nich to, co najpotrzebniejsze do życia:  najważniejsze dokumenty, ciepłą odzież, po jednym blaszanym talerzu, garnuszku, komplecie sztućców, przybory do mycia i ręcznik. Więcej nie możemy nieść na plecach. Walizka z bielizną, kołdrami, jak i garnek miały być transportowane przez nas na saniach.

Warunki, które panują na dworcu nie pozostawiały złudzeń – stało się dla nas jasne, że musimy być przygotowani do marszu, ponieważ nie odjedziemy przeładowanymi od wielu dni pociągami.

Matka jest przeciwna ucieczce. Doskonale wie, że nie wystarczy jej sił na marsz w lodowatym zimnie. Margot i ja boimy się tego, co czeka młode kobiety w wypadku zajęcia miasta przez sowieckich żołnierzy.

W dniu 21.1.1945 grupa terenowa „Wachtplatz” NSDAP (niem. Nationalsozialistische Deutsche Arbeiterpartei – Narodowosocjalistyczna Niemiecka Partia Robotników przyp. tłumacza) podstawia pojazdy do transportu. Pracujący zawodowo nie mogą jednak z nami jechać. Margot pracuje zawodowo – tak więc zostajemy na miejscu.

W dniu 22.1.1945 siostra Gerda zagląda do nas na krótko. Będzie ona razem z obozem Służby Pracy przeniesiona do Lieboch (Lieběchov w Republice Czeskiej) w Okręgu Sudeckim.

Mówimy jej, że pozostajemy w Breslau, gdzie pewnie wkrótce dojdzie front i nie będziemy uciekać. Dokąd zresztą?

Także nasza kuzynka, Liesel pojawia się u nas. Z Karlowitz (Karłowice), jej osiedla na obrzeżach Breslau uciekli niemal wszyscy. Przyjmujemy ją do nas.

24.1.1945 roku po raz pierwszy w komunikacie Naczelnego Dowództwa Wehrmacht wymienia się Breslau. Stąd wiemy, jak blisko już do miasta zbliżyły się radzieckie siły zbrojne. Breslau zostaje ogłoszony twierdzą i zagraża mu okrążenie.

Cały czas próbujemy jeszcze przekonać matkę do ucieczki. Chcemy, zanim miasto zostanie okrążone, na pieszo przebić się w kierunku Mielitzsch (Milicz). Od dawna nie ma już wojskowych aut do transportu ludności cywilnej. Naszej cioci z trzyletnią córką udało się w dniu 27.1.1945 roku uciec jedną z ostatnich odjeżdżających ciężarówek.

Martwiliśmy się o naszą inną ciotkę, która w oddalonej od Breslau  około 25 km miejscowości Baara bei Schmolz (Baranowice-Bliż obok Smolca), sama opiekowała się zamkiem należącej do pewnej szlacheckiej rodziny. Na ile znamy jej niebelungowską wierność, będzie próbowała bronić własności tej rodziny do końca. Obawiając się, że ciotka mogłaby tam pozostać sama, Margot pojechała w trzaskający mróz do Baara na rowerze, nie wiedząc zupełnie, gdzie toczą się walki. Po drodze przeżyła na żywo lekcję dotyczącą losu uciekinierów. W przydrożnych rowach leżały trupy i sterty porzuconego dobytku, porzucone i wypełnione po brzegi wozy tarasowały szosy, zdechłe zwierzęta leżały się wzdłuż drogi. Były tu ślady ludzi, którzy tędy przeszli i dla których liczyło się samo życie. (…)

Pamiętając o sposobie postępowania w takiej sytuacji, którego nauczyliśmy się od kierowników naszych brygad na Königsplatz, stosujemy z Liesel naszą własną strategię przeżycia: natychmiast po pojawieniu się na niebie samolotów szturmowych padamy na ziemię i czołgamy się jak najdalej od środka placu i grupy uciekających ludzi.

Unikamy także w miarę możliwości wchodzenia na górę gruzu i zrzucania w stojącej pozycji kamieni na dół. W dniu 25.4.1945 roku podczas ostrzału prowadzonego na górę gruzu, udaje mi się w ten sposób uratować – stałam na niej 10 minut wcześniej. Jeden zabity i ośmiu rannych z naszej grupy terenowej to żniwo tego ataku.

Nasza służba na „siłowni” lub na „plantacji kawy”, jak potocznie mieszkańcy określają budowany pas startowy rozpoczyna się o 4.00 rano i kończy o 12.00 w południe, chodzi oto, aby w miarę jak najdłużej pracować pod osłoną ciemności i uniknąć ataków powietrznych. Na całe szczęście brygadzistą naszego oddziału jest pewien kapral, który potrafi realnie ocenić sytuację i wie, że wojna się już dawno jest przegrana. Robi tylko swoje, aby „do gorzkiego końca” przeszkodzić zabijaniu kolejnych ofiar na budowie pasa startowego. Dzieli on naszą grupę w ten sposób, że każdego dnia na miejscu pracy panuje krzątanina, w rzeczywistości pracujemy na zmianę, co drugi dzień. Obdarza nas zaufaniem a system ten może funkcjonować naturalnie tylko wówczas, kiedy, będziemy się trzymać zasad porozumienia. Dla jego i naszego bezpieczeństwa na wypadek pojawienia się „psów łańcuchowych”, które mogą w każdej chwili skontrolować nasze karty pracy, odciska on na nich w dniu naszej pracy pełen stempel i podpisuje je, natomiast we dnie kiedy nie pracujemy, podkłada kciuk w ten sposób, że na karcie pojawia się tylko połowa odcisku. Oczywiście trzymamy się tej umowy. Jestem przekonana, że tym trikiem wielu z nas uratował życie.

***

http://www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,73350,Przezyj-Zapiski-z-Festung-Breslau-i-polskiego-Wroc