BUDDYŚCI Z GÓR STOŁOWYCH

Według buddyzmu, aby to osiągnąć, trzeba iść ośmioraką ścieżką, owa ścieżka jest takim buddyjskim dekalogiem. Najpierw trzeba poznać owe cztery prawdy, aby wiedzieć, czym jest cierpienie, następnie należy wyrzec się złej woli; powstrzymać się od mówienia nieprawdy i mówienia rzeczy, które rodzą konflikty, należy też wyrzec się zabijania, nieskromności i robienia złych rzeczy; nie wolno zarabiać na krzywdzie innego człowieka; trzeba kierować się takim postępowaniem, które jest dobre mentalnie, a nie złe; należy też uważać na wszystko, co się robi i wreszcie trzeba dążyć do osiągnięcia stanu, w którym zanika ego poprzez medytację.

Człowiek, który wyznaje ten system filozoficzny, żyje w zgodzie z wartościami, które wskazał Siddhartha Gautama. Dla buddystów bardzo ważna jest właśnie medytacja i do tego potrzebne jest szczególne miejsce, gdzie można w spokoju oddać się rozmyślaniu.

Takim idealnym miejscem okazał się właśnie niewielki teren koło wioski Darnków; można powiedzieć, że wręcz jest to miejsce wymarzone.

Właśnie to spokojne i urokliwe miejsce w roku 1995 podarowało dwóch członków sanghi, czyli zgromadzenia mnichów Jego Świętobliwości Czime Rigdzinowi Rinpocze. Było to 7 hektarów gruntu. Obdarowany przekazał ziemię Związkowi Khordong w Polsce po to, aby w Darnkowie założyć ośrodek buddyjski, gdzie można by kultywować swoją naukę. Mimo ewidentnego braku funduszy, przystąpiono jednak z dużym zapałem do pracy nad budową tego tak bardzo potrzebnego tej społeczności ośrodka. Najpierw zaczęto budować drogę, bowiem dojazd na miejsce był bardzo utrudniony, szczególnie zimą i w czasie jesiennych i wiosennych słot. Kiedy zjechano tu po raz pierwszy, wszyscy byli zachwyceni – cisza, spokój, bliskość natury i pobliskie góry. Czego potrzeba więcej, aby medytować i się wyciszyć? Ripocze był Darnkowem wręcz zachwycony – powiedział, że jest tutaj prawie tak jak w Tybecie, z którego pochodził. Polscy buddyści zaliczają się do wyznawców buddyzmu tybetańskiego rozpowszechnionego w Tybecie (skąd pochodzi), w Bhutanie, Sikkimie i Ladakhu oraz w Mongolii, Buriacji i Kałmucji.

Do wioski zaczęli przyjeżdżać wyznawcy z całej Polski, ośrodek budowano społecznie i powoli, na raty. Nie było żadnego zaplecza, teren był nieuzbrojony, nie było energii elektrycznej ani sieci wodno-kanalizacyjnej, więc korzystano z toi-toiki. Latem spano w namiotach, jesienią i wiosną, kiedy było zimno i deszczowo, korzystano z noclegów w najbliższym pensjonacie, który był jednak odległy od miejsca budowy o kilkadziesiąt minut marszu.

Po wielu latach ciężkiej pracy i wyrzeczeń zbudowano wreszcie ośrodek, którym społeczność buddyjska może się naprawdę pochwalić, chociaż tego robić akurat nie wypada. Jest tutaj obszerna sala do medytacji, kilkuosobowe pokoje dla wiernych, osobne dla nauczycieli, czyli lamów, duża stołówka, gdzie przyrządza się i spożywa wspólnie posiłki, a latem czynne jest tu pole namiotowe. Wszystko zostało ozdobione rysunkami wykonanymi przez artystów z Bhutanu. Ostatnio wzniesiono tu stupę, czyli buddyjską kapliczkę o stożkowym kształcie, jej zadaniem jest zapewnienie w pobliżu spokoju. Skupia ona też pozytywną energię, która oddziałuje na przebywających w jej pobliżu ludzi.

Tak więc stale z roku na rok przybywało tu coś nowego i życie społeczności buddyjskiej zaczęło coraz bardziej rozkwitać. W Polsce przez wiele lat nie było tak dużego i ważnego ośrodka buddyzmu tybetańskiego jak ten w pobliżu Gór Stołowych. W 2019 roku został zbudowany równie duży i ważny obiekt w Garbniku na Mazowszu.

Ośrodek tętni życiem przez cały rok, przyjeżdżają tu lamowie i liczni mnisi z innych krajów. Można spotkać się, porozmawiać, wspólnie medytować, przygotowywać posiłki i słuchać nauczania lamów. Można też tutaj rozmyślać i wspaniale wyciszyć się, spacerując po górskich ścieżkach, oderwać się od komercyjnej cywilizacji, która nas wszystkich otacza i pożera oraz przenieść się w inny świat, spokojniejszy, gdzie czas wolniej płynie.

Atmosfera wzajemnej życzliwości udziela się tu wszystkim, ponoć kiedyś dotarła tu kilkuosobowa delegacja Świadków Jehowy z zamiarem nawrócenia buddystów na ich wiarę. Nikt ich nie przegonił ani nie zbył jakimś niesympatycznym gestem, zaproszono ich do środka i prowadzono wspólne dyskusje; każdy jednak pozostał przy swoim. Rozstano się w atmosferze wzajemnego szacunku i sympatii.

W 1997 roku zaczęto odprawiać tutaj pierwsze obrzędy, jako że ośrodek dopiero zaczynał powstawać i budowa nie nadawała się do tego celu, czyniono to w pobliskim ośrodku wypoczynkowym.

Jednym z najważniejszych obrzędów tutejszych buddystów jest ceremonia palenia lampek maślanych. W tybetańskich świątyniach wszechobecny jest zapach palonego masła. Na tej wysokości nie ma bowiem materiałów łatwopalnych pochodzenia roślinnego, ponieważ ta jest niezwykle uboga, są natomiast wszechobecne jaki, które służą Tybetańczykom pomocą w ich trudnym życiu. Jaki dają mleko, które jest tam podstawowym źródłem białka. Z mleka robi się też masło, które służy tam jako tłuszcz palny. W świątyniach buddyjskich palą się stale lampki. Kiedy Tybetańczycy wchodzą tam, to zawsze mają przy sobie masło, które dokładają do nich, aby się dalej paliły.

Palenie lampek jest niezwykle ważnym obrządkiem, pali sie je w intencji bardzo ważnych i szlachetnych celów; takim celem jest walka o pokój na świecie i szacunek pomiędzy ludźmi.

W jednej z takich uroczystości wypala się aż 111 111 lampek, każda z nich pali się około 3 do 4 godzin. Najczęściej jest ich jednak około 3000 dziennie, po ich wypaleniu, trzeba je oczyścić, a następnie napełnić olejem, który tutaj zastępuje masło z mleka jaka, tak aby były gotowe do ponownego ich zapalenia, czyli ofiarowania. Ogień z lampek ma za zadanie wypalić wszystko, co jest złe, aby zostało jedynie dobro. Na bieżąco liczy się palące lampki, a wynik umieszcza się na specjalnej tablicy na ścianie budynku.

Ośrodek nosi oficjalną nazwę „Drophan Ling”, co oznacza „Wspólny pożytek” albo „Pożytek dla wszystkich”. Nazwa ta podkreśla rolę wspólnoty w życiu wyznawców buddyzmu.

GRZEGORZ WOJCIECHOWSKI

Źródło:
http://buddysci-z-gor-stolowych