Nie ma Bogusia

Wiadomość o śmierci Bogusia dotarła do mnie 13 maja w południe. Dzwoniła Joanna, starsza córka – Tata nie żyje, zmarł wczoraj nagle. Zawał serca. Pierwsza myśl – to nie może tak być. Przecież umawiałam się z Nim miesiąc wcześniej, kiedy wyjeżdżałam po świętach wielkanocnych z Kudowy-Jakubowic – że niedługo znów tu będę. Czekamy – usłyszałam. Przecież jeszcze poprzedniego dnia rozmawiałam w Stowarzyszeniu o tradycyjnej wycieczce dziennikarzy-emerytów, zaplanowanej na czerwiec…
 
Pamiętam Bogusia jeszcze z Klubu Dziennikarza. Ile to już lat – dobrze ponad dwadzieścia, jak zostawił Wrocław i przeniósł się z Ziutką, z małymi córkami, do Ośrodka Wczasowego Dziennikarzy u podnóża Karkonoskiego Parku Narodowego. Gospodarzył tam pięknie, dbał o to, by goście (często-gęsto kapryśni) czuli się jak w rodzinie. Ile razy widziałam Go w kuchni – jak dosmaczał jakąś zupę czy doprawiał sos, żeby był jeszcze lepszy. Ile razy patrzyłam, jak wczesnym rankiem wyjeżdża – żebyśmy mieli świeże bułki na śniadanie. I jeszcze miał czas, by usiąśc w barze i pogadać.
 
Gospodarzył z kilkuletnią przerwą, od Niego niezależną. Ale wrócił. I znów w Jakubowicach zrobiło się miło. Choc ośrodek nie był już całkiem nasz, nadal byliśmy tam serdecznie witani. Nadal na każde święta czekały na dziennikarzy-emerytów bezpłatne miejsca, tradycyjnie dwa razy do roku ośrodek gościł autokarową wycieczkę ze Stowarzyszenia, a gdy pojawiał się ktoś „z branży", mógł liczyc na zniżkę. Pozostała nazwa „Nest", no i był Boguś, który witał gości z wielką serdecznością. A potem, jakby nie dośc miał zajęc, wymyślał – a to ognisko, a to grillowanie, a to tańce i śpiewy…
 
Często jest tak, że gdy zabraknie Człowieka, coś bezpowrotnie mija. Kto teraz powie gościom, że szlakiem do „Błędnych Skałek" idzie się z ośrodka tylko 45 minut?! No i gdy się okaże, że wyprawa trwa o wiele, wiele dłużej, odpowie z rozbrajającym uśmiechem – „Bo ja tam nigdy nie chodziłem"…
Elżbieta Gonet