Przez wiele lat, ze znajomością problemów tzw. terenu i z życzliwością wobec współpracowników, dbała o utrzymanie dobrego poziomu pozostających pod Jej opieką stron „Gazety”.
W życiu prywatnym była żoną znanego dziennikarza i pisarza Jana Szatsznajdera – była jego dobrym duchem, inspiratorką twórczości, a także czułą opiekunką, gdy zachorował. Sama, niestety, gdy doznała udaru, została unieruchomiona w czterech ścianach. Pozostała jednak osobą o wręcz nadzwyczajnym optymizmie, pogodzie ducha i życzliwości dla ludzi, nie tracąc zainteresowania losami kraju, „Gazety” i związanych z nią osobami.
Zmarła 28 lipca 2020 roku, mając 89 lat. Spoczęła na wrocławskim cmentarzu Grabiszyńskim, obok swego męża.
Obrazy sprzed kilkudziesięciu lat
Krysię Świetlik poznałem najwcześniej spośród koleżanek i kolegów z „Gazety Robotniczej”. Był rok 1951, kiedy odbywałem praktykę studencką podczas studiów dziennikarskich na UJ. To właśnie z Krysią pojechałem na pierwszy reporterski rekonesans w tzw. teren. Ja traktowałem ten wypad jako okazję do poznawania walorów krainy dolnośląskiej, Ona natomiast została obarczona obowiązkiem dostarczenia raportu z frontu „walki o zboże”, czyli z akcji żniwnej, do której angażowany był niemal cały naród w myśl hasła: „Kto żyw, do żniw!”. Tak, tak to wówczas wyglądało, bo na rozległych podworskich obszarach pod zarządem PGR-ów jeszcze w połowie sierpnia stała poczerniała pszenica i nie miał jej kto zebrać. Nie lepiej było na polach tworzonych na siłę rolniczych spółdzielni produkcyjnych.
Nie pamiętam już, co z tego wypichciliśmy do gazety, ale została nam z tej wyprawy ciekawa pamiątka. Na dziedzińcu jednego z folwarków stał porzucony bezpański luksusowy powóz, pewnie po jakimś dawnym von und zu. Rozgościliśmy się wewnątrz, a fotoreporter pstryknął nam zdjęcie. Dziś taki pojazd byłby cenionym, pielęgnowanym zabytkiem.
Na podobnym okolicznościowym zdjęciu z wyjazdu w teren kilka lat później widzimy Krysię w towarzystwie Janka Szatsznajdera. Wkrótce zostali bardzo kochającą się i dobraną parą, mimo że różniło ich wiele. Krysia cicha, skromna i szalenie wrażliwa. Jasiu – obyty w świecie były dowódca plutonu czołgów Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, dusza towarzystwa wielu koleżeńskich spotkań. Oboje przez wszystkich bardzo lubiani.
Krysia przeżyła męża o 23 lata. Urnę z Jej prochami złożono obok skromnej płyty nagrobnej Janka na wrocławskim cmentarzu Grabiszyńskim. Odprowadzało Ją zaledwie kilkanaście bliskich osób. Nie było nikogo z Jej dawnych pracodawców, przybył natomiast przedstawiciel Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
Dobrosław Klimek
(Kliknij, aby powiększyć)