Był przyjacielem dziennikarzy i naszego Stowarzyszenia
W ostatnich trzech latach zdrowie Kardynała zaczynało szwankować – miał duże problemy ze wzrokiem i słuchem, choć nie tylko. Dlatego zabrakło Go na naszych ostatnich dziennikarskich opłatkach. Myślę, że załamała Eminencję przeprowadzka z mieszkania, które po przejściu na emeryturę zajmował (tuż obok pałacu arcybiskupów), do Domu Księży Emerytów. Poczuł się niepotrzebny, powoli zamykał się w sobie. Ale dobiła Kardynała dopiero wiadomość (prawdopodobnie przywiózł ją kard. Nycz), że Watykan nałożył na Niego dotkliwe kary, m.in. zakaz używania insygniów biskupich i uczestnictwa we wszelkich celebracjach, pozbawiono Go również prawa do nabożeństwa pogrzebowego i pochówku we wrocławskiej katedrze. To efekt oskarżenia przez Karola Chuma o rzekome molestowanie jeszcze w roku 1990 oraz brak reakcji na doniesienia o pedofilskich skłonnościach wrocławskiego księdza, wreszcie zarzuty o niejawne kontakty Kardynała z komunistyczną służbą bezpieczeństwa. Były metropolita zasłabł, przewieziono Go do szpitala przy ul. Kamieńskiego (od lat pozostawał pod opieką dyrektora, zarazem znakomitego chirurga tej placówki, prof. Wojciecha Witkiewicza), gdzie stwierdzono niewydolność krążeniowo-oddechową, i nie odzyskawszy przytomności zmarł w poniedziałek, 16 listopada.
Nikt do końca nie znał treści raportu watykańskiej komisji, zarzutów uzasadniających nałożenie aż tak surowej kary, ale to nie przeszkodziło hejterom w wylaniu gigantycznych pomyj na osobę Kardynała. I tak jest do dziś (treść chamskich wpisów nie nadaje się do publicznego cytowania, fatalnie świadczy o autorach). To zapewne zadecydowało, iż rodzina Zmarłego postanowiła, że pogrzeb odbędzie się poza archidiecezją, której Eminencja przewodził przez niemal trzy dekady – jego miejsce i termin pozostał do wiadomości najbliższych.
Dla mnie szczególnie przykry jest fakt, że także ci, którzy przez lata zabiegali o względy Kardynała, a nawet mienili się Jego przyjaciółmi, dziś najchętniej wyrzekliby się tej znajomości. Na szczęście nie wszyscy. Ciepło wspominają Henryka Gulbinowicza były prezydent stolicy Dolnego Śląska Stanisław Huskowski oraz Władysław Frasyniuk; ten pierwszy oburzony propozycją odebrania Kardynałowi tytułu Honorowego Obywatela Wrocławia (otrzymał go za niekwestionowane zasługi dla demokratycznej opozycji).
Mam nadzieję, że także członkowie naszego Stowarzyszenia zachowają Henryka Romana Gulbinowicza w życzliwej pamięci. Bo nie ma powodu, by było inaczej, choć wiem, że nie wszyscy podzielają to zdanie.
Waldemar Niedźwiecki
Opuścił nas Kardynał Henryk Gulbinowicz
„Aut bene, aut nihil”, tak zgodnie z przez wieki przestrzeganą regułą powinno się wspominać zmarłych. Również w formie pisemnej: albo dobrze, albo wcale. Żyjemy w czasach, gdy nie tylko ta zasada przestała obowiązywać. Więcej, pisanie o zmarłych celowo tylko źle, a nieraz i kłamliwie, nie tylko nie staje się naganne, ale często wręcz budzi poklask określonych kręgów czytelniczych. Do tego są sytuacje, gdy dziennikarska powinność nakazuje, by wspominając zmarłego, nie umniejszać jego zasług, ale też i nie ukrywać faktów godnych potępienia i ukarania.
W wieku 97 lat odszedł wieloletni metropolita wrocławski, ks. Kardynał Henryk Gulbinowicz. Niezwykle popularny, obdarzony poczuciem humoru i żywo interesujący się problemami regionu i ludzi, za życia cieszył się sympatią chyba większości tych, którzy się z nim spotkali. Również nas, dziennikarzy, których darzył życzliwością i regularnie odwiedzał w czasie wigilijnej wieczerzy.
Wiele dobrego uczynił zarówno dla rozwoju życia kościelnego na Dolnym Śląsku, jak też i szerzej – dla regionu. Za pomoc i zainteresowanie w trudnych chwilach szczególnie wdzięczna mu jest i Solidarność, i wrocławscy ubodzy. Jak powiedział Władysław Frasyniuk – „pomnikowa postać”.
Ale pomnika mieć nie będzie. Nie będzie też pochowany we wrocławskiej katedrze, a i nabożeństwo żałobne odbędzie się, mimo iż pod przewodnictwem obecnego metropolity ks. abpa Józefa Kupnego, w zupełnie innym kościele. To efekt kar nałożonych przez Watykan po stwierdzeniu zasadności oskarżeń o popełniane w przeszłości w stosunku do nieletnich amoralnych czynów. Surowych kar, gdyż jak stwierdzili znawcy tematu, w ciągu 1000 lat trwania Kościoła na ziemiach polskich nie zdarzyło się, by odmówiono biskupowi nabożeństwa żałobnego i pochówku w katedrze.
Aut bene, aut nihil – ta zasada stosowana była nawet w czasach tzw. realnego socjalizmu. Po śmierci kontrowersyjnego dla wielu papieża Piusa XII, któremu zarzucano milczenie na temat zbrodni hitlerowskich, powołując się na tę zasadę, Polska Kronika Filmowa ukazała tylko fragment uroczystości pogrzebowych, powstrzymując się od komentarzy. Od śmierci wrocławskiego hierarchy minęło kilka dni. Emocje widoczne w pierwszych komentarzach w mediach zwanych społecznościowymi częściowo wygasły – a było co poczytać. Do naszej wiedzy o Kardynale nic nowego wprawdzie nie wniosły, za to do wiedzy o poziomie komentujących – i owszem. Takiego opluwania i hejtu dawno nie czytałem. Bo co innego potępiać niegodne czyny, współczuć ofiarom, domagać się naprawienia krzywd, a zupełnie co innego, korzystając z nadarzającej się okazji, dyskredytować i poniżać całe duchowieństwo, łącznie z Janem Pawłem II, rozciągając na nie winy zmarłego, a nawet życzyć śmierci kolejnym biskupom.
To dlatego i ja zdecydowałem się nie milczeć w obliczu tej śmierci i krótkim komentarzem – refleksją zaapelować o powrót do dobrych obyczajów, które nakazywały w obliczu śmierci pewną słowną wstrzemięźliwość. Czy jesteśmy jeszcze w stanie zachować się jak nakazuje człowieczeństwo? Ludzie umierają, a każdy ma coś na sumieniu. Niegodne czyny się potępia, a człowieka? Gdy umarł zwalczający religię i Kościół prezydent Bolesław Bierut, kardynał Stefan Wyszyński modlił się za spokój jego duszy w trakcie specjalnie odprawionej prywatnej mszy. Podobnie uczynił, gdy zmarł Bolesław Piasecki, przewodniczący PAX-u – organizacji zrzeszającej tzw. postępowych katolików, programowo, wspólnie z władzami PRL, zwalczającej Prymasa Tysiąclecia.
Trudno dziś od każdego oczekiwać tak heroicznej postawy, ale przyzwoitym można być i przynajmniej… milczeć. Bo o zmarłych wypada „aut bene, aut nihil”.
Wojciech W. Zaborowski