Rozluźniło się po roku 1956, choć i tak dziennikarskie paszporty leżały nie w biurku dziennikarza, a w biurze współpracy z zagranicą. Po prostu wydziały paszportowe część papierowego kramu, paszporty służbowe, przekazały do przechowywania wyodrębnionej jednostce. Dziennikarz dostawał go do ręki przed wyjazdem, jak delegację służbową. Adnotacja „s” (paszport służbowy) uniemożliwiała mu wykorzystanie go na prywatne podróże. Po terminowym powrocie do kraju musiał dokument natychmiast zwrócić, po czym odpowiednie służby sprawdzały trasę wyjazdu, stemple graniczne itp., by stwierdzić, czy posiadacz dokumentu nie wykorzystał go do innych, prywatnych celów. Jeśli tak, to… ooo, to zupełnie inny temat! Opowiem go przy innej okazji, jako że będąc z takim paszporcie na Węgrzech, dzięki życzliwości węgierskich kolegów udało mi się zaliczyć Wiedeń, z którego w ciągu trzech dni napisałem trzy korespondencje. Po cichu liczyłem na pochwałę, może nawet na nagrodę za operatywność? Przesłuchanie po powrocie (w terminie!) przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa pozbawiło mnie złudzeń. Przekraczając, nawet z ważnym paszportem, nie te granice, przekroczyłem jednocześnie granice dozwolonego wówczas uprawiania dziennikarstwa.
Mamy 2021 rok. Granice są otwarte. Nawet chyba za bardzo, bo przedostają się przez nie bez kontroli również nieuprawnieni do ich przekraczania, do tego forsując je w sposób nielegalny, omijając przejścia graniczne. Samarytańska postawa kanclerz Niemiec w 2015 roku zaowocowała napływem nie tylko do Niemiec, ale do całej Europy milionów obcych w sensie zarówno etnicznym, jak i kulturowym imigrantów, z których spora część ani myśli nie tylko o asymilacji z przyjmującym ich krajem, ale nawet o pracy, Po co? Bogaty Zachód ma przecież obowiązek i moralny, i ekonomiczny utrzymywać zarówno prawdziwych uchodźców, jak i nierobów czy wręcz kryminalistów. A jeśli się krzywi, jak np. Polska i Węgry, to można prawicowym rządom przypomnieć o chrześcijańskim miłosierdziu opartym na równie chrześcijańskich korzeniach Europy, które co prawda przeciwnicy owych rządów, walczący o masowe wpuszczanie emigrantów, sami konsekwentnie podcinają, ale czego się nie robi, by uzyskać wsparcie społeczne, konieczne przy kolejnych wyborach!
Trudno nie zauważyć, że i my, dziennikarze, też jesteśmy wciągani w ów spór o mur graniczny, w którym w wielu wypadkach nie o strzeżenie granic w istocie chodzi, a o zwerbowanie jak największej liczby wyborców dla poparcia w kolejnych wyborach określonej opcji politycznej. Spór o granice w istocie staje się tu często tylko pretekstem. Kto jak kto, ale dziennikarze powinni to doskonale rozumieć i wyciągać wnioski z sytuacji, gdy na tym tle dochodzi również do agresji i dyskredytowania ludzi mediów.
Ale ad rem, czyli do rzecz y. Doszło do paradoksalnej sytuacji. Możemy jeździć za granice, nie możemy natomiast udać się nad granicę polsko-białoruską! I to nie tyle ów zakaz powstał z troski o nasze zdrowie, ile z wątpliwości, czy naprawdę informacje przez nas podawane będą rzetelne. „Rzetelność” w tym wypadku oznacza, czy aby korespondencje znad granicy nie będą negatywnie oceniać poczynań państwowej administracji wobec przekraczających nielegalnie polską granicę emigrantów. Przy różnych opcjach politycznych, jakie prezentują nasze media, jest to prawie pewne, więc… lepiej wprowadzić zakaz! I tu właśnie wszystkie dziennikarskie środowiska powinny powiedzieć „nie”!
Bo co innego jest zweryfikowanie pod względem zawodowym pragnących udać się nad granicę osób, czy aby naprawdę są dziennikarzami, a nie zapełniającymi tzw. media społecznościowe amatorami, co innego zaś zablokowanie obiektywnej informacji, pozbawienie społeczeństwa wiedzy o tym, co naprawdę dzieje się na zewnętrznej granicy Unii i skazanie go na zawsze budzące wątpliwości, oficjalne komunikaty rządowe.
Dyskusja, co zrobić z usiłującymi dostać się do Polski cudzoziemcami, co zrobić z tymi, którym już się to udało, w niedalekiej zaś przyszłości i z tymi, których Niemcy cofną do Polski, bo mają w paszportach białoruskie stemple, będzie bardziej owocna i oparta na faktach, gdy zapewni się dziennikarzom wypełnianie ich misji. Tego oczekuje społeczeństwo i tego oczekujemy my, dziennikarze RP.
Wojciech W. Zaborowski