Zmarła red. Iwona Czarnacka

Iwonko, pozdrów naszych przyjaciół po drugiej stronie

Jednym z moich ulubionych filmów jest „Cztery wesela i pogrzeb”. W tym roku nieznany mi scenarzysta napisał „Cztery pogrzeby i wesele”, choć na razie na żadne wesele nie zostałem zaproszony.
Wojtek, Tomek, Skrzynia, a dziś odeszła Iwonka.
Cokolwiek bym o Niej nie powiedział, to byłoby za mało.
Powiedzieć o Niej, że była osobą charakterystyczną, to nic nie powiedzieć (tak, to za Pilchem, ale trafia w sedno tarczy).
Wieczory spędzane u Niej w domu razem z Wojtasem, później zamawianie taksówki „psze na Serniczkową”. Już nie wspomnę „schodków” na targowisku między Podwalem a Kościuszki, a później Galerii na Solnym.
Bez Niej redakcja „Słowa Polskiego” nie miałaby takiego kolorytu – bez dwóch zdań.
Gdy o Niej opowiadałem, zamiast opisywać Iwonkę, po prostu powtarzałem jedną z anegdot. Gdy pisałem tekst o depresji i poszedłem do fotoreporterów mówiąc, że potrzebuję jakiejś ilustracji, od razu padło hasło: zróbmy zdjęcie Iwonce. Tak się stało. Została w gazecie ilustracją depresji. Serio! 😀
Jednak Jej zblazowanie było urocze. Nigdy – poza Iwonką – nie poznałem osoby, która była tak ciekawa ludzi, ciekawa świata, pełna życia, a to wszystko charakteryzował wyraz twarzy sugerujący, że zaraz zwymiotuje.
O Jej dziennikarskiej pracy można długo opowiadać. Gdyby wszyscy słowo „deadline” interpretowali tak, jak ona, to… brakuje mi wyobraźni. Jednocześnie podczas kolegiów sypała świetnymi tematami jak z rękawa. Większość z nich rodziła się w Jej głowie w czasie rozmów z ludźmi, bo rozmawiać umiała, umiała słuchać.
O Jej pracy w MPK nie będę opowiadał, bo obecnie mi nie wypada. 😉
Przez jednych uwielbiana, przez innych znienawidzona; tych drugich miała w dupie.
Jeśli istnieje coś po drugiej stronie, to nie chcę wiedzieć, co teraz tam się wyprawia, gdy Iwonka dziś spotkała się z Wojtkiem. Wojtas na pewno się bardzo ucieszył. Może się dobrze bawią, ale mi okropnie smutno.

Bartosz Chochołowski