Jak to dobrze, że „prasowe sieroty” mają jeszcze dbającego o nie i pamiętającego „Papę”! To była pierwsza refleksja po przeczytaniu zaproszenia na tradycyjne, rokrocznie organizowane spotkanie prasowców. Rozpoczęło się ono w czwartek 11 kwietnia 2019 o godz. 16.00 we wrocławskiej restauracji „Galicja” w gmachu hotelu „Polonia” przy ul. J. Piłsudskiego 66 i trwało do godzin wieczornych.
Spotkanie zawdzięczamy od lat niestrudzonemu triumwiratowi. Główny organizator, dbający o prasowe sieroty, dynamiczny i pełen młodzieńczej energii dyrektor byłego Wrocławskiego Wydawnictwa Prasowego Zbigniew Kawalec, rzeczwiście zasługuje za swą troskę i szczere oddanie dawnym współpracownikom na zaszczytny, może trochę zbyt rodzinno-poufały, ale będący oznaką szczerej symapatii tytuł „Papy”. W końcu, jeśli nazywa nas nie bez podstaw „sierotami”, to zasługujemy na ojcowską opiekę, bo choć dziećmi już nie jesteśmy, to do zdziecinnienia nie tak daleko! To oczywiście tylko dowcip. Tak naprawdę wszyscy wyglądaliśmy, z wyjątkiem wiecznie młodych Koleżanek, nawet jeśli nie na najmłodszych, to na pewno zaledwie na dojrzałych. Jak zresztą pamiętam, wieloletni burmistrz Opola Karol Musioł też nazywany był przez mieszkańców grodu „Papą”, choć na pewno nie znał tak dobrze swoich podopiecznych, jak nasz „Papa” Kawalec.
Drugi z triumwiratu to przewodniczący Ryszard Mulek, reprezentujący Zarząd Stowarzyszenia Dziennikarzy RP Dolny Śląsk, który od lat stara się wykrzesać, nie tylko wśród członków stowarzyszenia, głębsze zainteresowanie dzialalnością naszej organizacji.
Trzeci, zamykający tę trójkę, to oczywiście sponsor imprezy, czyli firma Michael Huber Polska Sp. z o.o. z Nowej Wsi Wrocławskiej, którą reprezentował nasz dawny kolega po piórze, wrocławski dziennikarz Janusz Cymanek.
To im, wyżej wymienionym, zawdzięcza nasza czterdziestoosobowa gromadka miły i sympatyczny wieczór, w czasie którego m.in. gulasz i znakomite łakocie pożywiły ciała, a spotkanie Koleżanek i Kolegów z dawnych miejsc pracy ożywiło wspomnienia. Szczególnie to drugie było wartością samą w sobie, bo w miarę upływu czasu wspomnienia się zacierają, a i wspominający po latach stają się też, niestety, wspomnieniem. Dlatego uśmiech radości wykwitł mi na twarzy, gdy zobaczyłem, że na sali pojawił się niewidziany od lat kol. Marek Sznajder, z którym nie tylko pracowaliśmy razem w dawnym „Słowie Polskim”, ale również pozostawiliśmy swój trwały publicystyczny ślad w tomie wydanym przez PWN Warszawa – Wrocław w 1977 roku „Kultura na Dolnym Śląsku”. Miło gawędziło się też z kol. Waldemarem Marcem, który zawsze ma na podorędziu ciekawe opowieści ze swego trzebnickiego podwórka („Rzeczpospolita Dolnosląska”). Tylko mignął mi w przelocie Janusz Szmyrka („Gazeta Robotnicza”), ale nie szkodzi, to stały bywalec naszych imprez, dopadnę go następnym razem! Nie zawiódł kol. Tadeusz Hołubowicz, przybył uśmiechnięty i pełen jeszcze wrażeń po niedawnym spotkaniu z autorami zrzeszonymi w jego literackim klubie. Nie mogło zabraknąć kol. Lesława Millera, wydawcy i redaktora naczelnego „Odrodzonego Słowa Polskiego”, miesięcznika, którego zakres tematyczny daleko wykracza poza podtytułową informację „Gazeta Dolnego Śląska i Opolszczyzny”. Był ze swym nieodłącznym, budzącym zazdrość nikonem kol. Jan Drajczyk („Chemik”), choć tym razem bez Małżonki, była Mirosława Głowińska (księgowa WWP), był reprezentujący Oficynę Wydawniczą ATUT kol. Witold Podedworny. Krótkie pozdrowienia zdążyłem jeszcze wymienić z kol. Krzysztofem Rządkowskim i kol. Wojciechem Wrońskim (korekta), ktorego pamiętam jako młodzieńca i…, i…, i… Nie sposób wymienić wszystkich – proszę o wybaczenie!
Na zakończenie wypada mi podziękować organizatorom, którzy oczywiście również byli na spotkaniu, za trud włożony w przygotowanie imprezy oraz wyrazić nadzieję, że trudności, na jakie napotykają przy finalizowaniu podobnych spotkań, nie zniechęcą ich do kontynuowania imprez będących już tradycją i cementujących nasze środowisko.
Wojciech W. Zaborowski
Zdjęcia: Jan Drajczyk i Wojciech W. Zaborowski
(Kliknij na zdjęcie, aby je powiększyć)