Utrzymywałeś też kontakty z jego żoną, Marią Czubaszek?
–Z Marysią widziałem się parę razy zaledwie, ale znałem ją z Wojtkowych, bardzo sugestywnych opowieści. W tym było tyle miłości! W każdym razie miałem wrażenie, że ją bardzo dobrze znam.
Co Ci dał ten kontakt z Karolakiem?
–Ta znajomość uczyniła mnie znacznie lepszym człowiekiem. Nauczył mnie wielu rzeczy, których od nikogo innego bym się nie się dowiedział. To było też nasiąkanie jego bon motami, sposobem życia, żartami, które potem przechodziły do codzienności.
Muzycznie był absolutnym arcymistrzem. Całkowicie mnie uwodził tym, że grał w nieistniejącym już dzisiaj czystym idiomie jazzu. Nawet najwięksi muzycy jazzowi, chociaż z wielką miłością do tradycji, grają z różnymi naleciałościami – a to rock, a to jakaś obca nutka, która zdradza różne odejścia. Czyli niby jest jakaś tradycja, ale… A Karolak był ideałem jazzu i nie zagrał ani jednej niejazzowej nuty. Nawet jak pisał i wykonywał piosenki, to był to szczyt jazzu. On mieścił się w stuprocentowym kanonie – po prostu, Karolak był jazzem.
Opowiedz o płycie, którą przygotowywaliście wraz Karolakiem.
–Myśmy o tej płycie marzyli i miała nam sprawić przyjemność. Oczywiście publiczności i słuchaczom też, ale to miało być coś, co od nas nie będzie wymagało żadnego wysiłku, przygotowywania się. Mieliśmy grać te utwory i piosenki, które znamy na pamięć i cieszyliśmy się na to, że będziemy sobie muzykować, jak chcemy, a tu Wojtek zrobił nam psikusa i umarł… Dlatego razem z Andrzejem Dąbrowskim i Darkiem Oleszkiewiczem ustaliliśmy, że nagramy jego utwory, już bez niego.
Oczywiście jest to krążek z jego utworami, ale to też i nasza płyta w ten sposób jemu zadedykowana.
Czy podczas koncertu prezentujecie całość, czy część „Karolak Songbook”?
–To się okaże. Będą utwory instrumentalne Wojtka, jak również jego piosenki, które śpiewał Andrzej Dąbrowski, a których nie ma na płycie, w tym piosenki o mocno jazzowym zabarwieniu napisane wspólnie z żoną Marią Czubaszek. Andrzej na tym koncercie nie będzie grał na perkusji, tylko śpiewał, oczywiście także standardy jazzowe.
W jakim składzie będziecie ostatecznie grali jako Piotr Baron Quartet?
–Przy perkusji zasiądzie Łukasz Żyta, na kontrabasie zagra Maciej Adamczak, na fortepianie Michał Tokaj i ja. No i śpiewać będzie Andrzej Dąbrowski.
Kolejną postacią, którą honorujesz podczas tych wrocławskich koncertów, jest Stan Getz – podczas wieczoru w Narodowym Forum Muzyki 21 października. Mówiłeś o kompozycji Herdzina „Tribute to Stan Getz”, która została napisana dla Ciebie, że ponoć zobaczyłeś nuty dopiero kilka dni przed pierwszym koncertem…
–To prawda. Byliśmy wtedy z żoną w Sopocie, w Domu Pracy Twórczej ZAIKS-u i tak właśnie wyszło, że zamiast się towarzysko udzielać, ćwiczyłem na saksofonie, co szalenie mnie irytowało.
Jakie wyzwania stawia przed Tobą ten utwór?
–Krzysztof mnie zna, więc wiedział, co może napisać. Natomiast jest to kompozycja bardzo trudna kondycyjnie – gram niemal bez przerwy przez trzy kwadranse. Ale uwielbiam ten utwór, bardzo dobrze się czuję w tej stylistyce i wydaje mi się, że ludziom też się podoba. Cieszę się też, że tak szacowna instytucja jak Narodowe Forum Muzyki zaprosiła mnie na ten koncert z udziałem orkiestry Leopoldinum.
Zagrasz jeszcze Sautera „Focus” z 1961 roku napisany dla Stana Getza, który otworzy ten wieczór. Jak to jest mierzyć się z legendą?
–To jest bardzo trudne wyzwanie, ponieważ trzeba zagrać to, co już grał Stan Getz, a porównania są nieuniknione. Ja nawet nie próbuję się zbliżać do jakości tamtego nagrania – to jest po prostu niemożliwe.
Co ciekawe, w tym utworze jest zapisana tylko partia orkiestry. Getz dostał do wykonania tylko skrót partytury z zaznaczoną harmonią, co było jego drogowskazem. Grał absolutnie genialnie. Tutaj trudność nie polega tylko na problemach technicznych, ale raczej na konsekwentnej narracji i sprawczej inwencji.
Co Ci się najbardziej podoba w jazzie, co „kupujesz”?
–Jeżeli jest wspaniałe brzmienie, jeżeli swinguje i jest rytmicznie – to taki jazz odpowiada mi najbardziej. Natomiast jeśli ktoś gra choćby nie wiem jak wspaniale i najbardziej wyszukanie harmoniczne i melodycznie, ale bez swingu, to mogę to oczywiście docenić, ale nie sprawia mi to żadnej przyjemności.
IZABELLA STARZEC,
członkini Stowarzyszenia Dziennikarzy RM Dolny Śląsk
Fot. Magdalena Adamczewska