Przyznam się, po raz pierwszy uczestniczyłem w imprezie, na której ustanawiano wpis polskiego produktu lokalnego do księgi Guinnessa. Dla Jana Akielaszka, przewodniczącego składu sędziowskiego oceniającego zmagania zawodników – to chleb powszedni. Znany z zaskakujących pomysłów i precyzji w realizacji organizowanych przedsięwzięć Kolega – i tym razem nie zawiódł.
W sobotnie słoneczne przedpołudnie czwartego czerwca o godz. 11 sprzed dawnej siedziby Wrocławskiego Wydawnictwa Prasowego przy ul Podwale wyruszyliśmy autokarem w niecodzienną podróż. Nie tylko cel wyprawy był niezwykły, również i zestaw pasażerów. Rzec można: śmietanka dziennikarsko-artystyczno-towarzyska Dolnego Śląska, że wymienię tylko Darka Piotrowskiego, Leszka Millera, Andrzeja Sasaka, Jana Stanisława Jeża, Jasia Szmyrkę, ks. Witolda Hylę. Po przeszło godzinie osiągnęliśmy Walichnowy, wieś w gminie Sokolniki w powiecie wieruszowskim, województwie łódzkim. Bez cienia wątpliwości mogę stwierdzić, że zagnało nas tutaj chyba po raz pierwszy w życiu. Ale też nie wieś była głównym celem ekskursji, a festyn, który wzbudził tak duże zainteresowanie naszego prasowego środowiska.
Jan Akielaszek – ojciec już 21 wpisów do powstałej niegdyś w Londynie księgi Guinnessa – jako dziennikarz i społecznik szczególnie imponować może wieloletnią aktywnością na rzecz promocji w kraju i zagranicą walorów Dolnego Śląska oraz dolnośląskiej kuchni.
Jaś Szmyrka, ks. Witold Hyla
I tym razem ze swym pomysłem uwiecznienia walichnowskiej golonki, jako lokalnego produktu polskiego, w księdze Guinnnessa, idealnie wpisał się w program jubileuszu 25 – lecia firmy Marko Walichnowy, zarządzanej przez rodzinę Marszałkowskich. Do uczestnictwa w pierwszej takiej próbie pochłonięcia 100 kg oferowanej zawodnikom golonki, nie trzeba było nikogo długo namawiać – wszak zarówno golonka walichnowska, jak i szynka, mają już nagrody jurorów przyznane w 1999 roku i 2001 na targach POLAGRA.
Oczywiście, jubileuszowy festyn, który 4 czerwca zgromadził nie tylko 450 pracowników firmy, ale i licznych gości, nie ograniczał się do głównego punktu programu – konsumpcji, choć właśnie to współzawodnictwo w jedzeniu golonki na czas, było głównym magnesem ściągającym gości na festyn. Ograniczenie w czasie wynikało nie ze skąpstwa organizatowrów, ale z troski o zdrowie zawodników- i tak pod koniec zawodów na ich twarzach dostrzec można było oznaki zmęczenia! Oprócz niewątpliwej atrakcji, jaką stanowiło oglądanie 25 uczestników zawodów,w tym jednej kobiety, którzy w ciągu 31 min. mieli zjeść 100 kg golonki (porcje po 400g) popijając piwem „Żywiec”, organizatorzy, w tym główna – córka państwa Marszałkowskich, Katarzyna, zapraszali na imprezy towarzyszące. Był więc występ grupy wokalno – rozrywkowej ”Szafa Gra”, zabawy animacyjne dla dzieci, koncert orkiestry dętej OSP, a nawet tańce. W tych ostatnich nie udało już się nam uczestniczyć, gdyż zapadał zmierzch i późnym wieczorem musieliśmy zostawić rozbawionych biesiadników. Wcześniej jednak nastąpiło podsumowanie zawodów, podpisanie przez jurorów protokołów i aktów notarialnych. Golonka walichnowska, promowana na pierwszej tego typu imprezie, a więc „bezkonkurencyjna” zapewniła sobie miejsce w księdze Guinnessa. A jako produkt polski, dołączała w ten sposób do innych znanych w świecie polskich wyrobów, m. in. oscypków. Po przetłumaczeniu przez łumacza przysięgłego na język angielski, dokumenty z zawodów trafią do Londynu i będą podstawą do zajęcia przez walichnowską golonkę zaszczytnego miejsca w księdze Guinnessa.
Impreza była wyczerpująca! Jak się okazało, tylko czterech uczestników w przewidzianym czasie 31 minut zjadło przygotowane dla każdego cztery porcje golonek, co komisyjnie stwierdzono. Otrzymali oni nagrody z rąk prezesa Marka Marszałkowskiego. W sumie skonsumowano 75 kg mięsiwa. Ile wypito przy tym piwa – nie wiadomo, bo mimo, iż na każdego zawodnika przypadały dwie butelki ożywczego „Żywca”, niektórzy bardziej woleli się raczyć dodatkowym trunkiem, niż jeść golonkę.
Na uznanie zasługuje troska organizatorów o porządek i bezpieczeństwo uczestników festynu.
Wyraźnie zaznaczone dojścia do estrady, na parkiet, do toalet, oddzielenie specjalnymi barierkami stołów i miejsc dla zaproszonych gości, od przypadkowych uczestników imprezy, rozstawienie ochroniarzy wokół terenu – wszystko to spowodowało, że można było bez obaw cieszyć się atmosferą festynu. Jak wspomniał Marek Marszałkowski, ten festyn na wolnym powietrzu był formą podziękowania wszystkim pracownikom firmy, bo to dzięki ich zaangażowaniu można było świętować 25 – lecie działalności. A ta działalność w liczbach, to 20 tys. ton mięsa i wyrobów masarskich rocznie ( z czego 50% trafia na rynki zagraniczne, w tym niemiecki).
Dla kronikarskiej dokładności odnotować też trzeba, że na jubileuszowym spotkaniu testowano też nowy produkt (oczywiście z inicjatywy szefa „W kolorach tęczy” Jasia Akielaszka), który dopiero ma zdobyć rynrk. To „konkurent” dla hamburgera, 200 gramowa ciepła kanapka z kotletem schabowym, czyli „SchaBIK”. Między estradą i stołami z golonką, szef kuchni Hotelu Wrocław, Tadeusz Hupa osobiście przyrządzał „SchaBIKa”, którego skład – to 100 % mięsa wieprzowego.
Niebo było cały czas pogodne, mimo tego, na wszelki wypadek zadbano o zadaszenie nad stołami. Chyba nadmierna ostrożność. Przecież był z nami (w mundurze leśnika i koloratce) jako członek jury, ksiądz Wiktor Hyla, kapelan myśliwych i leśników archidiecezji wrocławskiej, autor artykułów w fachowej prasie łowieckiej (również proboszcz parafii w Klecinie).To chyba jego obecność ustrzegła niektórych od grzechu obżarstwa i opilstwa, bo pokusy były na wyciągnięcie ręki!
Jasiu, kiedy planujesz następną imprezę!?
Tekst i zdjęcia : Wojciech W. Zaborowski, również członek konkursowego jury