Maciej Maciejewski Dziennikarzem Roku

Po raz ósmy Kapituła Nagrody Dziennikarskiej im. Tadeusza Szweda przyznała nagrodę Stowarzyszenia Dziennikarzy RP Dolny Śląsk, Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich i Międzyregionalnego Syndykatu Dziennikarzy Polskich. Dziennikarzem Roku 2007 został red. MACIEJ MACIEJEWSKI (TVP Wrocław).Kandydatami do nagrody byli również: Jacek Antczak („Polska • Gazeta Wrocławska”), Marcin Bradke (TVP Wrocław), Beata Gigiel (Polskie Radio Wrocław) i Mieczysław Michalak („Gazeta Wyborcza” Wrocław). Maciej Maciejewski, dziennikarz programu informacyjnego „Fakty” wrocławskiej telewizji, z tym zawodem związany jest od 35 lat; zaczynał pracę we wrocławskim radiu, a od prawie 30 lat współpracuje z wrocławskim oddziałem Telewizji Polskiej.

– Daliśmy mu tę nagrodę za to, że ze zwykłego rzemiosła zrobił sztukę – podkreślali członkowie jury. – Jest u siebie jednoosobową ekipą: pracuje jako dziennikarz, operator kamery, a także jako kierowca – dodaje Wiesław Geras, sekretarz kapituły.

Uroczyste wręczenie nagrody oraz spotkanie z Maciejem Maciejewskim i kapitułą odbyło się 11 czerwca 2008 r. w Dworze Polskim we Wrocławiu. W niezwykle serdecznej, rodzinnej wprost atmosferze laureat przyjął z rąk Ryszarda Żabińskiego (Syndykat), tegorocznego przewodniczącego kapituły, nagrodę (rzeźbę Stanisława Wysockiego) oraz kwiaty i gratulacje od przedstawicieli organizacji dziennikarskich, a także kolegów i przyjaciół licznie przybyłych na uroczystość.

– Zawsze mówiłem, że dziennikarze nie powinni być nagradzani, ale z tego wyróżnienia bardzo się cieszę, bo zostało przyznane przez kolegów po fachu – wyznał wzruszony Maciej Maciejewski. Tak naprawdę na pierwsze mam Jan. Ponieważ mało kto o tym wie, więc nie muszę obchodzić imienin.

Laureat o sobie

W czasach studenckich, a było to bardzo dawno temu (studiowałem fizykę), w Pałacyku odnalazł mnie Andrzej Waligórski. Spodobała mu się moja konferansjerka i z marszu, już na drugi dzień, wystąpiłem w pierwszej stereofonicznej w Polsce radiowej audycji wraz z publicznością z cyklu „My Wrocławianie”.

Andrzej był moim wspaniałym nauczycielem dziennikarstwa, podobnie jak cała ówczesna Elita. Pozwalali mnie i Wandzie Ziembickiej (ona wtedy też zaczynała) współtworzyć Studio 202.

Bardzo ciepło wspominam prawie czteroletnią współpracę z Andrzejem, Jaśkiem Kaczmarkiem, Włodkiem Plaskotą… Niestety ich już nie ma.

Ekscesy polityczne sprawiły, że otrzymałem zakaz wstępu do radia. A ponieważ telewizja wtedy żyła z radiem jak pies z kotem, więc bez trudu rozpocząłem współpracę z telewizją.

Pamiętam, że pierwszą relację robiłem o Bogusławie Litwińcu, a drugą z zoo…

W międzyczasie stałem się specjalistą ds. rolnych, bo takiego brakowało w ośrodku. Przygotowywałem dużo relacji dla Warszawy i dla programu lokalnego. Byłem też autorem różnych kilkunastominutowych reportaży na ogólnopolskiej antenie.

29 lat temu otrzymałem etat korespondenta i propozycję wyjazdu do Legnicy. Od tamtej pory nigdy już do Wrocławia nie wróciłem.

W stanie wojennym esbecy i towarzysze z KW nie zweryfikowali mnie. Przyczyniło się do tego też kilku legnickich dziennikarzy. Zostałem bez pracy. Wraz z rodziną musiałem opuścić Legnicę.

Na szczęście zabiegał o mnie Wałbrzych. Po wielu perypetiach i pomocy ówczesnego kierownictwa ośrodka zacząłem pracę w Wałbrzychu, gdzie zostałem do dziś.

Prawdopodobnie jestem czynnym reporterem telewizyjnym z najdłuższym stażem w Polsce.

Bardzo nietypowym: jestem jednoosobową ekipą, w jednej osobie dziennikarzem, operatorem, kierowcą własnego samochodu, nawet sam siebie filmuję.

Nie potrafię zliczyć relacji, które wykonałem. Na przykład popularna była seria relacji o prezydencie Wałęsie jeżdżącym na nartach w Zieleńcu. Ponoć byłem pierwszym dziennikarzem, który zza płotu krzyczał na prezydenta. Relacje te pokazywano na różnych szkoleniach dziennikarskich jako wzór do naśladowania…

 Nie mam określonego stosunku do tego, co robię, a to, że pracuję w telewizji, zauważam sam dopiero na ulicy, kiedy jestem zaczepiany. Peszę się wtedy. Moje dzieci, Ania i Maciek, poszły w ślady ojca.

Mieszkam w górach, mam ciągle tę samą żonę i psa o imieniu Reporter.

Niemal codziennie jeżdżę do Wrocławia, żeby montować materiały.

Maciej Maciejewski