Galicjańskie spotkanie Anno Domini 2012. Jak co roku od lat, w przypominającej młodopolskie czasy wrocławskiej restauracji „Galicja" przy ul. Piłsudskiego 66, spotkać się miały prasowe „sieroty" po RSW.
Pora roku i panująca tego dnia aura – 20 stycznia br. – zniechęcić mogły do wyjścia na ulicę nawet baśniową sierotkę z zapałkami, nie tylko realnych i podstarzałych już nieco sztukmistrzów słowa. Przewidując chyba podobne perturbacje, organizatorzy spotkania, Zbigniew Kawalec (dla nas „sierot" niczym ojciec – dyrektor) i Jan Cezary Kędzierski (przewodniczący SDRP DŚ), wymyślili sposób, jak zdecydowanie zachęcić niezdecydowanych. W podpisanym przez nich zaproszeniu stało bowiem jak byk, że każdy, kto przybędzie, ma tytuł do nabycia… 80 milionów!
O sancta simplicitas! Jak okrutne rozczarowanie czekało tych, którzy już zapomnieli o wciąż aktualnej dziennikarskiej zasadzie, że inaczej się pisze, inaczej się czyta. Owych milionów trzeba bowiem było dopiero szukać, czyli śledząc wywody Katarzyny Kaczorowskiej, autorki prezentowanej na spotkaniu książki „80 milionów" (to był właśnie ten „tytuł" do nabycia) odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego milionów… nie ma! I jedynie życzliwości sponsora, firmy Michael Huber Polska, jak również przyniesionym na spotkanie zaskórniakom, zawdzięczać należy, że nie doszło do poważniejszych nieporozumień, pozasłownych, rzecz jasna.
Zysk ze spotkania był jednak niewątpliwy. Bo czyż nie były cenne: wymiana myśli, poglądów, pogrążenie się w ożywczej dyskusji z dawno niewidzianymi Koleżankami i Kolegami od multimediów? Tej intelektualnej wartości nie oszacuje żaden walutowy przelicznik. Patrząc w tajemniczo lśniące oczy Joasi Lamparskiej, raz jeszcze przeżywało się podróże do nieznanych i kryjących tajemnice zakamarków Dolnego Śląska. Dla odmiany, realistycznie i trzeźwo na świat patrzący Wojtek Chądzyński samą obecnością w „Galicji" (skąd nad Odrą Galicja?) potwierdzał trafność tytułu swej książki, że faktycznie istnieje „Wrocław, jakiego nie znacie". Jakże nie podejść z szacunkiem i wielką sympatię do Zofii Frąckiewicz, która przez bez mała dekadę szlifowała moje teksty – choć na bruku wrocławskim powstawały, dla czytelników miały błyszczeć blaskiem szlachetnych kamieni.
Zawsze interesowały mnie sztuki piękne (nie mylić z pięknymi sztukami!). I oto wpadam na Ewę Han, która twierdzi, że „życie to sztuka". Takie motto widnieje na jej wizytówce zachęcającej do odwiedzin galerii – pracowni Academia Nova. I jak tu nie kochać sztuki?
W przelocie zamieniłem kilka zdań z Kaziem Łuczakiem. Jak zazdrościliśmy w redakcji „Słowa Polskiego" przed laty, że Kazio mógł testować samochód znakomitej marki – „Polonez"! A oto i Leszek Miller. „Natura dobra w nim i szczera" – jakby napisał poeta. Gdy się poznaliśmy, dochodziliśmy trzydziestki. Bardzo szybko doszliśmy do pięćdziesiątki. I chyba czas stoi w miejscu, bo tak już jest do dziś.
A gdy chodzenie od stolika do stolika zbyt dało się mej cielesnej powłoce we znaki, usiadłem przy Heniu Kwiatkowskim (dawniej z TV Wrocław, potem z Wielkiej Brytanii, obecnie zaś z Tarnogaju) i Tadziu Hołubowiczu (redaktor naczelny czasopisma literackiego „EUROArt") i powspominaliśmy nasze młode lata.
Niechętnie opuszczaliśmy „Galicję", żegnając spojrzeniem statuę Franciszka Józefa I. I chyba władcy „Galicji" i Galicji zrozumieli naszą nostalgię, bo w tym momencie dyrektor Zbigniew Kawalec oznajmił, że wkrótce zorganizuje wycieczkę do Lwowa, dawnej stolicy Galicji. Niech żyje cesarz… Zbigniew I!
Wojciech W. Zaborowski