Medialni „wolni najmici”
Uff! Przydługi może ten wstęp, ale konieczny, by w historycznoczasowym skoku nawiązać do nas, dziennikarzy XX i XXI wieku. Kim bowiem jesteśmy? Od miesięcy toczy się bój o wolne media. Tu wspomnieć warto zauważany przez historyków i teoretyków prasy fakt, że tak naprawdę media zawsze były uzależnione od finansujących je mecenasów: państwa, organizacji, stowarzyszeń. Ta wolność przeto miała swoje ramy i w istocie chodzi o różnorodność prasy i wielość podmiotów decyzyjnych, zamiast jednego zarządzającego mediami monopolisty.
W tym całym bitewnym zgiełku daremnie jednak szukać refleksji, kim w mediach jesteśmy my, dziennikarze. I czy w ogóle wszyscy pracujący w mediach możemy się jeszcze dziennikarzami zwać? Wczytując się w wypowiedzi niektórych polityków, czytając glosy „niezależnych” reprezentantów społeczeństwa, można nabrać wątpliwości. Posiadamy dziennikarskie legitymacje, mamy za sobą lata pracy, wielu z nas uznany, potwierdzony nagrodami i dyplomami dorobek, ale w oczach ludzi, usiłujących narzucić mediom swój program, jesteśmy jedynie „pracownikami” mediów, realizatorami poleceń aparatu propagandowego, bądź to strony rządowej – PiS, bądź też, gdy atak dotyczy mediów krytycznych wobec rządu, obcych decydentów, oskarżanych często dodatkowo o antypolskość.
Jak to więc jest? Walczy się o wolne, niezależne media, logiczne więc się wydaje, że ich istnienie uwarunkowane jest istnieniem niezależnych, wolnych dziennikarzy. Tyle tylko, że nawet w świetle tego, na co już wyżej zwróciłem uwagę, tak jak nie ma absolutnej wolności dla mediów, tak samo nie ma i dziennikarzy wolnych od wszelkich ograniczeń. Niemiecki dziennikarz telewizyjny Klaus Bednorz, zapytany kiedyś o niezależne dziennikarstwo, stwierdził wprost, że naprawdę niezależny może być tylko ten dziennikarz, dla którego dziennikarstwo nie jest źródłem utrzymania, czyli który ma już zabezpieczenie finansowe i może pisać, gdy mu to odpowiada, ale nie musi. To jest ten wybór. Większość musi, bo z tego zawodu żyje. Różnorodność mediów, wydawców i tematyki ukazujących się periodyków pozwala wprawdzie dziennikarzowi wybrać najbardziej mu bliski ideowo tytuł lub rodzaj mediów, ale nie oznacza to niezależności od linii programowej wydawcy i możliwości publikowania niezgodnych z interesem wydawcy materiałów. Komu to nie odpowiada, może nie pisać, może też nie pracować – wolny wybór.
Ale ad rem. Wszystko to nie oznacza, że dziennikarze mają nie reagować na ataki, próby dzielenia naszego środowiska i napuszczania jednych na drugich. A niestety, można już zauważyć, że szczucie jednych grup dziennikarzy przeciwko innym nasila się, przynosi efekty i zamiast Koleżanek i Kolegów zaczyna się dostrzegać wrogów. A warto i trzeba, by nasze środowisko dziennikarskie, wszystkie jego grupy, niezależnie od tego, w jakich media h pracujemy, miały dla siebie szacunek. By umiały dać odpór tym, którzy szkalując, obrażając i usiłując wyobcować naszych Kolegów ze środowiska dziennikarskiego, chcą jedynie zbić na tym własny, polityczny kapitał. Taka postawa najlepiej będzie świadczyła o dojrzałości, niezależności i tak przez wszystkich upragnionej wolności mediów i dziennikarzy.
Oczywiście będziemy w większości nadal „najmitami”, ale świadomymi i wolnymi. A Konopnickiej dać honorowe członkostwo obu Stowarzyszeń. Zasłużyła!
Wojciech W. Zaborowski