O Bensheim, mieście położonym między Frankfurtem nad Menem i Heidelbergiem na słynnej wśród turystów Bergerstraße, dawnej rzymskiej „strata montana”, już raz było głośno poza granicami Hesji, kraju związkowego, na terenie którego znajduje się ten liczący ok.40 tys. mieszkańców gród.
Było to w 1976 roku, gdy hucznie obchodzono tu tradycyjne Dni Hesji (Hessentage) – we wspomnianym roku, już po raz szesnasty. Tegoroczne, 54 Dni Hesji trwające od 6 do 15 czerwca, znów ściągnęły do Bensheim tłumy gości (dokładniej: 1.325.000 !) i równocześnie uwagę mediów na to niezwykle urodziwe miasteczko o budzącej szacunek metryce urodzin, jako że wymienia je już „Codex Laureshamensis” pod datą 20 kwietnia 765 roku! Trudno więc się dziwić, że miasteczko o tak bogatej historii może się dziś poszczycić 557 budowlami zaliczanymi do pomników architektury, czy jak kto woli, kulturowych pamiątek (Kulturdenkmale). Wśród nich, na szczególną uwagę zasługuje oryginalne budownictwo willowe z przełomu XIX i XX wieku wg projektów architekta Heinricha Metzendorfa, zwanego „budowniczym Bergstraße”.
Nim się jednak dojedzie do Bernsheim i dojdzie się do staromiejskiego centrum miasta, mija się pełne zieleni nowe, dołączane do grodu w różnych okresach – do niedawna stanowiące odrębne jednostki administracyjne – posiadłości i osady, oraz nowoczesne zabudowania dzisiejszego Bensheim. Wbrew bowiem uzasadnionym oczekiwaniom przyjezdnych, którzy sądząc po historii miasta i niewielkiej w sumie liczbie jego stałych mieszkańców, oczekują raczej grodu o zwartej, starej zabudowie, miasto obrosło dzielnicami. Bez nich, bez Auerbach ( kurort z leczniczymi wodami i 1225. historią), Fehlheim, Gronau, Hochstädten, Landwaden, Schönberg, Schwanheim, Wilmshausen i Zell – nie byłoby dzisiejszego Bensheim, miasta słynącego nie tylko z architektonicznych zabytków i kultu patrona Hesji św. Jerzego, ale również wspaniałych winnic i sadów, które znalazły w tym łagodnym klimacie i krajobrazie, przypominającym włoską Toskanię, znakomite miejsce do egzystencji. Dziś wina z regionu znane są i cenione w całej Europie, a zapachem forsycji i magnolii, dzięki wcześnie nadchodzącej wiośnie, delektować się można o wiele prędzej, niż w innych regionach Niemiec. I gdzież jeszcze tak licznie rosną morele, brzoskwinie i migdały, jak nie tu, w okręgu, w którym słonce świeci od. 1600 do o 2000 godzin w roku (źródła podają tu rozbieżne dane).
Spokojne na co dzień miasto, pulsowało życiem w okresie trwania Dni Hesji do późnych godzin nocnych, a właściwie do wczesnych godzin rannych, co w praktyce oznaczało 24 godziny na dobę. Gdy o siódmej rano zjawiłem się przy straganach, zaczynających się tuż przy kolejowym dworcu, a więc oddalonych od centrum o parę kilometrów, mijałem grupy gości, którzy właśnie kończyli swój pobyt… z dnia poprzedniego. Obsługa kramów i kiosków, choć życzliwa gościom i uśmiechnięta, padała ze zmęczenia, czasami nawet drzemała na zmianę przez kilka minut na przykioskowych ławach. Świetna regionalna kuchnia, doskonałe wino i dosłownie setki imprez na dziesiątkach estrad rozrzuconych po całym mieście, jak również na wolnej przestrzeni poza centrum miasta, przyciągały i powodowały zatracenie poczucia czasu. Organizatorzy Dni (przygotowania trwały trzy lata) spisali się na przysłowiowy medal. Były wśród nich takie tuzy, jak heskie radio i TV. Hessische Rundfunk nie tylko nadawało na żywo transmisje, ale również w specjalnie zbudowanej w centrum miasta wielkiej hali z estradą naszpikowaną imponującą elektroniką, stoiskiem z gadżetami i materiałami reklamującymi rozgłośnię, na żywo prezentowało znanych artystów estrady i to nie tylko niemieckiej.
W końcu doszedłem do Rynku. Wśród licznych kamiennych pamiątek przeszłości miasta, które mijałem, uwagę mą przykuł most prowadzący do staromiejskiej części grodu. Istna miniatura Mostu Karola w Pradze czeskiej, lub też wzorowanego na nim mostu w Kłodzku.. Co prawda , w Bensheim tylko dwie figury świętych witały gości: św. Franciszek Xawery i św. Jan Nepomuk, ale też i różnica między rzekami, nad którymi te mosty się wznoszą, dość znaczna – tam Wełtawa, tu Lauter.
Nasyciwszy uszy marszowymi rytmami (na Rynku również była estrada, na której akurat popisywała się orkiestra dęta) , zachwyciwszy się fontanną (Marktbrunnen) przyozdobioną figurą św. Jerzego (St. Georg), zatrzymałem się… na kłodzkim placu. Tonie pomyłka, ani wpływ nadmiernego działania promieni słonecznych. Rzeczywiście, plac przy stanowiącej najwyższy punkt widokowy w mieście bazylice p.w. św. Jerzego nosi nazwę, zapisaną na tablicy w języku polskim i niemieckim: Plac Kłodzki. W ten właśnie sposób władze miasta upamiętniły fakt nawiązania w roku 1996 partnerskich kontaktów między Bensheim i Kłodzkiem, które zaowocowały nie tylko wymianą oficjalnych delegacji miejskich rajców, ale również partnerstwem szkół i wzajemnymi odwiedzinami młodzieży.
Ta ostatnia wiadomość pochodzi od gł. specjalisty ds. współpracy międzynarodowej i regionalnej Urzędu Miasta Kłodzko, Urszuli Bednarskiej, którą w czasie Dni Hesji spotkałem w Bensheim, a która swą obecnością wręcz rozjaśniała oficjalne stoisko Urzędu Miasta Kłodzka, tyle emanowało zniej ciepła i serdeczności w stosunku do odwiedzających punkt gości. Nie byłem jedyną osobą zainteresowaną Kotliną Kłodzką i jej walorami turystycznymi, dużo niemieckich gości zatrzymywało się przy dobrze zaopatrzonym w materiały informacyjne stoisku. Z zadowoleniem dostrzegłem, ze wbrew niezbyt budującym doświadczeniom z wielu innych podobnych imprez, Kłodzko dobrze przygotowało się do prezentacji regionu u swego niemieckiego partnera.. Nie brakowało prospektów w języku niemieckim, wystawy fotogramów ukazujących atrakcyjność miasta i regionu, map i przewodników w języku niemieckim. Zainteresowani mogli nawet bliżej poznać się z twierdzą kłodzką, jeśli nawet nie całymi jej dziejami, to stanem obecnym i miejscami udostępnionymi do zwiedzania. Niektórych zachęci to być może i do osobistego udziału w Dniach Twierdzy Kłodzkiej, na co z pewnością liczą organizatorzy polskiej ekspozycji.
Komu mało było „oficjalnego” Kłodzka, mógł kilkanaście metrów dalej delektować się polskimi wiktuałami prezentowanymi przez sklep „Prima – Polnische & Schlesische Feinkost”. Stojący za lada właściciele Ilona i Roman King jak również obsługujący gości Paweł Iwanowicz, nie musieli nawet zbytnio zachęcać do kosztowania wspaniałości, jakimi były pierogi, bigos czy żywieckie piwo!
Widniejący u wejścia do kłodzkiego Urzędu Miasta herb Bensheim jakby ożył w tych dniach i przywiódł Kłodzko na wspólne świętowanie do Hesji. Niewątpliwie jest to powód do radości i dla Henryka Urbanowskiego, zastępcy burmistrza Kłodzka, i dla Rolfa Richtera – burmistrza Bensheim, którzy spotkali się z okazji Dni. Jest to również niewątpliwie i powód do radości dla niemieckiej Polonii z uwagą obserwującej stan stosunków polsko – niemieckich, jak i osobiście niżej podpisanego, któremu bliskie są oba te regiony.
Wojciech W. Zaborowski
Klub Korespondentów Zagranicznych