Jest oczywiście paradoksem, że obecny kryzys wywołany przez lex TVN czyni z tej stacji symbol i ostoję wolności słowa, wzorzec medium demokratycznego, gwaranta kontroli władzy i niezależności odmienianej przez wszystkie przypadki. TVN ani żadna z jej podstacji takiej funkcji nie pełni i nie pełniła z prostej przyczyny: to przede wszystkim biznes, którego pierwotnym celem, głównym zadaniem i jedyną racją istnienia jest pomnażanie zysku, zarobek. Jeśli można zarobić na informacji i publicystyce – kapitalizm zarabia.
Przy okazji zdarza się, że wejdzie mocno i celnie w jedną z medialnych powinności. Kiedy jest w wyraźnej opozycji do aktualnej ekipy rządzącej, może to nawet wyglądać na funkcję kontrolną, krytyczną, sprawdzającą. Przy innej konfiguracji politycznej ta energia słabnie i siada. Nie można o tym zapominać, pamiętając równocześnie, że władza nie powinna mieć narzędzi do recenzowania, tym bardziej w sposób tak karkołomnie bezprawny, jak pisowski „reasumpcyjny” wobec TVN (TVN 24) – z której swoją drogą politycy odpowiedzialni za ten stan rzeczy niemal nie wychodzą. Choć oczywiście ulubioną kategorią do zapraszania są nawróceni (niektórzy po wielokroć), ozdrowieńczo krytyczni byli ministrowie czy posłowie tej formacji. Gdyby policzyć ile tefałenogodzin wypełnili Giertych, Sikorski, Gowin, to nie wiem, czy TVP Info by tę kwotę przebiło.
Czytaj dalej