Tajny referat Susłowa

Jażborowska pisze zatem, że 11 listopada 1981 r. na plenum KC KPZR Michaił Susłow wygłosił tajny referat na temat Polski. W tamtym czasie Susłow należał do najważniejszych ludzi Kremla, uważany był za numer 2, po Breżniewie. Kierował też komisją do spraw polskich. Było to ciało tajne, powołane przez Biuro Polityczne KC KPZR 25 sierpnia 1980 r., pięć dni przed porozumieniami sierpniowymi. W skład komisji wchodzili m.in. Andriej Gromyko, Jurij Andropow, Dmitrij Ustinow i Konstantin Czernienko, czyli najważniejsi ludzie w ówczesnym ZSRR, nadzorujący armię, KGB i sprawy międzynarodowe.

Sprawa Polski była więc w zasadzie od samego początku najważniejsza dla radzieckiego kierownictwa. Jak podaje Jażborowska, polskie kwestie omawiano na posiedzeniach Biura Politycznego i Sekretariatu KC stale, cztery-pięć razy w miesiącu. A Breżniew nierzadko rozpoczynał dzień od pytania: „Jak tam się mają sprawy w Polsce?”.

W tej atmosferze 11 listopada 1981 r. podczas posiedzenia KC KPZR Susłow wygłosił tajny referat. Jak interpretuje to Jażborowska, chodziło o oswojenie członków KC z nadchodzącymi wydarzeniami w Polsce.

W referacie Susłow poinformował członków KC KPZR, że oprócz wariantu A (wprowadzenie stanu wojenne- go przez gen. Jaruzelskiego) przygotowany został w strukturach siłowych i aparacie KC KPZR wariant B. Zakładał on, że „w wypadku narastania anarchii w Polsce” władzę powinny przejąć przy wsparciu wojsk radzieckich „zdrowe siły” w PZPR.

Jak te plany interwencji wyglądały w praktyce? O tym, że do Polski mają wkroczyć wojska radzieckie, czecho- słowackie i NRD-owskie, wiemy choć- by z zachowanych materiałów sztabu generalnego armii czechosłowackiej. Plany te wydobyli z archiwów w Pradze i przewieźli do Warszawy jeszcze w latach 90. posłowie z Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej, którą kierował prof. Jerzy J. Wiatr.

Z relacji czeskich wiemy, że dowódcą grupy interwencyjnej w Polsce miał być gen. František Veselý. Wojska CSRS miały się kierować na Wrocław i Opole. I były gotowe do wejścia już w nocy 6 grudnia. Te plany, nazwane operacją „Karkonosze”, są znane. Uderza w nich to, że nie zawierają ani słowa o współdziałaniu z wojskami polskimi. I że wśród jednostek, które planowano skierować do Polski, były szpitale polowe.

Jest również relacja gen. Władimira Dudnika (Zakarpacki Okręg Wojskowy), członka grupy, która szykowała plany operacji „Bratnia pomoc” od wiosny 1981 r. Jak relacjonuje, pod koniec listopada planowanie zostało zakończone i zaakceptowane w Moskwie. Plany te pokrywają się z czechosłowackimi, też uwzględniają działania trzech armii – ZSRR, CSRS i NRD.

Jażborowska przypomina także inne relacje: „Istnienie innych wariantów siłowych na wypadek niepowodzenia akcji wprowadzenia stanu wojennego przez siły polskie potwierdziło wielu ówczesnych członków radzieckiego dowództwa.

Jeden z nich, generał Wiktor P. Dubynin, udzielił w początkach lat 90. wywiadu Rudolfowi Borieckiemu. Dubynin dowodził w 1981 r. rozmieszczoną koło Mińska dywizją pancerną i uczestniczył w przygotowaniach do wprowadzenia czołgów do rejonu na południe od Warszawy: »Znałem zadania, wiedziałem, gdzie powinienem wkroczyć, znałem wszystkie miejscowości, które planowano zająć«. W 1992 r. opublikował w prasie artykuł, w którym napisał, że w końcu listopada 1981 r. wojska radzieckie były przygotowane do wejścia do Polski 14 grudnia, jeżeli plany wprowadzenia stanu wojennego »nie zadziałaj«

Potwierdza to również w swojej książce »Ja skażu wam prawdu« (»Opowiem wam prawdę«) wiceminister obrony ZSRR generał Władisław J. Aczałow. W latach 80. jako młody dowódca wojsk powietrzno-desantowych trenował w trakcie ćwiczeń operacyjno-strategicznych »Zapad 81« m.in. zmasowany desant na tyły przeciwnika na wypadek wprowadzenia wojsk na terytorium Polski. Do zadań oddziałów Aczałowa należało zajęcie Warszawy i Łodzi, w tym również głównych punktów strategicznych (m.in. siedzib KC PZPR, Sejmu, NBP, Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Ministerstwa Obrony Narodowej), a także internowanie generała Jaruzelskiego i innych przywódców państwa oraz dowódców armii. W celu przygotowania operacji Aczałow incognito dołączył do grupy swych rodaków i obejrzał te obiekty w sierpniu 1981 r. O gotowości do wprowadzenia wojsk radzieckich do Polski w listopadzie-grudniu 1981 r. świadczą również relacje wyższych oficerów z innych okręgów wojskowych, m.in. generałów Władimira W. Dudnika i Dmitrija S. Suchorukowa oraz pułkowników Wiktora I. Ałksnisa, I. Kaczogurnego i W. Konowałowa”.

Trudno zakładać, że tak duża grupa wysokich rangą oficerów nagle zmówiła się, by opowiadać o interwencji

Wróćmy do referatu Susłowa i tego, że „w wypadku narastania anarchii w Polsce” „zdrowe siły” w PZPR powinny przejąć władzę przy wsparciu wojsk radzieckich. Jak miało wyglądać to wsparcie, już wiemy, a co oznaczało wyrażenie „zdrowe siły w PZPR”? Łatwo się domyślić – Susłowowi chodziło o takich działaczy PZPR, którzy popieraliby radziecką interwencję i z których można by sformować nowe władze.

Chętnych nie brakowało. Podczas którejś z rozmów z Jaruzelskim marszałek Ustinow, minister obrony i członek Biura Politycznego, wykrzykiwał do niego: „My mamy na kim się oprzeć!”.

W kierownictwie ZSRR nie brakowało ludzi optujących za realizacją wariantu B. Do jego głównych zwolenników należeli rezydent KGB w Warszawie Witalij Pawłow, ambasador ZSRR Siergiej Aristow oraz
głównodowodzący wojsk Układu Warszawskiego marszałek Wiktor Kulikow. Oni już mieli umówioną ekipę polskich polityków i generałów, tak w każdym razie uważali. Przedstawiali ich w raportach kierowanych do Moskwy jako osoby cieszące się poważaniem, energiczne, oddane socjalizmowi. Wiedzieli też, że w przypadku udanej interwencji (bo dlaczego miałaby się nie udać?) ich pozycja bardzo wzrośnie… Kulikow widział się zresztą w roli dowodzącego inwazją, więc de facto wojskowego namiestnika.

Bardzo ciekawe są w związku z tym relacje z dyskusji kierownictwa Ministerstwa Obrony ZSRR na temat Polski i polskiej armii. 21 października podczas posiedzenia kierownictwa głos zabierał m.in. Kulikow i „wyraził troskę o utrzymanie Polski jako sojusznika i o przygotowania do wprowadzenia do niej rozmieszczonych wokół jej granic oddziałów armii sojuszniczych”.

Polemizował z nim gen. Gribkow, szef sztabu Wojsk Układu Warszawskiego, ostrzegając, że ich wkroczenie może mieć „negatywne konsekwencje”. „Poparli go marszałek Siergiej L. Sokołow i generał armii Aleksiej A. Japiszew – podaje Jażborowska. – Na jesieni 1981 r. sugerowano już, żeby znacznie ograniczyć plan operacyjny i wykorzystać tylko polskie siły zbrojne”. Choć, jak podkreśla, wojska te miały być użyte w wypadku zaostrzenia się sytuacji i pozostawały w stanie gotowości bojowej do kwietnia 1982 r. „Sytuacja w Wojsku Polskim była niejednoznaczna – pisze Jażborowska. – Krążyły informacje o możliwym oporze zbrojnym w wypadku wkroczenia armii sojuszniczych. W związku z tym zawezwano z Warszawy do Moskwy radzieckiego attaché wojskowego pułkownika J. Rytowa, on jednak obstawał przy swojej ocenie sytuacji: »Polska to nie Czechosłowacja i tu sprawa może dojść do wielkiej krwi«”.

Opinie Rytowa nie trafiały w próżnię. Dowódcy polskich jednostek meldowali do naszego MON o „przyjacielskich” wizytach oficerów radzieckich, o tym, że regularnie wypytywano ich o stosunek do socjalizmu i do gen. Jaruzelskiego. Ich odpowiedzi, jak widać, nie zadowalały radzieckich gości, a nawet ich niepokoiły. To był mocny argument. Postawa polskich generałów i oficerów, jednoznacznie opowiadających się za Jaruzelskim, była istotnym elementem zniechęcającym do interwencji.

*

Rosjanie mieli też pomysł gospodarczego zaduszenia Polski. Już wewrześniu ogłosili, że obcinają dostawy i np. z zamówionych 13 mln ton ropy dostarczą 4 mln ton. Blokada gospodarcza, to było jasne dla wszystkich, oznaczała paraliż państwa, a później chaos i zamieszki. I to takie, że interwencja rosyjskiej armii zostałaby przywitana z ulgą Podobnie sytuację oceniał Jaruzelski. Mieczysławowi Rakowskiemu mówił, że wcześniej Rosjanie grozili, a teraz chcą nas zadusić…

7 grudnia Jaruzelski rozmawiał telefonicznie z Breżniewem. Po tej rozmowie Breżniew zdecydował się wysłać do Warszawy Nikołaja Bajbakowa, przewodniczącego Gospłanu. 8 grudnia Bajbakow, w obecności Kulikowa, rozmawiał z Jaruzelskim. Generał zapisze, że mówił: „Jeśli trzeba będzie podjąć tę bolesną decyzję, to chcielibyśmy mieć pewność, że, po pierwsze, my sami, własnymi siłami ją zrealizujemy. A po drugie, że zostanie zdjęta de facto zapowiedź blokady ekonomicznej”.

W takiej atmosferze, kiedy na stole leżały dwa, a w zasadzie trzy warianty rozwoju sytuacji w Polsce, 10 grudnia 1981 r. doszło do posiedzenia Biura Politycznego KC KPZR. Jego przebieg znamy z przekazanych Polsce stenogramów – czy raczej ich fragmentów.

Ale i z takich spreparowanych stenogramów możemy sporo wywnioskować. Jako pierwsza bowiem rzuca się w oczy sama dyskusja. Otóż członkowie radzieckiego biura mówią, że nie powinno być interwencji wojsk radzieckich w Polsce, że sprawę stanu wojennego trzeba zostawić samym Polakom. I trzeba będzie wspomóc Polskę gospodarczo. Rzecz dzieje się kilkadziesiąt godzin przed ogłoszeniem stanu wojennego. Członkowie biura są przekonani, że to nastąpi. Dlaczego więc zastanawiają się, czy armia radziecka powinna interweniować, czy nie? Dlaczego w ogóle przychodzi im to do głowy? Dlaczego zachowują się, jakby z kimś polemizowali?

Ta zagadka przestaje być zagadką, gdy przypomnimy sobie o wcześniejszych wydarzeniach. O tajnym referacie Susłowa z 11 listopada. O wariantach rozwoju sytuacji w Polsce, które wówczas zakreślił. I o wizycie Bajbakowa w Warszawie. Dopiero wtedy zrozumiemy, o czym była dyskusja. I że warianty B i C odłożone zostają na półkę. Nie do szuflady, ale na półkę, bo przecież nigdy nic nie wiadomo.

Robert Walenciak, Przegląd nr 50 (1301)