CAŁY NARÓD!

Jak Ci odpowiadała atmosfera tego miejsca?
– Była niezwykła. Czuło się tu genius loci. Wiesz, był to czas, kiedy podejmowałem próby pisania, debiutowałem jako poeta w „Radarze” w 1983 roku, a dwa lata później w Kłodzkiej Witrynie Artystów ukazał się mój debiutancki tomik poezji pt. „Zrozumieć siebie” i dlatego ciągnęło mnie do środowiska literackiego. Zacząłem więc bywać w Klubie na spotkaniach literackich i tak poznałem Mariannę Bocian, Marka Garbalę, Michała Fostowicza, Romana Kołakowskiego… To właśnie literatura była dla mnie magnesem przyciągającym do tego miejsca, ale oczywiście też muzyka i sztuki plastyczne.

Poszedłeś w kształcenie humanistyczne i wybrałeś historię, dlaczego?
– Długo nie mogłem się zdecydować, czy studiować filologię polską, czy historię. Ostatecznie przeważyły względy historyczne i rodzinne. Otóż urodziłem się na Pomorzu Zachodnim, a tam krzyżowały się różne ludzkie drogi dzisiejszych „Odrzan”, jak nazywa mieszkańców ziem odzyskanych Zbigniew Rokita, autor wspaniałej książki „Odrzania”. W miasteczku, gdzie się urodziłem, zaraz po zakończeniu II wojny w 1945 roku, zamieszkali wysiedleńcy z Kresów Wschodnich oraz mieszkańcy pozostałej części Polski. Byli to ludzie z ciekawymi życiorysami wojennymi, a to żołnierze gen. Andersa, I Armii Wojska Polskiego, Powstańcy Warszawscy, partyzanci AK i Sybiracy. Na ulicy i w sklepie, czy budynku, w którym mieszkałem, dało się słyszeć ciekawy „kogel-mogel” językowy. To wszystko mnie zastanawiało, ciekawiło, prowokowało do szukania odpowiedzi. Poza tym nieustannie trafiałem na ślady poprzednich, niemieckich mieszkańców. Uwielbiałem czytać i w domu podsuwano mi różne wartościowe książki, w których szukałem odpowiedzi na nurtujące pytania. Zastanawiałem się jako dziecko i młody człowiek, jak to jest, że znalazłem się w takiej właśnie przestrzeni. Tyle było tych pytań, że w końcu zdecydowałem się na studia historyczne. Dlatego też zacząłem jeździć na Kresy, gdzie szukałem odpowiedzi na kolejne pytania. A miłość do tych miejsc zaprowadziła mnie prosto na Syberię.

Te peregrynacje przekładałeś na liczne publikacje.
– Za każdym razem, za każdym wyjazdem.

Czy eksplorowałeś historie osobiste, czy też przyglądałeś się Kresom również w aspekcie bardziej ogólnym?
– Te dwie kwestie się nakładały. Oczywiście, że w głównej mierze podążałem drogami przodków. Dziadek Andrzej był bowiem Powstańcem Wielkopolskim, żołnierzem wojny polsko-rosyjskiej 1919-1920. W 1924 roku, jako policjant, wraz z babcią Stanisławą z Wielkopolski trafił do miejscowości Druja w województwie wileńskim. Babcia Stanisława mieszkała z moimi pradziadkami do 1919 roku na Dolnym Śląsku w miejscowości Wińsko (powiat wołowski), a potem w Jarocinie. Zesłana została w 1940 roku na Syberię, do północnego Kazachstanu (owa część geograficznie należy do Syberii) z moją mamą i jej rodzeństwem. Byłem tam dwukrotnie, m.in. po to, by postawić krzyże na symbolicznym grobie brata mamy, czyli mojego wuja, który jako dziecko zmarł tam z głodu. Dziadek na zsyłce był w miejscowości Ponoj koło Murmańska i wraz z wojskiem gen. Andersa opuścił teren Rosji Sowieckiej, a zmarł w Wielkiej Brytanii w Birmingham. Najstarszemu synowi dziadka, Staszkowi, również udało się wydostać z Rosji i znalazł się w I Dywizji gen. Maczka, z którą przeszedł cały szlak bojowy i pozostał w Holandii, gdzie założył rodzinę. Tak więc przyglądam się i poznaję Kresy przez pryzmat losów najbliższych, jak i w szerokim rozumieniu polskiego dziedzictwa kulturowego. A Kresy zaprowadziły mnie prosto na Syberię i jestem jedną z nielicznych osób, które były w tylu ośrodkach polonijnych na Syberii, łącznie z Zabajkalem. Poznałem tam wielu wspaniałych ludzi, Polaków, zaangażowanych w działalność społeczną na rzecz polskości i współpracy. Długo by mówić.


Jakie miejsce mają obecnie w Twoim życiu zainteresowania poetyckie?
– Gdy trafiłem do Klubu, to miałem dookreślone, w zakresie swoich obowiązków, działania z zakresu literatury. I tak z końcem lat 90. uruchomiłem tu oficynę wydawniczą, moją wielką miłość, gdzie od samego początku najsilniejszym nurtem wydawniczym jest poezja. Na drugim miejscu znajduje się literatura wspomnieniowa, w tym o tematyce wrocławskiej, kresowej i sybirackiej.

Dodać warto również sylwetki tych, których sztuki wizualne były w Klubie eksponowane.
– Zdecydowanie. Wprowadziłem zwyczaj wydawania małych katalogów, czy broszur do wystaw, które utrwalają naszą działalność klubową. W katalogach dbamy o teksty, które odnoszą się nie tylko do samej osoby, ale i jej twórczości. Dla tych, którzy zaistnieli w naszej przestrzeni wystawienniczej, jest to miła pamiątka, ale także dokument. Dopowiem, że w styczniu ruszyła wystawa pt. „Władysław Tatarkiewicz w fotografiach”, do tej ekspozycji wydaliśmy nie katalog, ale broszurę.

Czy pasjonuje Cię fotografia?
– Robię zdjęcia, które są dla mnie formą zapisu, wizualnym reportażem. Mają one walor dokumentacyjny, a nie artystyczny. Służą ilustracji moich wypraw czy zdarzeń klubowych, podobnie jest z filmem. Gdy miałem spotkania po różnych wyjazdach, to fotografia w naturalny sposób dodatkowo o nich opowiadała. Najwięcej zdjęć jest w mojej publikacji albumowej pt. „Samochodem przez Kresy. Miejsca sercu bliskie”, które są dla mnie dowodem mojej bytności tamże i formą narracji. Ponadto organizuję wystawy fotograficzne o tematyce kresowej. Przybliżam Mereczowszczyznę, gdzie urodził się Tadeusz Kościuszko, czy Zułowo jako miejsce urodzin marszałka Józefa Piłsudskiego, ale też kresowe nekropolie, Cmentarz Łyczakowski we Lwowie i na Rossie w Wilnie.

Gdy obejmowałeś prowadzenie Klubu po Stefanie Placku, nie miałeś poczucia, że zmierzasz się z legendą i osoby, i miejsca?
– Bardzo trudne pytanie mi zadałaś… Wiesz, zawsze byłem zafascynowany Klubem. Dla mnie jest to miejsce szczególne i bardzo ważne, z którym się bardzo utożsamiam. To jest taki dom, takie miejsce, do którego chce się wracać. Cieszy mnie fakt, że mogę współuczestniczyć w procesie funkcjonowania tej, naszej przecież instytucji kultury. Klub miał kiedyś i ma dzisiaj swoich bywalców, sympatyków i przyjaciół, na których zawsze można polegać.

Gdy Stefan odszedł, to pozabierał wszystkie cytry, modlitewniki i niestety kroniki klubowe, wycinki prasowe i pełną dokumentację fotograficzną – szkoda, że tak się stało, ponieważ przepadła ogromna część historii tego miejsca. Liczę tu na pomoc osób, które w swych archiwach mają jakieś pamiątki związane z Klubem, że zechcą je udostępnić w celu digitalizacji. Szykuję się obecnie do publikacji książkowej na jubileusz 65-lecia Klubu i z trudem doszukuję się materiałów, a chcę to zrobić profesjonalnie.


Czy jakaś sfera działalności Klubu rozwinęła się, poszerzyła w szczególny sposób pod Twoimi skrzydłami?
– Jest to z pewnością wydawnictwo, które nazwałem Akwedukt i jest to moje oczko w głowie. Przez ćwierćwiecze udało się wydać m.in. takie perełki jak np. album fotograficzny „Japonia na starej fotografii”. Jestem pierwszym w Polsce wydawcą publikacji książkowej w postaci zbioru poezji po polsku i tatarsku pt. Niebo zalewa mi oczy”. Ciekawostką jest też antologia wierszy z motywem rzeki pt. „Kiedy Ty mówisz Odra”.

Co jeszcze? Rok 2024 ogłoszony został przez Radę Miasta Wrocławia rokiem Angelusa Silesiusa, a już w 2020 zaproponowałem Robertowi Gawłowskiemu opublikowanie książki poetyckiej pt. Boskie światło”, której akcja liryczna rozgrywa się w miejscach związanych z biografią Anioła Ślązaka. Książka ukazała się w języku polskim, niemieckim (tłum. Edward Białek) i po czesku (w tłum. Libora Martinka). Tyle, króciutko, jeśli chodzi o wydawnictwo.

W odniesieniu do działań o charakterze kresowym to zgromadziłem u siebie kilka stowarzyszeń. Współpracuję też ze stowarzyszeniami mieszczącymi się na Kresach np. na Białorusi czy Ukrainie. Jak potrzeba, przygotuję im koncert, prelekcję, ugoszczę. W sali koncertowej, w miejscu cytr, zgromadziłem portrety wybitnych postaci świata sztuki i nauki. W większości namalowane zostały przez Edwarda Kostkę. Klub w 2012 roku powiększył swoją przestrzeń i tak uruchomiliśmy galerię wystawienniczą, obecnie dysponujemy garderobami, gdzie na ścianach są zdjęcia artystów będących naszymi gośćmi, mamy też małą salkę konferencyjną i zaplecze socjalno-magazynowe. Tak to wygląda.

Poczyniłem też szereg inwestycji, które poprawiły jakość funkcjonowania Klubu, a myślę tu o klimatyzacji, żaluzjach, stronie technicznej ułatwiającej multimedialne prezentacje. Sporo tego się nazbierało i, co warto zaznaczyć, ze środków własnych, czyli wypracowanych przez instytucję. W zeszłym roku ze środków gminy przeszedł remont jeden z naszych dwóch fortepianów. Wymienione zostały młotki oraz struny basowe, co bardzo cieszy. Praktycznie codziennie mamy coś do zaoferowania naszym bywalcom, jak nie koncert, to spotkanie literackie, albo spektakl, albo projekcję filmu, lub wernisaż.

À propos multimediów, świetnie poradziliście sobie w czasie pandemii, gdy wykorzystałeś nowe technologie do działalności Klubu, w tym streaming.
– Cieszę się, że o tym mówisz. Mam taką naturę, że lubię wyzwania, więc gdy zaczęła się pandemia, dużo przemyślałem na temat sposobu funkcjonowania Klubu. Nie był zamknięty. Odbywały się próby, nagrania, koncerty i spotkania literackie, były transmisje w Internecie. Nauczyliśmy się we własnym zakresie całej kwestii technicznej, bo nie stać byłoby nas na firmę z zewnątrz. Dziś dysponuję ponad trzystoma nagraniami i mam piękne archiwum tych zdarzeń, które ciągle się rozrasta. Tą drogą sprawdziły się koncerty, spotkania literackie, ale już nie wystawy. Niemniej, odnaleźliśmy się w tamtej rzeczywistości.

Nawiązując do koncertów, są one dla mnie taką esencją działalności klubowej, a przestrzeń kojarzy mi się również z licznymi występami muzycznie uzdolnionych dzieci, młodzieży i studentów. A dla Ciebie, co jest taką esencją muzyczną Klubu?
– Mamy taką różnorodność, że trudno coś wybrać. Z pewnością jest to muzyka, biorąc pod uwagę rozmiary naszej sali koncertowej, dominuje kameralistyka, a po drugie – jak wspomniałaś – występy uczniów i studentów. Jest naprawdę mnóstwo młodych, zdolnych, co bardzo cieszy. Staram się też oferować, słuchaczom koncerty właśnie tych młodych uzdolnionych muzyków, co się zawsze bardzo podoba. U nas też nagrywają swoje występy, które później wysyłają na konkursy, mamy takie możliwości techniczne, by to robić. A niebawem ukaże się w naszym wydawnictwie klubowym pewna kolejna już płyta CD – ale to na razie tajemnica handlowa.

Poprzedni rok był takim pierwszym w pełni po pandemicznym, kiedy już bez żadnych ograniczeń wróciło życie kulturalne. Jak oceniasz działania Klubu w 2023 roku, co szczególnego zaobserwowałeś?
– Zdecydowanie więcej osób zaczęło bywać na naszych, spotkaniach i koncertach. Oferta pozostała ta sama, ale widać było duże ożywienie wśród publiczności. Również więcej było chętnych do występów u nas. 2023 to zdecydowanie lepszy rok od poprzednich trzech również w ujęciu finansowym.

Szybko się zapełnia ten kalendarz wydarzeń w nowym roku?
– Oj tak. Jest już gęsto, a zwłaszcza te pierwsze tygodnie, czy nawet miesiące roku mam w większości zagospodarowane. Są koncerty, spotkania literackie, wystawy – taka nasza klubowa codzienność, do której uczestnictwa wszystkich serdecznie zapraszam Na naszej stronie internetowej i Facebooku klubowym są dokładnie opisane imprezy. Staramy się, by informacje jak najwcześniej znalazły się w sieci – bardzo o to dbam, bo przecież należy szanować i dbać tak o artystę, jak i słuchacza. A skoro mówimy o początku roku, to rozpoczęliśmy go 1 stycznia recitalem fortepianowym Michała Szczepańskiego. Ponadto wśród styczniowych gości mieliśmy m.in: Edwarda Białka, Kazimierza Burnata, Małgorzatę Dziewięcką, Annę Fastnacht-Stupnicką, Roberta Gawłowskiego, Cezarego Lipińskiego, Karola Maliszewskiego, Libora Martinka, Jana Miodka, Waldemara Okonia, Edwina Petrykata, Leszka Pułkę, Stanisława Srokowskiego i Marię Woś.

Opowiadasz o Klubie z pasją i błyskiem w oku. Czy cały czas jesteś w takim działaniu?
– Mam naturę żywiołową i spontaniczną, nie wyobrażam sobie stagnacji. Spokój wywołuje u mnie niepokój [śmiech]. Mamy tyle jeszcze do zrobienia, wszystko jest przed nami i chyba nie grozi nam bezrobocie, bo czy możemy mówić w kulturze o bezrobociu? Oczywiście to są takie pozory. Jestem bardzo wdzięczny wszystkim sympatykom, przyjaciołom Klubu i moim bliskim za to, że jesteśmy razem. Moją dewizą, od wielu lat, jest dostrzeganie piękna i czynienie dobra, tak więc spotkajmy się w naszym Klubie jak najczęściej, czerpmy z jego źródła, do którego serdecznie zapraszam! Cała naprzód!

IZABELLA STARZEC
CZŁONKINI SDRP DŚl