Zmarł red. Wiesław Dębicki

Pożegnaliśmy Wieśka 21 sierpnia 2020 na wrocławskim cmentarzu Osobowickim.

(Kliknij, aby powiększyć)

Zdjęcia: Jan Drajczyk

Najlepsza klatka Dębola

To był bodaj trzeci dzień października 1981 roku. Przez gdańską halę Olivia już drugi tydzień przewalał się I Zjazd „Solidarności”. Trzyosobowa ekipa sprawozdawców „Gazety Robotniczej” – Marek Rybczyński, Wiesiek Dębicki i niżej podpisany codziennie próbowała odnaleźć się w galimatiasie wydarzeń, chaosie decyzji, obłędzie emocji, słowem bałaganie, przy czym nie był to w żadnym razie bałagan organizacyjny, ponieważ, co trzeba przyznać, o obsługę prasową – bez względu na jej płeć, wyznanie i barwy – związkowcy zadbali na miarę ówczesnych możliwości.
Z naszej trójki najlepiej w tym nieustającym kołowrocie czuł się Wiesiek. Ze swoim nieodłącznym canonem mógł poszaleć, ile dusza zapragnęła. Świadomość zaś chwili, bądź co bądź historycznej, dodatkowo wyzwalała w Nim kolejny dopływ adrenaliny.

Wiesiek już od pięciu lat był naszym etatowym fotoreporterem i w tym czasie dał się poznać, nie tylko z dobrych, czasem świetnych zdjęć, ale i z tego, że potrafił wszędzie wleźć. Po prostu, żeby „fotoreporter przy tym był”. I tego październikowego dnia wlazł. A było tak.
Ówczesny rząd robił wszystko, by choćby w minimalnym stopniu osłabić odbiór tego, co dzieje się w Olivii i jak to tylko było możliwe zdyskredytować uczestników zjazdu. Ni z tego, ni z owego ogłosił więc podwyżkę cen papierosów i zapałek, co poniektórych delegatów przyprawiło o furię. Zażądano przyjazdu delegacji rządowej, by ta wyjaśniła, dlaczego bez zgody związkowców przeprowadza się taką operację.
Do Olivii przyjechali minister finansów Marian Krzak i przewodniczący Państwowej Komisji Cen prof. Zdzisław Krasiński (ten od „chrupiących bułeczek”). Zaczęły się pokrętne tłumaczenia i nieparlamentarne bluzgi. Sala była podminowana, choć znaczna jej część zdawała sobie sprawę, że papierosowa wrzutka to najzwyklejszy szczur wpuszczony po to, by nie tylko rozjątrzyć zebranych, ale też pokazać opinii publicznej, jacy oni są małostkowi, walcząc o paczkę sportów.
Elektroniczny zegar wiszący za plecami prezydium zjazdu, w którym natenczas zasiedli goście z Warszawy, pokazywał już prawie północ, kiedy wstał Wałęsa, uderzył się w czoło i najzwyczajniej w świecie wyrzucił delegatów rządu z hali. Dyplomatycznie odnotowano to tak: – Zgody na podwyżkę nie ma! Jeśli będzie – mamy rozróbę. My zapanujemy nad nią. Ale czy wy zapanujecie nad nami, to bardzo wątpię!
Nie widzieliśmy tego z daleka, ale właśnie wtedy, gdy Wałęsa łapał się za głowę, Wiesiek wskoczył na scenę, na której ustawiony był prezydialny stół, i cyknął fotę, którą uważam za najlepszą w Jego życiu. Wałęsa pukający się w czoło, zegar pokazujący północ i goście ze stolicy z nosami na kwintę. Jak On zdążył cyknąć zdjęcie, jak w ułamku sekundy potrafił je skadrować – nie wiem. Przypomnę – nie było jeszcze możliwe zrobienie serii zdjęć jednym naciśnięciem spustu.
Uznaliśmy, że to klatka roku. World Press Photo niczym niewyjęte. Czym prędzej pojechaliśmy do nocnej redakcji „Głosu Wybrzeża”, żeby Wiesiek mógł wywołać zdjęcia, a my nadać korespondencję do Wrocławia. Korespondencję dalekopisem, zdjęcia przez tzw. telefoto. Sprawozdanie przeszło. Za chwilę telefon z Wrocławia. „Telefoto zepsute, ślijcie do Opola, jutro odbierzemy”. „Jutro będzie futro”. I, niestety, było. Z tego, co pamiętam, „Trybuna Opolska” zdjęcie wykorzystała. A niby dlaczego nie? U nas się nie pojawiło, a dwa miesiące później można było zapomnieć o klatce roku i World Press Photo.
Mógłbym napisać o Wieśku, na którego nikt inaczej nie mówił, jak tylko „Dębol”, że był świetnym fotoreporterem, choć bałagan w swoim archiwum miał absolutny. Mógłbym napisać, o czym mało kto wie, że w wolnych chwilach był ratownikiem GOPR-u. Że ze swojego wędkarskiego hobby zrobił interes życia, wydając „Wędkarza Polskiego”, którym podbił rynek, a który w końcu Go pogrążył. Mógłbym też o tym, że nie chciał słuchać nawet dobrych rad, „bo ja wiem lepiej”. Mógłbym pisać o fotoreportażach, które razem zrobiliśmy. Mógłbym. Ale wolałem wybrać tę jedną klatkę…

Andrzej Bułat

Minigaleria Wieśka Dębickiego

Wiesiek potrafił zawsze znaleźć się w porę tam, gdzie właśnie działo się coś ważnego, ale i ciekawego do sfotografowania. Z archiwum zdjęciowego „Gazety Wrocławskiej” (dziękujemy Redakcji za udostępnienie) wybraliśmy kilka zdjęć sprzed wielu lat obrazujących codzienność ówczesnego Wrocławia.

(Kliknij, aby powiększyć)

4.07.1976. Kto dziś pamięta uliczne „ugaszacze pragnienia” – saturatory z wodą gazowaną czystą lub z sokiem? Na zdjęciu: kolejka do saturatora na Stadionie Olimpijskim.
1.12.1976. Co w prezencie na Mikołaja?
4.02.1982. Handel uliczny oferował wszystko: buty, chleb, odzież, a także losy loterii, filmy na kasetach wideo. Tu piękne futerko (choć sztuczne) na targowisku przy ulicy Krakowskiej.
10.09.1986. Kolejka przed bankiem Pekao przy ulicy Oławskiej.
23.08.1988. Świeża dostawa sprzętu elektronicznego w Domu Handlowym Łada przy ul. Oławskiej.
3.09.1988. Komendant Twierdzy Wrocław, czyli Waldemar Major Fydrych podczas happeningu na ulicy Świdnickiej.