PRZEDMURZE I MURY

Mury i „przedmurze” na dobre zagościły też w polskiej literaturze. Są obecne w prozie, dramacie, a nawet poezji. Mury obronne otaczające m.in. dawne miasta występują we wszystkich batalistyczno-historycznych powieściach, stały się też osią komedii A. Fredry „Zemsta” – o mur graniczny, a i współcześnie polskie i polskojęzyczne rozgłośnie często nadają proroczą pieśń Jacka Kaczmarskiego o tym, że „mury runą. runą, runą”. Nie wszystkie runęły. Rzeczywiście, berliński mur runął, ale problem murów we współczesnym świecie nie zniknął. Chiński mur stoi, co prawda nie jako wał obronny, ale jako historyczna atrakcja turystyczna, mur odgradzający USA od Meksyku stanowi dla odmiany skuteczną zaporę przed niechcianymi przybyszami do Stanów Zjednoczonych.

Również pojęcie „przedmurza” od stuleci związane jest z naszym krajem. Dzielni rycerze, broniąc Polski przed najazdem tatarskim, bronili przecież nie tylko naszego kraju, ale i chrześcijańskiej Europy przed poganami.

Przypadek czy psikus historii, że w dzisiejszych czasach, choć oba pojęcia zmieniły swoje znaczenie, znów są aktualne. Aby powstrzymać napór na granice europejskie przybyszy z Azji i Afryki, na granicach zewnętrznych państw Unii zaczęto wznosić solidne mury naszpikowane elektroniką, które stanowią zaporę dla usiłujących nielegalnie dostać się do wymarzonego zachodniego raju. Taki właśnie mur powstaje też na granicy Polski i Białorusi. I jak u Fredry, stał się już przyczyną politycznego sporu, do którego swoje trzy grosze wtrącili również rozczulający się nad losem przyrody ekolodzy.

Ten mur, powstający na naszej wschodniej granicy, spełnia właśnie, podobnie jak dawny tzw. antyimperialistyczny wał na granicy NRD, funkcję przedmurza. Oddziela nie tylko dwa państwa, ale i dwa systemy polityczne i dwa przeciwstawne sobie bloki militarne. Pojęcia identyczne, jak dawniej, ale ich zawartość treściowa zupełnie inna, Sprawy światopoglądowo-religijne nie odgrywają w tym wypadku żadnej roli, wszak i Białoruś, i Rosja to kraje, w których wznoszą się chrześcijańskie świątynie, prawosławne w większości, ale w dobie ekumenizmu nie ma to istotnego znaczenia. Obecne „przedmurze” oznacza granicę między demokracjami europejskimi a autorytaryzmem i imperialnymi zapędami wschodniego sąsiada. Szczególnie zagrożone mogą się czuć państwa bezpośrednio graniczące z zaborczym imperium

W zaistniałej sytuacji budowa murów, choć powodująca pewne negatywne konsekwencje, wydaje się celowa i to z obu powodów: zastopowania nielegalnej imigracji, jak i zabezpieczenia państwa przed granicznymi prowokacjami, jeśli nie wręcz agresją z zewnątrz. Śmiem twierdzić, że jest to wręcz inwestycja w pokój. W połączeniu z zabiegami dyplomatycznymi stwarza to większe szanse na uniknięcie destabilizacji regionu.

Miejmy nadzieję, że dożyjemy czasów, gdy znów „mury runą, runą”. Biblijne mury Jerycha runęły, gdy Jozue kazał dąć w trąby (inna rzecz, że z miasta uratowano jedynie ladacznice!). Wolałbym więc raczej, by stało się tak, jak z murem berlińskim – po zjednoczeniu Niemiec był zbędny. Skorzystali na tym, a nawet zarobili przedsiębiorczy Polacy. Jak pamiętam, przyjechali wtedy do Berlina i za 5 marek pożyczali młotki turystom, którzy chcieli na pamiątkę zabrać ze sobą kawałek muru. 

Wątpiącym przypominam, że w upadek muru berlińskiego też nie wierzono. A jednak…

Wojciech W. Zaborowski