Pamięć o minionych latach
Ale to nie jakaś tam kronika, to całe życie tej szkoły, jej uczniów i nauczycieli. Każdy się tam odnajdzie. Jak mówiła włoska dziennikarka Oriana Fallaci: „wywiad to otwieranie małża”. Edyta Sidor nie robiła wywiadów, ale efekt jest ten sam – małże się otworzyły, a przynajmniej mój. Tak w jakichś zakamarkach pamięci odżyły wspomnienia, do których zwykle się po latach już nie wraca. I teraz wróciłem pamięcią do lat sześćdziesiątych, w których byłem uczniem szkoły przy ul. Młodych Techników. Ale po kolei…
Pierwsze zaskoczenie
Dzieje 111-letniego dziś budynku, dzieła architekta – wizjonera miasta Richarda Plüddemanna, to rzecz niezwykła na pewno dla historyków, ale zainteresowanie się nimi przez kronikarkę szkoły świadczy o wnikliwej pracy, przy tym bogato udokumentowanej fotografiami, planami. Komu chciałoby się sięgać aż tak głęboko? A jednak! Ma to sens, bo lokuje szkołę w realiach miasta. Jest to jeden z wielu walorów tej lektury.
Cegiełki
„Fabryka Wielkich Maszyn Elektrycznych – to cegiełki naszego pokolenia elektryków polskich” – pisał Cyryl Szulc, założyciel szkoły. Ma bardzo ciekawy życiorys (warto zerknąć) – m.in. był więziony pod zarzutem „preferowania kapitalistycznych rozwiązań technicznych”.
A potem… Początkowo szkoła bez programów nauczania, podręczników i pomocy naukowych. O tym trzeba samemu przeczytać i to zobaczyć. Są tam fragmenty z gazet z przemówieniami premiera Cyrankiewicza, plakaty, zdjęcia, stawki płac nauczycieli i wychowawców w latach 1954–1960, ceny podstawowych produktów od 4 stycznia 1953 roku.
Margines
Interesujące są w tej książce też marginesy. To jak na tacy podana historia tamtych czasów. Pozwala odnieść dzieje szkoły do tego, co się wówczas działo. Na przykład: „Pierwszy polski wykład w Politechnice Wrocławskiej, wygłoszony przez profesora Kazimierza Idaszewskiego, miał miejsce15 listopada 1945 roku”. „Za pierwszego modelarza w Polsce uważa się Czesława Tańskiego, prekursora naszego lotnictwa”. „Wrocławskim symbolem odwilży październikowej jest stojący przed Ratuszem pomnik Aleksandra Fredry. W 1950 roku sprowadzono go do kraju ze Lwowa, a 15 lipca 1956 roku został odsłonięty na wrocławskim rynku”.
Tak naprawdę każda strona tej książki to jak trzy w jednym: kronika, margines pełen wiedzy, a do tego ilustracje.
Lata sześćdziesiąte
To sam pamiętam. „Obowiązek noszenia przez uczniów tarczy szkolnej przyszytej do ubioru wprowadziły już władze oświatowe II RP, ale w PRL tradycję tę chętnie przejęto. Tarcza musiała być przyszyta (nie przypięta) do lewego rękawa. Dodatkowo do przedniej kieszonki marynarki trzeba było przyszyć prostokątną naszywkę”.
Naszywka od biedy uchodziła, ale tarcza była zupełnie nieakceptowalna. Przed wejściem do szkoły trzeba ją było umiejętnie przypiąć szpilkami, aby za dotknięciem nie odpadła. Przy wejściu stali dyżurni i sprawdzali tarcze.
Akademie
W 1963 roku stanowisko dyrektora naczelnego naszej szkoły objął Lucjan Ptaszyński. Ja rozpocząłem naukę w 1964 roku. Nie pamiętam tych delegacji (zwłaszcza Cedenbała – komunistycznego przywódcy Mongolii), które odwiedzały szkołę, ale przypominam sobie, w przeciwieństwie do rocznic rewolucji październikowej, akademie z okazji imienin dyrektora Lucjana, na początku stycznia, chyba 7. Nie było wtedy zajęć i wszyscy świętowali.
Czym skorupka za młodu…
To dzięki tej szkole zrodziło się moje zamiłowanie do górskich wędrówek. Stało się to za sprawą dynamicznie działającego koła PTTK. I to się zgadza: „Młodzież brała udział także w rajdach, z których najpopularniejszy był organizowany rokrocznie rajd w Góry Bialskie”. Pamiętam, jak wyliśmy: Hej sokoły, omijajcie góry, lasy, doły, dzwoń, dzwoń, dzwoń dzwoneczku, mój stepowy…
Ile z tego powstało później odmian, jak np.: Hej sokoły, omijajcie teren naszej szkoły, dzwoń, dzwoń po karetkę, bo dyrektor zjadł skarpetkę. Ale był też Rajd Elektroników.
Były także letnie obozy. Tak poznałem Beskid Wyspowy, a naszym przewodnikiem był nauczyciel języka angielskiego.
Właśnie dzięki tym rajdom pokochałem góry; później z całą rodziną przemierzaliśmy Karkonosze, Tatry z Orlą Percią i Rysami, z wejściami po polskiej i słowackiej stronie. A później były jeszcze Karpaty (w Rumunii), Rudawy od Czech i Niemiec i jeszcze Alpy od Austrii, Szwajcarii po Francję, że o Dolomitach nie wspomnę.
Szkółka
Było ciekawie, bo nie tylko zakuwaliśmy, ale były też warsztaty, coś nowego dla młodego człowieka. Jak trzymać pilnik czy jak obsługiwać frezarkę. Dopełnieniem były praktyki. Zobaczyć takie zakłady, jak „Polar” czy „Dolmel” to było coś, zwłaszcza od środka. Wiele tam się nie napracowaliśmy, ale i „chłopcami od podaj, przynieś” też warto było być.
A w technikum… Nie pamięta się nazwisk nauczycieli, ale osobowości tak. Fizyczka była „ostra”, ale miała posłuch, a i przedmiot był ciekawy. Przeciwieństwem była chemia. Nauczyciel, zwany przez nas „Oko” (z powodu dużych oczu), miał do nas dystans, nie łajał, nie pouczał. Po prostu był i robił swoje. Później to doceniliśmy.
Był jeszcze inny lubiany belfer. Przychodził – nie pamiętam, jaki to był przedmiot – dużo opowiadał o sobie. Raz przyniósł damskie buty i pytał, kto zaniesie je do szewca.
Gra muzyka
Tak, to były czasy Czerwonych Gitar, Trubadurów, Czesława Niemena… Na dużej przerwie chodziliśmy do kolegi, mieszkał za szkołą i u niego w domu chłopaki brały pokrywki od garnków, śpiewając przebój Rolling Stonesów „Satisfaction”. Na koncert do Warszawy nie udało się nam jednak pojechać.
Cyganie
Wiedzieliśmy, że są. Obozowali niedaleko, za bunkrem na pl. Strzegomskim. Kiedyś wracaliśmy po lekcjach do tramwaju na plac wtedy 1 Maja. Szło się „alejką wśród krzaków i gruzowisk”, po przekątnej od Młodych Techników do placu. I nagle przed nami stanęło kilka małych Cyganiątek. Wyciągnęli ręce i powiedzieli: „Dajcie zegarki”. Trochę nas to rozbawiło, ale za chwilę zza krzaków wyszło trzech starszych, więc bez namysłu zegarki zdjęliśmy.
* * *
Wielkim zaskoczeniem jest dla mnie powstanie takiej książki. Mało tego, po raz pierwszy miałem w rękach kronikę z tłem. Ogrom pracy! Aż trudno mi sobie wyobrazić, że COŚ takiego można było stworzyć. Jeszcze raz wielki szacun dla autorki, Edyty Sidor!
Edyta Sidor jest nauczycielką języka polskiego w Zespole Szkół nr 18.
Zbigniew Próchniak, absolwent tej szkoły, był przez wiele lat dziennikarzem wrocławskiego „Słowa Polskiego”. Dziś uczy dziennikarstwa studentów Dolnośląskiej Szkoły Wyższej we Wrocławiu.
Uroczysta Gala odbyła się 23 listopada 2019 roku w kinie Nowe Horyzonty. Poniższa galeria zawiera zarówno zdjęcia z tej uroczystości oraz przed szkołą, jak i fotografie archiwalne z zasobów szkolnych.
Autor tekstu:
Zbigniew Próchniak
Zdjęcia:
Roman Cempel, Ryszard Gaweł
i archiwum szkoły
(Kliknij, aby powiększyć)