MENU:

Strona główna
Aktualności
Działalność
Statut
Władze
Członkowie
Zmarli 
Archiwum
Pobierz
Forum
Książki 
Gratulujemy 
Linki

 

Wrocławianie

     Recenzowanie książek kolegów to nie jest wdzięczne zadanie. Bo jeśli będzie pochlebnie, to wszyscy pomyślą o recenzji na zamówienie, a jeśli byłoby krytycznie, można się narazić na towarzyski miniostracyzm. Będzie więc jak zawsze, czyli uczciwie.

     „Wrocławianie” to książka utytułowanego prasowego reportera Jacka Antczaka i utalentowanej dziennikarki radiowej Anny Fluder. Tytuł mówi wszystko: 30 rozmów z osobowościami związanymi z miastem dziś chyba w Polsce najmodniejszym. Jedni są tu od swojego zawsze, jak sępolnianka Kinga Preis, inni pokochali miasto przestrzenną miłością numer 2 lub 3, jak bochnianko-krakowianka Ewa Michnik. Autorzy przypominają we wstępie, że zaczęło się od wspólnie przeprowadzanych wywiadów, które równolegle ukazywały się w Radiu Ram i „Polsce • Gazecie Wrocławskiej”, a kończy na książce, do której wywiady poszerzono o nowe treści. Umieszczono też zapisy zupełnie nowych dziennikarskich spotkań. Tak powstała jeszcze jedna na naszym rynku księgarskim składanka, tym razem z Wrocławiem i wrocławskością jako motywem przewodnim.

     Wydawałoby się, iż o bohaterach „Wrocławian” wiadomo już właściwie wszystko, do przeczytania tu i tam, wyszperania w Internecie lub bibliotece. Antczak i Fluder udowodnili, że niekoniecznie wszystko było, wydobyli od rozmówców sporo nowych detali, anegdot, poglądów, prezentując unikalny zestaw biografii i postaw ludzi wyjątkowych, połączonych pasją życia, pracy, no i mieszkania w tym, nie innym mieście. Z prawnikiem Andrzejem Malickim wspominamy żużlową przeszłość, z malarzem Pawłem Jarodzkim przeszłość „luxusową”. Lekarka profesor Chybicka mogła zostać słynną wrocławską gimnastyczką, literaturoznawca profesor Bereś, w młodości trenujący boks, o mało nie obił twarzy poecie Wojaczkowi (albo odwrotnie). Ksiądz Orzechowski byłby pewnie niezłym hydraulikiem, gdyby sobie o nim wyżej nie pomyśleli, a profesor Miodek ma ochotę komentować mecze podczas Euro 2012. O swoim kiedyś, o tu i teraz, czasem o tym, co zaraz, opowiadają jeszcze m.in. wicemistrzyni olimpijska Maja Włoszczowska, aktor Robert Gonera, muzyk Lech Janerka czy pisarz Marek Krajewski. Spotykają się w tej książce pokolenia, ludzie rozmaitych zawodów, adresów, losów i wyborów. I, uwaga, nie ma wśród nich ani jednego polityka!

     Każda zajmująca publikacja powinna skłaniać czytelnika do czegoś więcej niż samo czytanie, tak jest również w przypadku „Wrocławian”. Trudno nie zadać sobie pytania o fenomen Wrocławia czy Wroclove’ia, jak często mawiają autorzy. Bo odpowiedzi w serii wywiadów z postaciami dla miasta znaczącymi nie znajdziemy. Przynajmniej nie w formie gotowej do cytowania. Można wprawdzie automatycznie rzec, że fenomenalni ludzie są tego zjawiska przyczyną, ale to chyba jednak nie wystarczy. Zwłaszcza gdy ci ludzie przyznają się do związków z miejscami. Niech więc każdy szuka własnej nici łączącej jego dzieje z Wrocławiem, do czego książka Antczaka, Fluder i ich bohaterów dyskretnie zachęca.

     Gdyby ktoś chciał się do czegoś przyczepić, też znajdzie pole do popisu. Trzydzieścioro wspaniałych wrocławian, z którymi rozmawiają dziennikarze, to przecież tylko część, wielu osobowości brakuje. Nie warto również zapominać o tych, co stąd wyjechali, bo było im za ciasno, za biednie, za… jakoś tam. Oni też mogliby rzucić światło na Wrocław jako genius loci. Ale krytyków łatwo obłaskawić, powtarzając za największym wrocławskim poetą: „zawsze fragment”. Osobiście nie mogę zrozumieć tylko jednego. Dlaczego, u licha, autorzy „Wrocławian” są na skrzydełkowych fotografiach tacy smutni, tak odmiennie od min bohaterów i charakteru wywiadów nieuśmiechnięci? Stworzyli przecież świetną książkę.

Grzegorz Chojnowski
chojnowski.blogspot.com
19 XI 2008

Grzegorz Chojnowski – dziennikarz, publicysta. Anglista i polonista. Pracuje w Polskim Radiu Wrocław. 


Kim jesteśmy, wrocławianie?

     To nie ma być tekst reklamowy, choć pewnie ktoś może mi to zarzucić. 

     To ma być tekst o fantastycznych ludziach, którzy na gruncie swojego zachwytu miastem i regionem zbudowali swoją własną pozycję. Którzy swojemu ukochanemu miejscu na ziemi przydali indywidualny wymiar. Którzy poprzez swoje działania wzbogacili Wrocław i Dolny Śląsk o nowe wartości. Dali tzw. zwykłym wrocławianom i Dolnoślązakom kolejne powody do bycia dumnym z tego miejsca. 

     Wszystkie te osobistości i osobowości zebrano we właśnie wydanej książce „Wrocławianie”. Anna Fluder z Polskiego Radia Wrocław i Jacek Antczak z „Polski • Gazety Wrocławskiej” przedstawiają je w kolejnych wywiadach. Ale jednocześnie, rozmowa po rozmowie, autorzy kolekcjonują świadectwo miłości do Wrocławia. 

     Gdy pytany o miasto Robert Gonera mówi: „Im dłużej żyję na tym świecie, tym bardziej przekonuję się, że to, co przychodzi z filmami, z tymi rolami, ma mniejszą wartość niż własne miejsce na ziemi, stały narożnik”, widzę, jak Wrocław rozkochuje w sobie ludzi mu bliskich. 

     Stanisław Bereś, drążąc kwestie korzeni miasta, zauważa: „We Wrocławiu każdy »autochton« nosi w sobie niezwykłą historię (...) O wielu dzielnicach, ulicach, domach Wrocławia dałoby się napisać ciekawe książki”. 

     Wacław Juszczyszyn z Wolnej Grupy Bukowina mówi wprost: „Jestem wojującym wrocławianinem. Wszędzie, gdzie trafiam, głośno mówię, że to najbardziej przyjazne ludziom miasto w Polsce. (...) Bo coś takiego jak atmosfera miasta naprawdę istnieje. Wrocław bije w tym wszystkie inne”. 

     Albo Ewa Michnik, która, choć powinna kochać Kraków, znalazła w sobie miłość do Wrocławia: „To dla mnie miasto nadziei na przyszłość, dlatego łączę z nim swoje marzenia i plany. Już sobie nie wyobrażam życia gdzie indziej”. 

     Jestem dumnym ze swoich korzeni Górnoślązakiem. Gdy rozpoczynałem pracę we Wrocławiu, ostrzegano mnie: "Nie znajdziesz tam tej wynikającej z historii miłości do ziemi". Albo: "Na próżno w ludzkich opowieściach będziesz szukał tradycji". 

     Pamiętam też uwagę świetnego katowickiego dziennikarza: „Budowanie więzi między gazetą i Czytelnikami może być utrudnione. Na Dolnym Śląsku nie ma symbolu, wokół którego łatwo się skupić. Ten region to poplątana historia, jeszcze bardziej niż historia Górnego Śląska”. 

     Piszę to tylko po to, by wykazać, jak bardzo reszta Polski myli się w ocenie Dolnego Śląska. Może inaczej – jak z prawdziwych historycznych czy socjologicznych danych wyciąga się nie do końca trafne wnioski. Bo dziś wiem, że zawierucha historii nie narusza w Dolnoślązakach wiary w swą wyjątkowość. Co więcej: ta „poplątana historia” wzmaga w mieszkańcach tego regionu poczucie swojej wartości. I wiem też, jak zarażają oni takim spojrzeniem przyjezdnych, czego jestem najlepszym dowodem.

     Rozmowy Fluder i Antczaka to historie niezwykłych ludzi, ale nade wszystko – historie ludzi zakochanych w swoim „stałym narożniku”, jak mówi Gonera. Ten wątek tożsamościowy jest najważniejszym spoiwem i kluczem dla zrozumienia takiego a nie innego doboru bohaterów. Jest tu równie ważny jak osobiste wyznania. Na przykład takie jak Alicji Chybickiej: „Ja chyba tylko dlatego nie zwariowałam przez tyle lat, bo wierzę, że śmierć jest przejściem do innego życia. Ale ktokolwiek mówi, że się jej nie lęka, kłamie. Widzimy ten strach w oczach dzieci – do tego nigdy się nie przyzwyczaję”. 

     To nie miał być tekst reklamowy na temat nowej książki. Ale jeśli ktoś tak go odebrał, to przepraszam. Na swoje usprawiedliwienie dodam: uważam, że promowanie naprawdę wartościowych rzeczy ujmy nie przynosi. 

Marek Twaróg
Polska • Gazeta Wrocławska

Redaktor naczelny
22 XI 2008


Wrocławianie z pasją opisani


Role się odwróciły: Jacek Antczak i Anna Fluder odpowiadali na pytania swoich bohaterów
(np. dr. Dariusza Patrzałka)
© Paweł Relikowski/Polska•GW

     Czy rzeczywiście Stanisław Bereś, jeszcze w młodych, przedprofesorskich latach, o mało nie pobił się z Rafałem Wojaczkiem? To jeden z wątków żywo interesujących gości przybyłych w sobotę do kawiarni Literatka w Rynku. Podczas spotkania z Anną Fluder z Radia RAM i Jackiem Antczakiem z „Polski • Gazety Wrocławskiej”, autorami książki „Wrocławianie. 30 rozmów”, takich pytań nie zabrakło.

     Premierowy wieczór autorski prowadzili naczelni szefowie obydwojga reporterów – Tomasz Duda z radia i Marek Twaróg z naszej gazety. Gości witał właściciel literackiej kawiarni Janusz Domin, który specjalnie na tę okazję udostępnił klub jeszcze przed oficjalnym otwarciem. Nie dla wszystkich starczyło jednak miejsc przy stolikach, niektórzy stali lub przysiadali na schodach. Nie co dzień udaje się w jednym miejscu spotkać tyle znanych postaci. 

     Do Literatki przybyło szesnaścioro spośród trzydziestki bohaterów książki Ani i Jacka. Wśród nich m.in. Zofia Białoszewska, Erazm Humienny, Marek Krajewski, Robert Gonera, Maciej Zieliński czy profesor Bereś, który przyznał, że w Klubie Związków Twórczych bijatyka z poetą wisiała w powietrzu, ale rozeszło się po kościach. 

     Anna Fluder „sypnęła” wywiadowczego wspólnika, że dzięki jego roztargnieniu spędziła interesujące piętnaście minut na rozmowie z Markiem Krajewskim na... schodach. Jacek bowiem ruszył na poszukiwanie zagubionych kluczy od swego mieszkania, w którym miał być prowadzony wywiad. Redaktor Antczak z kolei przyznał, że w zbiorze brak mu rozmowy z Tadeuszem Różewiczem. Nie odważył się bowiem prosić o nią sławnego pisarza, by nie trafić potem do wiersza typu „Sława”. A pomysł, wykorzystany przez Stanisława Beresia, aby skłonić twórcę do współpracy za pośrednictwem młodej blondynki z dużym biustem, nie przyszedł mu do głowy. 

     Autorzy i recenzenci ciepło i z podziwem mówili o bohaterach wywiadów. Są to ludzie zauroczeni miastem i wrośli w nie. Jedni poświęcili życie chorym dzieciom, bezdomnym ludziom, bezpańskim zwierzętom, inni oddali się nauce, religii, literaturze, muzyce czy architekturze. Wszystkich łączy pasja, z jaką podchodzą do dziedziny, którą uznali za życiowe przeznaczenie. Chwała autorom wywiadów za to, że potrafili to umiejętnie ukazać. Namawiam na lekturę z czystym sumieniem. Arcyciekawe życiorysy, barwne postacie, kopalnia anegdot. Warto. 

Andrzej Górny
Polska • Gazeta Wrocławska
24 XI 2008


Trzydziestka niezwyczajnych

     O książce Jacka Antczaka i Anny Fluder „Wrocławianie. 30 rozmów” pogadali Andrzej Górny i Krzysztof Kucharski

 

Górny: – To który z nas robi za złego gliniarza, a który za dobrego? 

Kucharski: – Coś ci się porąbało, przed nami szczytna misja kulturalna, a nie jakieś policyjne przesłuchania!

Górny: – Dobra, niech ci będzie, cofam, poprawiam – który z nas ma krytykować utwór prozą w dialogach, a który chwalić? 

Kucharski: – A nie możemy chórem pean wyśpiewać ku czci koleżeństwa? Dziś to by było oryginalne. Wszyscy sobie skaczą do oczu. 

Górny: – Skaczą, skaczą i to się właśnie czyta. Trzeba iść z nowym duchem. 

Kucharski: – Lubię tę twoją ironię, ale sam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało. Dobra. Ty masz w sobie więcej wigoru i jesteś bardziej kłótliwy. Atakuj. 

Górny: – Jadę ostro. Aby wejść w klimat czasów... 

Kucharski: – Proszę, tylko nie zaczynaj od starożytności... 

Górny: – Przywołuję czasy często wspominane przez bohaterów książki. Posłużę się wydarzeniem z własnego życia w tym mieście. Jest początek lat sześćdziesiątych, mamy po jakieś piętnaście lat. Idziemy z kumplem mostem Warszawskim, a z naprzeciwka nadchodzi Kozłowski, taki znajomy drobny bandziorek: – Cześć chłopaki – powiada. – Może kupicie scyzoryk? I wyciąga z kieszeni sprężynowca, strzela ostrzem i macha nam przed oczami. – Dawać po dysze – żąda. Wojtek mruga na mnie i rzecze: – Dobra, możemy pohandlować. Ja dodaję: – Tylko się trochę potargujemy. Po czym Wojtek wyciąga zza paska visa (świetny przedwojenny polski pistolet), a ja wydobywam bębenkowego nagana i przystawiamy agresorowi spluwy do głupiego łba... Chłopina zsiniał, padł na kolana i zaczął błagać o zmiłowanie. Kazaliśmy mu wrzucić nóż do Odry i przechodzić na drugą stronę ulicy, jak nas spotka na parafii. Może zasłużył na flekowanie, ale w tamtych czasach leżącego, ale też i klęczącego, się nie biło. 

Kucharski: – Litości! Opowiadasz to przy każdej okazji. Nie dodałeś tym razem, iż to nie była sprawna broń, tylko wraki znalezione w gruzach i odświeżone przy pomocy pilnika i czarnej farby. W tej historyjce pijesz do wspomnień mojego ulubionego wrocławskiego autora breslauerowskich kryminałów Marka Krajewskiego i profesora Wojciecha Wrzesińskiego oraz Lecha Janerki, a najbardziej do pytaczy, czyli Jacka i Ani. Wszystkie te wywiady przeczytałem z wielką przyjemnością i zazdrością, że ja ich nie zrobiłem. Chcesz się czegoś czepić, ale każdy ma swoją pamięć. Ty masz za długą. 

Górny: – Już mnie kneblujesz. To tylko przygrywka do pierwszej wątpliwości, która mi się nasunęła po lekturze. W pytaniach autorów i w odpowiedziach niektórych „wywiadowanych” powtarza się problem niebezpiecznych czasów i niebezpiecznych okolic wrocławskich. Może to skutek młodego wieku reporterów, wychowanych w „komforcie” lat 70., albo też faktu, że niektórzy bohaterowie są przybyszami z innych, spokojniejszych okolic. Ktoś, jak ja (i pewnie ty) urodzony tu zaraz po wojnie, przywykł był do broni, niewypałów, żeglowania na lodowej krze po Odrze. To było zwyczajne życie. Normalka. 

Kucharski: – Pamiętaj, że mieliśmy w duecie, to znaczy w burzliwym dialogu, zrecenzować Ani i Jacka książkę. Ja tę książkę (bagatela – 366 stron) pochłonąłem jak jamochłon. 

Górny: – Przepraszam, jak co? 

Kucharski: – W gwarze młodzieżowej jamochłon to jest osoba, która nie potrafi się całować. Za szeroko otwiera usta. Wręcz pochłania czyjąś twarz. Niech nas pochłoną teraz „Wrocławianie...” i może porozmawiajmy merytorycznie. Uważam, że to bardzo urozmaicony wybór i reprezentatywny. Rozmowy są barwne, czasami zaskakujące i pełne anegdot, czyli to, co najbardziej lubią młode tygrysy. 

Górny: – Właśnie, à propos – młode. Brakuje mi trochę młodszych pokoleń wrocławian. Najmłodsi są najmniej koło czterdziestki. Bo jedna Maja Włoszczowska lat 25 i Arkadiusz Osiak lat 34 wiosny nie czynią, czyli jeśli chodzi o wiekowy przekrój, oceniam to na czwórkę z minusem. 

Kucharski: – To jest tylko trzydzieści rozmów. Jeśli dodamy do tej dwójki jeszcze Kingę Preis (lat 37), to będzie już dziesięć procent. Trudno tak na to patrzeć. Ja, na przykład, zainteresowałem się pytaniami otwierającymi rozmowy. Są specjalnie wymyślone i w większości wypadków naprawdę zaskakujące. Najbardziej mnie ubawiły otwarcia wywiadów: z prof. Janem Miodkiem (Co pan sobie podśpiewuje, panie profesorze? Coś po łacinie?), z prof. Bogusławem Bednarkiem (Czy to prawda, że woli pan pisać o rozkładających się zwłokach niż o rozwijającej się róży?) albo z Robertem Gonerą (Podobno we Wrocławiu spędziłeś noc z Lindą?). Jest w nich dodatkowo cień dwuznaczności.

Kucharski: – Powiedz teraz, czy ci się cokolwiek w tej książce podoba?

Górny: – Ależ wszystko mi się podoba. Poznałem wspaniałych ludzi, utalentowanych pasjonatów, czyniących dobro bliźnim. Jako odludek, nie dorastam do pięt takim bywalcom, jak Jacek czy Ania, którzy znają wszystkich i ich wszyscy znają, więc o połowie tych zasłużonych wrocławian nawet wcześniej nie słyszałem. Co najmniej więc wzbogaciłem swoją wiedzę o krajanach. 

Kucharski: – Wypadłeś bardzo z roli, ale brzmi to bardziej interesująco i nawet przekonująco. Co z tych wszystkich rozmów zapamiętałeś najbardziej?

Górny: – Na pewno zapamiętałem Stanisława Beresia, który nie mógł namówić na rozmowę Tadeusza Różewicza, do momentu, aż posłuchał podpowiedzi żony i zastosował przynętę w postaci blond studentki z pokaźnym biustem. I jeszcze anegdotę Humiennego, że jeden z jego pensjonariuszy wcześniej chwalił się swymi kilkoma fakultetami oraz znajomością wielu języków obcych. Po pobycie w placówce pana Erazma, na pierwszym miejscu zaczął wymieniać mistrzostwo świata w rzucie reklamówką.

Kucharski: – Chyba coś zmyślasz albo czytałeś inną książkę?

Górny: – Chyba masz rację, to już opowiedział podczas wieczoru autorskiego twórców tomu „Wrocławianie”. Ale to dowód, ile jeszcze ciekawych życiorysów i jaka masa anegdot czeka na opublikowanie. Liczę więc na kolejny tom prezentujący innych wybitnych wrocławian. 

Kucharski: – Czy moglibyśmy się pokusić o wybranie, powiedzmy, trzech najefektowniejszych, najciekawszych wywiadów? Moje typy to rozmowy w porządku alfabetycznym z: prof. Stanisławem Beresiem – specjalistą od literatury współczesnej, Pawłem Jarodzkim – liderem grupy plastycznej „Luxus” i Wackiem Juszczyszynem – muzykiem Wolnej Grupy Bukowina. 

Górny: – To bardzo trudne, bo te wywiady są nieporównywalne. Zgadzam się z twoją kandydaturą prof. Beresia, a prócz niego wybieram Ewę Michnik i Marka Krajewskiego. Tylko nie każ mi tłumaczyć, dlaczego właśnie te osoby wywarły na mnie największe wrażenie .

Andrzej Górny
Krzysztof Kucharski
Polska • Gazeta Wrocławska
12 XII 2008


Zakochani we Wrocławiu

      Rzeczą dziennikarza jest rozmawiać. A dla wrocławskiego dziennikarza – rozmawiać z wrocławianami.

     Ciekawe, co powiedzieliby Jacek Antczak i Anna Fluder, autorzy „30 rozmów”, gdyby zapytać ich, dlaczego wypytywali swych rozmówców o „trójkąt bermudzki”, widowiska operowe na Odrze, leczenie dzieci chorych na raka, szczegóły organizacji pielgrzymek na Bujwida, widok z blokowego balkonu wrocławskiego rockmana, pisarskie wizyty w prosektorium i pocałunki na dziedzińcu Ossolineum. Dziennikarze, owszem, opatrzyli swoje zebrane we „Wrocławianach” rozmowy umyślnym wstępem. We wstępie zaś twierdzą, że chodziło im o Wrocław. O to, aby „opowiedzieć miasto przez ludzi”. 

     Sposób ten działa jednak skutecznie w dwie strony, bo i ludzi, ich zbiorowy charakter, da się opowiedzieć poprzez opis ich miejsca na ziemi. Starodawni Rzymianie spisywali swoje dzieje „ab Urbe condita”, czyli od mitycznej chwili założenia Miasta. Jednak w rozmowie o początkach tylko nielicznym wrocławskim rozmówcom chodzi o pamiętny rok 1945. 

     Fascynacja tym miastem odradza się wciąż i wciąż. Spójrzmy – kartkując strony „30 rozmów”, czytelnik co i rusz, nawet w wypadku rozmówców najmłodszych, napotyka na zdanie: „Przyjechałem tu przypadkiem, ale zostałem na zawsze”. Padają co i rusz także inne łacińskie słowa: podobno to genius loci, czyli jedyny w swym rodzaju Duch Miejsca rządzi nad Odrą i kształtuje charaktery. Na co w czytelniku, który Wrocławia nie zna, albo zna powierzchownie, włącza się sceptycyzm. Geniusz-szmeniusz. 

     „Nadęci wrocławianie siedzą na swojej kupie gruzów, pysznią się odmalowanym Rynkiem, za którym nic nie ma, i zaciągając z lwowska, twierdzą, że są w Polsce wyjątkowi i niezwykli”. Takie opinie można usłyszeć i w stolicy, i w Krakowie, i w Pcimiu. A jednak, a jednak... 

     O tym, że rozmówcy wrocławskich dziennikarzy faktycznie zaciągają – zamiast poszczekiwać na modłę Polski centralnej – można się przekonać bez pudła, słuchając nagrań z załączonej do książki płytki CD. Ale nie o lwowski, przesiedleńczy folklor chodzi pod koniec pierwszej dekady XXI stulecia. Już tylko echo trwa tutaj z powikłanej historii i splotu losów całej wschodniej Europy na niemieckich gruzach – legendy znanej nad Odrą do znudzenia.

     Sentymenty może trwają, ale wrocławscy rozmówcy coraz częściej mają na myśli nowszy „duch miejsca”. Dekady bowiem mijają, a Wrocław to nadal, może coraz bardziej, miasto nietypowe. Czy w typowym mieście znajdą Państwo księdza, który, udzielając nauk przedmałżeńskich, zarazem ukrywa na plebanii rosyjskiego dezertera? Czy w szacownym Krakowie albo Poznaniu profesor uniwersytetu walczył na pięści z poetą? Czy na warszawskiej Pradze można, jak tu na Traugutta, beztrosko zostawić otwartego mercedesa? I dlaczego dyrektor miejskiego muzeum historycznego musiał wjeżdżać do środka na wielbłądzie?

     „Ta fascynacja Wrocławiem wzięła się z chaosu poznawczego, jaki tu odczuwałem” – dopowiada kolejny rozmówca, stawiając kropkę nad „i”: tutaj wszystko jest możliwe. Nawet wspólny uliczny koncert kubańskiego perkusisty i kwartetu akordeonistów z Rosji. I pomyśleć, że do roku 1945 Wrocław był mieszczańskim i w miarę spokojnym miastem. 

     Dawniej wrocławianie zazdrościli Krakowowi, w którym – w obrębie Plantów – stateczne rodziny znają się od dziesięciu pokoleń. Ale i tutaj, wnosząc z wypowiedzi z książki, Wrocław zaczyna dołączać do peletonu. „Rodzice poznali się we Wrocławiu”, powiada większość młodszych rozmówców Antczaka i Fluder.

     Starsi z nich wspominają ulubione miejsca wieczornych randek, dziś nieoczywiste: na przykład Wzgórze Partyzantów czy cukiernie przy Jedności Narodowej. Efektem jest czwarte już wrocławskie pokolenie wrocławskich dzieci, którymi z dumą chwalą się rozmówcy.

     Komunistyczna propaganda wymyśliła sobie kiedyś „piastowski Wrocław”, spychając w niebyt pół tysiąclecia historii. Wrocławscy rozmówcy z książki wspominają to z półuśmiechem. Nieistotne. Dziś jest to nasze miasto, i tyle.

     Właśnie, rozmówcy. Ludzie, którzy dziennikarzom opowiadają swoje życie – i swoje miasto – to starzy znajomi. Moi, i Państwa także. Artyści, profesorowie, lekarze, księża, sportowcy. Nie podam tu nazwisk, bo trzeba by je wtedy przytoczyć wszystkie. Wszyscy mieszkają dziś we Wrocławiu, chodzą po jego ulicach. Ich życie składa się na obraz dzisiejszej wrocławskiej chwili.

     Jacek Antczak i Anna Fluder wzięli dosłownie frazę Lecha Janerki – jeszcze jednego z rozmówców – i swoim zbiorem rozmów „nad chwilą wznieśli pawilon”. To znaczy, ulotność dnia współczesnego przemienili w udatny kawałek naszej nowej historii. 

    Miła to selekcja, nawet bardzo, a przecież niepełna. Sam z ciekawością poczekam na tom drugi „Wrocławian”. Taki, który by z kolei przyniósł rozmowy z miejscowymi politykami, tymi lubianymi i tymi szanowanymi mniej. Wynurzenia tytanów miejscowego biznesu. Rozmowy ze stróżami porządku i z wrocławskimi słynnymi aferzystami (a znalazłoby się paru i takich).

     Dyskusje z najnowszymi przybyszami, przesiedleńcami z Kazachstanu czy menedżerami z Korei. To także wrocławianie, warto więc usłyszeć ich głos. Ale początek mówionej historii najnowszej Wrocławia został spisany. Dla mnie – fascynującej historii.

Piotr Siemion
Polska • Gazeta Wrocławska
17 XII 2008

     Piotr Siemion – eseista, tłumacz i pisarz, autor wielokrotnie nagradzanej książki Niskie Łąki. Wrocławianin.

______________________________
Stowarzyszenie Dziennikarzy RP - Dolny Śląsk
Podwale 62, 50-010 Wrocław, tel./tel 48-71 341 87 60
Konto: nieaktualne o/Wrocław nieaktualne
sdrp.wroc@interia.pl