MENU:

Strona główna
Aktualności
Działalność
Statut
Władze
Członkowie
Zmarli 
Archiwum
Pobierz
Forum
Książki 
Gratulujemy 
Linki

 

Moje spotkania z Papieżem

     Kiedy 2 kwietnia o 21.37 dotarła do nas wiadomość o śmierci Jana Pawła II, wszyscy przeżyliśmy szok, mimo że od jakiegoś czasu byliśmy na ten smutny fakt przygotowani. Jak w filmie zaczęły mi się pojawiać przed oczami kadry z życia Karola Wojtyły – naszego Papieża, obrazki związane z moimi kontaktami z Wielkim Człowiekiem i Polakiem, Orędownikiem Miłości i Pokoju. Miałem to szczęście, iż dane mi było osobiście widzieć Ojca Świętego w ciągu 20 lat (od 1983 do 2003 roku) wielokrotnie. I za każdym razem przeżywałem to samo – fascynację i podziw dla tego niezwykłego Człowieka oraz dumę z tego, że jest naszym Rodakiem. A wszystko zaczęło się w początkach czerwca roku 1983.

Pokój tobie, Polsko! Ojczyzno moja!

     Na kilkanaście dni przed drugą pielgrzymką Jana Pawła II do Ojczyzny arcybiskup metropolita wrocławski Henryk Gulbinowicz poprosił mnie o drobną przysługę. Uczyniłem wszystko, by spełnić prośbę gospodarza naszej archidiecezji. W zamian otrzymałem zaproszenie na Partynice, gdzie na hipodromie Ojciec Święty miał odprawić mszę dla mieszkańców Dolnego Śląska i Opolszczyzny. Znajomy rodziców przyniósł drugą kartę, można więc powiedzieć, że „cierpiałem” na kłopoty bogactwa. Oba zaproszenia opiewały na miejsce w czołowych sektorach, z których – jak się później okazało – jak na dłoni widać było Jana Pawła II. Zaprzyjaźnione siostry zakonne wręczyły mi natomiast zaproszenie do wrocławskiej katedry św. Jana Chrzciciela na spotkanie Ojca Świętego z kapłanami oraz – jak to określił Papież – wszystkimi osobami Bogu poświęconymi przez śluby zakonne. A więc pełnia szczęścia.

     Całą rodziną powędrowaliśmy z Biskupina na Partynice. Wyruszyliśmy o 2.00, w zupełnych ciemnościach, by po kilku godzinach zająć miejsce w naszym sektorze. Kiedy pojawił się helikopter z Papieżem na pokładzie, blisko milionowy tłum ogarnął entuzjazm. Wzrósł jeszcze mocniej po pierwszych słowach Jana Pawła II: "Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem będą nasyceni". I tak było do końca. Z twarzy Ojca Świętego emanowała miłość i dobroć, a słowa krzepiły serca i poruszały sumienia. Swoją ujmującą bezpośredniością ten niestrudzony Pielgrzym – jak na całym świecie – zawojował wszystkich.

     W jakieś dwa tygodnie po zakończeniu pielgrzymki raz jeszcze zostałem zaproszony do ks. arcybiskupa Gulbinowicza. Otrzymałem prezent od Ojca Świętego – poświęcony różaniec i zdjęcie z podpisem Jana Pawła II. Podpisem, a nie faksymile.

Ducha nie gaście!

     W sześć lat później ziściło się moje zawodowe – i nie tylko – marzenie. Wszedłem w skład ekipy komentatorów, relacjonujących przebieg kolejnej pielgrzymki Jana Pawła II do ojczystego kraju. Wespół z ks. Chowańczakiem komentowałem wydarzenia z Rzeszowa i Lubaczowa. Pamiętam, że kiedy  tuż przed rozpoczęciem mszy świętej w Rzeszowie na horyzoncie pojawiło się papieskie papamobile, wielusettysięczny tłum dosłownie zafalował. Ścisnęło mnie w gardle i z największym trudem po kilkudziesięciu sekundach wydusiłem z siebie słowa powitania. Nawet nie wiedziałem, kiedy minęły trzy godziny. Podobnie, jak wszyscy zgromadzeni, byłem pod ogromnym urokiem Ojca Świętego.

     To uczucie jeszcze spotęgowało się następnego dnia – w Lubaczowie. Wszystko za sprawą ojca Tucciego, odpowiedzialnego za organizację pielgrzymek, który podprowadził mnie do Jana Pawła II. Jedyne, czego żałowałem, to tego, iż nikt (może jedynie Arturo Mari) nie zrobił mi pamiątkowego zdjęcia. I już wówczas przysiągłem sobie, że uczynię, co w mojej mocy, by choć raz jeszcze móc przeżywać podobne chwile.

     Wszak w przesłaniu tej pielgrzymki były słowa: „Ducha nie gaście!”.

Modlitwa pojednania

     W 1997 roku byłem jednym z wydawców studiów Międzynarodowego Kongresu Eucharystycznego. Zakończenie odbywającego się po raz pierwszy w historii naszego kraju kongresu było jednocześnie początkiem kolejnej pielgrzymki Ojca Świętego do Ojczyzny. Kierownictwo TVP postanowiło zaufać mi raz jeszcze. Wspólnie z ówczesnym rektorem Papieskiego Instytutu Polskiego w Rzymie, dzisiejszym biskupem siedleckim Zbigniewem Kiernikowskim, komentowaliśmy Wielką Modlitwę Ekumeniczną oraz mszę w Legnicy. Jan Paweł II przyjechał do wrocławskiej Hali Ludowej spóźniony w stosunku do harmonogramu o ok. pół godziny. Musieliśmy się nieźle nagimnastykować, by na antenie nie było dziur. Kiedy wreszcie na podglądzie zobaczyliśmy papamobile, odetchnęliśmy. Dlatego ten dzień zapamiętam na zawsze, podobnie jak reakcję przeziębionego Ojca Świętego na kichnięcie: „Jak widzicie, nawet kichnięcie może mieć wymiar ekumeniczny”.

     W roku 1997 Jan Paweł II miał za sobą wiele ciężkich doświadczeń zdrowotnych, mimo to (choć jeszcze następnego dnia w czasie Statio Orbis deszcz padał nieustannie) w Legnicy znowu zobaczyliśmy dawnego Papieża – o rozjaśnionej twarzy i mocnym głosie, trafiającym do serc i umysłów wszystkich zgromadzonych.

Spełnione marzenie Jana Pawła II

     W roku 2000 obchodziliśmy Wielki Jubileusz, poprzedzający trzecie tysiąclecie, o wprowadzenie w które Kościoła marzył Jan Paweł II. Tego też życzył Mu  Jego mistrz, Prymas Tysiąclecia Stefan kardynał Wyszyński. Marzenie się ziściło, choć każdy kolejny rok przysparzał Ojcu Świętemu coraz więcej cierpień. W kwietniu 2000 byłem z pielgrzymką we Włoszech. A właściwie to w Watykanie, by wziąć udział w jubileuszowych uroczystościach. Zobaczyłem Papieża dwa razy – podczas środowej audiencji generalnej oraz w Niedzielę Palmową, w czasie mszy z udziałem setek tysięcy wiernych. Nie doszło do audiencji indywidualnej, choć o. Hejmo (opiekun polskich pielgrzymów w Rzymie) bardzo starał się nam w tym pomóc. Jan Paweł II był jednak bardzo zmęczony ciągłymi uroczystościami jubileuszowymi oraz licznymi wizytami i nie udało się nam spojrzeć w Jego mądre, pełne miłości do Boga i ludzi, oczy. Ale i z tego, co się udało, byliśmy bardzo zadowoleni.

     Półtora roku później znowu znalazłem się na placu św. Piotra. Tym razem uczestniczyłem w premierze polskiego filmu „Quo vadis” w reżyserii J. Kawalerowicza. Ojciec Święty na ten premierowy seans przyjechał specjalnie ze swojej letniej rezydencji w Castel Gandolfo. Zajął centralne miejsce w Auli Pawła VI, usytuowanej zaledwie 9 metrów ponad poziomem areny cyrku Nerona – miejsca igrzysk, ale i prześladowania chrześcijan oraz męczeńskiej śmierci św. Piotra. Papież długo milczał po ostatnim kadrze, a następnie zamienił kilka słów z realizatorami filmu, najwięcej uwagi poświęcając odtwarzającemu rolę św. Piotra Franciszkowi Pieczce. Jan Paweł II nie zdecydował się na ocenę artystyczną filmu, wyraził jednak uznanie dla pietyzmu, z jakim obraz został zrealizowany. Siedziałem niedaleko Ojca Świętego, miałem więc po raz kolejny okazję doświadczyć wyjątkowych fluidów, płynących od Jego Świątobliwości.

     I wreszcie spotkanie ostatnie – z okazji jubileuszu 25-lecia pontyfikatu. 16 października 2003 roku zobaczyłem twarz zmęczoną, ale niezmiennie pogodną. Ojciec Święty dzielnie zniósł wielogodzinne uroczystości. Nieco odprężony, następnego dnia wysłuchał koncertu jubileuszowego, któremu patronował jeden z najbliższych, najbardziej zaufanych współpracowników Papieża, kard. Joseph Ratzinger. Skąd ten Wielki Pielgrzym wziął siły, by jeszcze w niedzielę uczestniczyć w beatyfikacji Matki Teresy z Kalkuty – pozostanie wyłącznie Jego tajemnicą. Wówczas po raz ostatni zobaczyłem Jana Pawła II z odległości zaledwie metra, kiedy przejechał koło naszego sektora, pozdrawiając wiernych.

     Takim, jak wówczas, pozostanie w mojej pamięci i sercu. Wierzę, że spełni się wielkie marzenie Karola Wojtyły – Ojca Świętego Jana Pawła II, który na pl. Piłsudskiego w Warszawie w roku 1979 powiedział: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi”. On w tej odnowie miał będzie udział znaczący.

Waldemar Niedźwiecki

______________________________
Stowarzyszenie Dziennikarzy RP - Dolny Śląsk
Podwale 62, 50-010 Wrocław
tel./tel 48-71 341 87 60
sdrp.wroc@interia.pl