Archiwa tagu: Odrodzone Słowo Polskie

Pustka nie dla gamoni!

Rozmaite gamonie i popaprańcy, którym nie udało się dotąd dokonać czegokolwiek ważnego, budują swoją wielkość, odsądzając od czci i  przyzwoitości tych, którzy ich przerastają" – przekonuje Jan Kowalski w najnowszym wydaniu „Odrodzonego Słowa Polskiego”.

Ze szczególną lubością rozprawiają się z tymi, którzy ośmielili się kiedyś ujawnić ich osobistą czy też grupową małość. A już z prawdziwie heroiczną odwagą i bogoojczyźnianym zacięciem opluwają ludzi, którzy bronić się już nie mogą. (…) Kiedy odchodzi ktoś naprawdę wielki, zabiera ze sobą fragment duszy każdego z nas. Człowiek wybitny pozostawia po sobie pustkę tym boleśniejszą, im większy wpływ miał na życie tych, od których odszedł. Człowiek wielki nie zostawia za sobą śladu tylko w ludziach małych i nijakich, którzy Jego wielkości nie rozumieli, i w tych, którzy nie odczuwają pustki, bo w duszach i w głowach pustkę mieli zawsze.

W podobnym tonie swoje refleksje snuje Wojciech W. Zaborowski: „Co się dzieje z naszą narodową pamięcią? Zapomnieliśmy, czy dajemy się tak w imię politycznych rozgrywek manipulować! (…) My nie umiemy lub nie chcemy dyskutować, wolimy protestować i opluwać.

Stary pismak, Adam Kłykow tym razem wspomina słowa na literę „p": „Pisemną polemikę ze mną Osiatyński zaczął od zdanka, że prawdziwy harcerz nie robi nic na „p”: nie pije, nie pali i nie pierdoli. Po czym stwierdził, że harcownik Adam Kłykow na harcerza się nie nadaje, bo pierdoli jak najbardziej. Mimo że jako szef „Pryzmatów” mogłem nie dopuścić tego tekstu do druku, choćby pod pretekstem nieobyczajności, zamieściłem go z  masochistyczną satysfakcją, nie cenzurując ani słowa.

Przeczytał i wybrał: Bogusław Serafin

 

Jest tak samo inaczej

Właściwie można by tak bez końca pisać o zawiedzionych nadziejach, o straconych złudzeniach — podsumowuje rocznicę sierpnia 1980 roku Grzegorz Wojciechowski w najnowszym numerze „Odrodzonego Słowa Polskiego”.

Nawet nie ma sensu pisać o ucieczce z kraju dużej części młodego pokolenia, o degradacji demograficznej i innych tragediach współczesnej Polski. Kiedyś zadałem pytanie jednemu ze swoich znajomych, mocno zaangażowanych w latach osiemdziesiątych w „Solidarność”, aby porównał tamte i obecne czasy, jak było i jak jest. Odpowiedział mi w ten sposób: Jest tak samo inaczej. Tylko postsolidarnościowi politycy, celebryci i w większości biznesmeni są szczęśliwi i dumni z siebie. Niedługo, jak co roku, powiedzą nam, że tak jest, ponieważ to my tego chcieliśmy w sierpniu 1980 roku.”

„Nie byłem powstańcem — wspomina Wojciech W. Zaborowski, Powstanie wycisnęło jednak na moim pokoleniu trwały ślad. Należę do tych, którzy przyszli na świat w Warszawie w latach okupacji. W momencie rozpoczęcia Powstania Warszawskiego miałem zaledwie parę lat.Wybuch Powstania zaskoczył naszą rodzinę, gdy mama była ze mną na spacerze, ojciec zaś, chirurg laryngolog, na lekarskim dyżurze w szpitalu Dzieciątka Jezus. Do mieszkania już nigdy nie wróciliśmy. Ojca, o którym mówiono, że zginął pod gruzami szpitala, spotkaliśmy ponownie po wojnie. (…) „…Bo wolność krzyżami się mierzy. Historia ten jeden ma błąd”. To o Monte Cassino. Ale po 72 latach pasuje jak ulał i do wspomnień o powstańcach.Gloria Victis!”

Przeczytał i wybrał: Bogusław Serafin

O jeźdźcach bez głowy

Demokracja to nie jest system, jak twierdzą ideolodzy i  politycy PiS, w  którym rządzi parlamentarna większość zgodnie z własnym uznaniem – przypomina Grzegorz Wojciechowski w najnowszym wydaniu "Odrodzonego Słowa Polskiego".

"Demokracja to system polityczny, w którym rządzi parlamentarna większość, ale z  poszanowaniem praw i  interesów mniejszości, tego upojona zwycięstwem nowa władza kompletnie nie rozumie; ona tworzy i buduje państwo, które w sferze politycznej będzie ofertą tylko dla wyznawców swojej partii i  jej Prezesa, nie będzie tam miejsca dla ludzi myślących inaczej. (…)

Widać, że partia, której szefem jest Grzegorz Schetyna, odchodzi w kierunku politycznej nicości. Jej szef, specjalista od politycznych czystek we własnej partii, od wyrzynania watahy, w ostatnim czasie bardziej przypomina politycznego rzeźnika niż charyzmatycznego przywódcę, który ma pomysł na rządzenie Polską. (…)

Polsce potrzebni są nowi ludzie, nieskażeni styropianowym etosem, którzy nie będą żyli przeszłością, własnymi, często chorymi, polityczno-historycznymi ambicjami. Polskę „popisowską” muszą stworzyć młodzi ludzie, wolni od tych chorych dogmatów, myślący inaczej i chcący tworzyć to, o co chodzi tak wielu z nas. Jest bowiem w polskim społeczeństwie, często nie w  pełni wyrażana z  nazwy, tęsknota za socjalnym państwem prawa. (…)

Dlatego, tak myślę, nie przyjeżdżaj Donaldzie Tusku na białym koniu do kraju nad Wisłą, Odrą i  Bugiem. Mam nadzieję, że i inni nasi politycy gdzieś wyjadą i nie wrócą, a my? My, obywatele Polski, będziemy mogli nareszcie spokojnie żyć."

Wszyscy mamy teraz nie po kolei… sugeruje Magdalena Chlasta-Dzięciołowska w recenzji nowego tomiku poetyckiego Henryka Gały pt. "Nie po kolei":  "(…) autor, który mimo wyjazdu z Wrocławia – wciąż mocno czuje się z nim związany (czytaj wiersze DEDYKACJE profesorom: Januszowi Deglerowi, Tadeuszowi Trziszce czy Janowi Miodkowi), w których odnosi się do ostatnich nacjonalistycznych wydarzeń, okrutniej, niż gdziekolwiek indziej, niepasujących do historii naszego miasta:

(…) A wczoraj wieczorem,
nasi rodacy, wrocławiacy
podpalili nienawiścią to słowo
Jak mam teraz podpisywać swoją młodość?
Niech pan pomoże, panie Janie profesorze.
(18 listopada 2015, w Polsce).
"

Inną diagnozę współczesności stawia Jan Zacharski w swej fraszce pt. "Kłopoty"
"Od pięknego Bałtyku po wysokie Tatry
Wszyscy odsyłają wszystkich do psychiatry.
Przybliża to narodowi teorię nienową,
Część klasy politycznej ma kłopoty z głową.
"

Przeczytał i wybrał: Bogusław Serafin

 

Kordian, cham i „nierządnicy”

„Nierządne” – to nie od słowa „nierządnice”. Podobnie jak stwierdzenie „Polska nierządem stoi”, nie oznacza, że krajem rządziły panienki o obyczajach niespecjalnie surowych. Ów „nierząd” to poczucie wadliwego zarządzania krajem. Mieszkający między Bugiem i Odrą skołowany obywatel dowiaduje się dziś od kolejnych formacji politycznych, że każda ekipa jest zła i prowadzi kraj do katastrofy. Czyżby rządzili Polską i rządzą „nierządnicy”? Około czterech milionów młodych ludzi zgłosiło gotowość do opuszczenia kraju. Jeśli nawet nie świadczy to o złym zarządzaniu państwem, to na pewno o złym sposobie uprawiania polityki społecznej – zauważa Wojciech W. Zaborowski na łamach najnowszego (32/2016) wydania „Odrodzonego Słowa Polskiego".

Politycy nie interesują się tym współczesnym polskim dramatem, wolą rozmawiać i czcić rzeczywistych i wydumanych bohaterów z przeszłości, niż zająć się ofiarami teraźniejszości.
Żyjemy w jakichś koszmarnych czasach, gdzie część Polaków nie chce już żyć w Polsce i ucieka z kraju, część woli umrzeć niż żyć, a politycy są szczęśliwi i zadowoleni, że żyjemy w wolnej Polsce. Gdzieś blisko rozgrywają się dramaty, których wielu z nas zajętych swoimi sprawami, swoim życiem, nawet nie uświadamia sobie. Czasami potrzeba tak niewiele, aby uratować czyjeś życie i zapobiec tragedii – dobre słowo, serdeczna rozmowa, pomoc, komuś, kto tego potrzebuje. Rozglądajmy się więc i patrzmy, co dzieje się wokół nas
– ostrzega Grzegorz Wojciechowski w artykule „Polska krajem samobójców”.

Sąsiadowi twarz poczerwieniała, a dłonie zwinęły mu się w dwa bochny. Odruchowo cofnąłem się dwa kroki, ale było mi już wszystko jedno. Jak ginąć, to z orkiestrą. Wziąłem głębszy oddech i wykrztusiłem: – No dobrze, ale jeśli ja pana opluję, to czy pan będzie miał prawo mnie zastrzelić?” Co na takie dictum odpowiedział Janowi Kowalskiemu jego sąsiad? Przeczytasz w felietonie „Moje 3 grosze”. Bo o czym tak zawzięcie dyskutują współcześni „Sami swoi”, nietrudno się domyślić…

Te i wiele innych ciekawych treści w najnowszym numerze „Odrodzonego Słowa Polskiego".
Przeczytał i wybrał: Bogusław Serafin

 

Dobre, bo polskie, czyli golonka walichnowska

O Wrocławiu mówi się poza granicami Polski bardzo często – twierdzi Wojciech M. Zaborowski w najnowszym wydaniu Odrodzonego Słowa Polskiego. Europejska Stolica Kultury budzi zainteresowanie w Niemczech, a to zarówno ze względu na historię miasta, bliskie sąsiedztwo, jak i atrakcyjne pod wieloma względami miejsce turystycznych wypraw. Do jednej z wielu atrakcji zalicza się też polska kuchnia, a to, co ma do zaoferowania pod tym względem Wrocław – zarówno, gdy mowa o ilości gastronomicznych obiektów, jak i o jakości potraw – świadczy dobrze o europejsko-gastronomicznej stołeczności miasta. Przekonałem się o tym i we Wrocławiu, i we Frankfurcie, w których to miastach miałem okazję rozmawiać nie tylko z rodakami, ale i z niemieckimi gośćmi, klientami polskich sklepów.

Dodatkowym powodem zainteresowania wspomnianym tematem jest niewątpliwie fakt, że te „podwędzane”wyroby oglądałem (smakowałem również) we Wrocławiu i Frankfurcie nad Menem. Mająca już rozleglą sieć własnych sklepów Marko-Walichnowy – w samym Wrocławiu jest ich 10 – powstała w 1991 roku firma PPHU „MARK’S”Sp. z o.o. spośród przeszło 170 produktów oferowanych klientom podbiła niewątpliwie ich podniebienia „golonką walichnowską pieczoną”. Odbiega ona zarówno sposobem produkcji, jak i smakiem od powszechnie znanych również w Polsce golonek bawarskich, zwyczajowo przyrządzanych na piwie. W walichnowskiej, oprócz tradycyjnego mięsa, golonki wieprzowej bez kości (88%), znajdują się dodające smaku przyprawy, m.in. czosnek, papryka, pszenica, mleko, gorczyca. Golonka smakuje zarówno na zimno, jak i po podgrzaniu i – jak twierdzą smakosze – lepiej niż bawarska!"

W kolejnym odcinku Z archiwum starego pismaka ("My – hunwejbini i ostatniMohikanie") Adam Kłykow wspomina Krzysztofa Kucharskiego stającego w obronie Wiesława Gerasa. "Gdyby władza nie uważała go za strasznego komucha, napisałbym: tak mu dopomóż Bóg, bo na serdecznym palcu nosi sygnet, który dostał od kardynała Henryka Gulbinowicza i na to wyróżnienie zasłużył, m.in. jako szef biura prasowego podczas wizyt JP II. Ale co to ma za znaczenie dziś. Fobie trudno się leczy. W przypadkach ekstremalnych są nieuleczalne”.

Zachęcamy do lektury!

 

Szycha dziennikarska, czyli o pouczaniu i przewracaniu

„Myślałem, że to dowcip. Jednak nie, pan minister środowiska, Jan Szyszko, raczył w swej wypowiedzi, którą usłyszałem w TVN24 w niedzielę 13 marca publicznie napiętnować dziennikarza, iż ten nie posiada kwalifikacji do wykonywania zawodu”– zauważa Wojciech M. Zaborowski w najnowszym wydaniu „Odrodzonego Słowa Polskiego”.

 
Bo jak inaczej można rozumieć słowa odpowiedzialnego za środowisko (dziennikarskie?) ministra, który w odpowiedzi na zadane mu pytanie stwierdza, że „zaprasza w ciągu trzech tygodni na specjalne szkolenie” dziennikarza, by nauczyć go, „jak ma zadawać pytania”. (…)
 
 
W zamierzchłych już dla obecnej młodzieży czasach, w okresie tzw.realnego socjalizmu, gdy praktycznie cała prasa stanowiła własność rządzącej partii i podlegała jej wydziałom propagandy, wielokrotnie stykaliśmy się z uwagami, o czym powinniśmy pisać. Ale nawet wtedy nikomu z partyjnych bonzów nie przyszło do głowy pouczać dziennikarza, j a k ma pisać, jak należy zadawać pytania, czy też w przeświadczeniu o swej omnipotencji, na własną rękę organizować kursy pisania.
 
Minister Jan Szyszko za swój pomysł zasługuje niewątpliwie na zauważenie… i wystawienie pod pręgierz opinii publicznej. Bo – nie daj Boże – następnym razem zechce np. pouczać lekarzy, jak mają przeprowadzać operację. Na tym zna się chyba tak samo, jak na dziennikarstwie?
 
****
 
„O dziennikarzach Maria Berny pisze z dużym znawstwem – chwali autorkę „stary pismak” Adam Kłykow. Poprzestanę na jednym z nich, o którym można przeczytać: „Najbardziej w roli relacjonującego pochód [1-majowy] lubiłam Tadeusza Łączyńskiego. Miał niski ciepły głos radiowy, mówił bardzo poprawnie i płynnie, ale też w sposób bardzo zaangażowany. W jego głosie wyczuwaliśmy [aktywiści PZPR] radość tego robotniczego święta, dumę z osiągnięć naszej ludowej ojczyzny”.
 
Pomyślałem w tym momencie lektury, że Łączyński chyba się w trumnie przewraca. Bo – co narratorka przemilcza – po narodzinach Solidarności stał się internowanym w stanie wojennym antykomunistą i działał aktywnie w Zjednoczeniu Chrześcijańsko Narodowym.