Po czwarte, w Instytucie Pamięci Narodowej od początku jego powstania były dokumenty dotyczące zarówno zbierania kompromatów związanych z relacjami intymnymi najpierw księdza, potem biskupa, wreszcie arcybiskupa, jak i dotyczące jego rozmów z agentami bezpieki. Ale przez lata hagiograficzne pisanie tak o Kościele, jak i kardynale było w cenie, więc część tych materiałów historycy IPN-u świadomie ignorowali. Tak to wygląda z dzisiejszej perspektywy.
Po piąte, pisanie z wyraźną Schadenfreude, że kardynał współpracował z bezpieką, jest oględnie mówiąc, grubym nadużyciem. Nie podpisał zobowiązania do współpracy. Formalnie mógł być traktowany jako ozi, jego rozmowy oczywiście z perspektywy czasu są kłopotliwe, ale dla jasności – nie jest to jakiś ewenement, patrząc na dzisiejsze relacje Kościoła z partią rządzącą.
Po szóste – nie cudzołóż. Sprawa oskarżeń pana Chuma jest przedawniona. Nie ma możliwości postawienia kardynała przed sądem nawet gdyby śledztwo potwierdziło stawiane zarzuty. Sądzę więc, że clou sprawy stanowi orientacja kardynała i jego intymne relacje z innymi mężczyznami. I tu wracamy do punktu pierwszego, czyli do hipokryzji – jeśli taka kara spotyka kardynała, to który z purpuratów będzie następny? Paetz, Wesołowski już nie żyją, ale jest całkiem spore grono, wielu z nich zresztą wywodzi się z Hosianum, seminarium, w którym uczył Gulbinowicz. Jeśli Kościół uważa relacje homoseksualne za grzeszne, to jeśli rzucił na pożarcie Gulbinowicza, niech rzuci i pozostałych.
Po siódme, jeśli kardynał ma wpłacić pieniądze na Fundację św. Józefa, która pomaga ofiarom wykorzystywania seksualnego w Kościele, to lista nie tylko purpuratów, ale zwykłych księży, którzy takich wpłat winni dokonać, jest znacznie dłuższa niż tylko to jedno nazwisko. Dość dodać bpa Janiaka, który chronił Pawła Kanię, bpa Tyrawę, który Pawła Kanię przyjął do swojej diecezji z Wrocławia, to abp Głódź i kolejni, kolejni, kolejni.
Po ósme, prawdopodobnie jesteśmy świadkami wojny w Kościele, bo oczywiście można uznać idealistycznie, że oto na naszych oczach instytucja się oczyszcza (punkt wyżej – w takim razie kto następny?), ale też zgodnie z maksymą historia magistra vitae est, można przyjąć założenie, że proces beatyfikacji kardynała Wyszyńskiego, czy promowanie przez historyków z IPN rozliczających Gulbinowicza w kontrze do niego, jako prawdziwie niezłomnego, Tokarczuka jest grą polityczną na skonsolidowanie polskiego Kościoła katolickiego wokół nacjonalizmu (przypomnę, że Tokarczuk był antyukraiński). Może istotnie chodzi li i tylko o kwestie moralne, ale dlaczego w takim razie wciąż nie ma decyzji dotyczącej Głodzia, gdzie zarzuty są dużo grubsze, a wobec Janiaka po prostu odesłano go na emeryturę?
Po dziewiąte i ostatnie, wyzwiska i prymitywny antyklerykalizm pozostawiam bez komentarza, ale zdumiewa mnie ten wysyp odwagi, która nic nie kosztuje. A, i jeszcze jedno – nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni, bo wbrew pozorom świat wcale nie jest czarno-biały, a ludzie wcale nie są albo świętymi albo diabłami wcielonymi.
Katarzyna Kaczorowska
Facebook