Do boju ruszył też Jacek Kurski, były prezes TVP, a wcześniej dziennikarz m.in. „Tygodnika Solidarność”, Deutsche Press Agentur oraz BBC. Autor propagandowych sukcesów Prawa i Sprawiedliwości (w wywiadzie z Danutą Holecką mówił, że Andrzej Duda zawdzięczał wybór na prezydenta relacjom TVP) startował z drugiego miejsca w okręgu mazowieckim i przegrał sromotnie, bo uzyskał dopiero szósty wynik (zdobył ponad 32 tys. głosów) i wyprzedził go nawet dziesiąty kandydat z listy PiS. Dla ego Jacka Kurskiego z pewnością był to potężny cios. A przecież ustawiał się na konferencjach za plecami prezesa, szeroko uśmiechał, pierś do orderów wypinał. Sam Kaczyński podkreślał jego i TVP zasługi w zwycięstwach wyborczych PiS i zaznaczał, że „energia, inicjatywa i inwencja z niego tryskają”. Jak widać, nie pomogło, tryskały za słabo, przynajmniej w województwie mazowieckim. Trzeba było Kurskiemu jechać na Podkarpacie albo i Podlasie, bo może tam by miał więcej szans?
Trudno powiedzieć. Być może „ciemny lud” uznał, że nie chce być już ciemny, i nie zagłosował na milionera z TVP (4,6 mln zł) i Banku Światowego (ponad milion złotych), bo dość już zarobił i teraz szanse trzeba dać innym. Prawdą jest również, że Kurski nie był specjalnie kochany wśród lokalnej społeczności i polityków Prawa i Sprawiedliwości. I mimo że Kaczyński popierał go „całym sercem”, serca wyborców pozostały zimne. Teraz Kurski, jak sam oświadczył, chce pracować „dla dobra Polski”. Ciekawe wyzwanie, albowiem jak dotąd pracował dla dobra swojego, co – jak widać – „docenili” również jego wyborcy.
Wśród zwycięskich kandydatów znalazł się Michał Kobosko, wiceprzewodniczący Trzeciej Drogi. W okręgu warszawskim (nr 4) zdobył ponad 39 tys. głosów. Wcześniej Kobosko był posłem na Sejm X kadencji, redaktorem naczelnym „Newsweeka”, „Dziennika Polska-Europa-Świat” i tygodnika „Wprost”.
W Sejmie został wybrany na przewodniczącego Komisji ds. Unii Europejskiej. Teraz będzie zasiadał w Parlamencie Europejskim i tego wyboru wyborcy wstydzić się nie muszą, bo wybrali kompetentnego menedżera i dziennikarza, który wie, po co jedzie do Brukseli i nie będzie tam „jeździł” zezłomowanym autem, jak pewien europoseł zasiadający w Parlamencie Europejskim przez 20 lat…
Droga z mediów do polityki europejskiej bywa wyboista i na ogół jednokierunkowa; dla wielu pozostaje niezrealizowanym marzeniem (vide: Lichocka czy Kurski). Jednym z głównych zadań Parlamentu Europejskiego jest podejmowanie wysiłków w celu ochrony prawnej dziennikarzy w krajach członkowskich. Miejmy nadzieję, że Michał Kobosko jako były dziennikarz będzie troszczył się o nasze interesy i stał na straży wolności mediów.
MAREK PALCZEWSKI
TELEWIZOR POD GRUSZĄ
W trybie natychmiastowym powinien odejść na emeryturę, konsekrowany od stóp po czubek głowy, ulubieniec radiomaryjców, arcyobłuda Marek Jędraszewski, ale nie odchodzi – nie daje o sobie zapomnieć! Co rusz wywołuje jakieś zamieszanie. Wzbudza medialne zainteresowanie! Broni się przed przejściem w stan spoczynku! Nie cieszy go perspektywa błogiego, niezakłócanego problemami wiernych, spokoju! Nic z tych rzeczy. Ba, z tego, co klechy pokątnie w Krakowie gadają,
Jędraszewskiemu nie sprawi też zbytniej przyjemności codzienne, wspólne odmawianie koronki z książętami Kościoła katolickiego. Nie będzie go również rajcowało bycie jednym z wielu przedstawicieli owej zmurszałej katoarystokracji! Jędraszewski jest z tych hierarchów mających gdzieś status zwykłego członka duszpasterzy zrzeszonych w klubie geriatrycznym Złota Jesień Ziemskich Namiestników Pana Boga! To dla niego żaden cymes! On jest gwiazdą – biskupem zakochanym w sobie ze wzajemnością! Marek, dla dobrego samopoczucia, potrzebuje kontaktu z żywą widownią, odpowiedniego dla swoich występów anturażu i oczywiście aplauzu – burnych apładismientow prochadiaszczych w owacju, wsie wstajut! Tylko wtedy micha mu się cieszy – odzyskuje wigor i zapał do ewangelizacji! Ostatnio Jędraszewski dał się poznać jako nieprzejednany zwolennik trwałości, nierozerwalności związku małżeńskiego.
Dla tego ortodoksyjnego purpurata nie ma takich okoliczności, które usprawiedliwiałaby rozwód. Były powodem do rozpadu małżeństwa – zerwania więzi zaślubionej w obliczu Boga pary. „Należy trwać w małżeństwie, a zdrada może być okazją, by STAWAĆ się WIERNYM JESZCZE BARDZIEJ! W przysiędze małżeńskiej nie jest napisane – opuszczę cię, gdy mnie zdradzisz!”. Zgadzam się z Jędraszewskim! Powiem więcej, im częściej będziemy zdradzali swojego poślubionego partnera, tym większe prawdopodobieństwo, że będziemy stawali się jeszcze bardziej WIERNYMI! Jędraszewski sprzeciwia się tym wszystkim fioletowym beretom głoszącym: Co Bóg złączył, biskup może rozłączyć!
ANDRZEJ SZPAK
Główny Zarząd SDRP