MENU:

Strona główna
Aktualności
Działalność
Statut
Władze
Członkowie
Zmarli 
Archiwum
Pobierz
Forum
Książki 
Gratulujemy 
Linki

 

Reporterka i Wielki Scenarzysta

     Jacek Antczak, redakcyjny kolega siedzący o dwa metry ode mnie w tym samym boksie, wybrał, skomponował, uzupełnił i zdokumentował fragmenty przeprowadzonych przez kilkudziesięciu autorów rozmów z Hanną Krall. Powstała z tego „Reporterka”. Zajęło mu to cztery lata.

     Są wprawdzie godniejsi ode mnie, by o tym napisać, ale trudno, kto pierwszy ten lepszy. Tylko co ja wiem o reportażu? Sam wprawdzie popełniłem ich kilka, ale było to tak dawno, że nie bardzo pamiętam, czy to prawda. Obowiązywały wtedy definicje:

     Reportaż – sprawozdanie publicystyczne oparte na zebranych bezpośrednio i autentycznych materiałach (podróż, wywiady).

     Reportaż zbeletryzowany – odmiana z pogranicza publicystyki i literatury, sprawozdanie, w którym prócz elementów autentycznych występować mogą fikcyjne, wzbogacone często refleksjami i dygresjami, przy użyciu artystycznych środków językowych. (St. Sierotwiński „Słownik terminów literackich”, wyd. Ossolineum).

     „Reportaż jest stary jak mowa ludzka”, rzecze Wańkowicz. „Począł się już, kiedy pierwszy troglodyta przyniósł wiadomość o pasących się na łące ichtiozaurach.” Tu mistrz (dla poprzednich pokoleń czytelniczych) nieco przekoloryzował, bo ichtiozaury (rybojaszczury podobne rekinom) nie pasały się na łąkach, a od troglodytów dzieliły je miliony lat. Ale co do zasady –zgoda, zastąpmy tylko ichtiozaury np. mamutami.

     Dalej w poczet reporterów p. Melchior zalicza Homera (typowy dla gatunku opis pojedynku Achillesa z Hektorem pod Troją), Galla Anonima, Długosza, Paska, Dickensa, Defoe, Londona... jest ich legion.

     Mimo sławnych, a nawet wiekopomnych nazwisk autorów, reportaż nie u wszystkich cieszył się szacunkiem. Józef Czechowicz pisał w 1937 r.: „Reportaż jest to rodzaj literacki bardzo niskiego gatunku. Kto wie, czy w ogóle jest to rodzaj literacki. Służy celom doraźnym, przeczy zasadzie fantazjotwórstwa”.

     Uznany już reportażysta Egon Erwin Kisch w berlińskiej kawiarni nie śmiał się przysiąść do stolika literatów, gdzie traktowano go z pogardą.

     Nieraz reportaż zaprzęgano w służbę różnych idei.

     Ignacy Fik: „Reportaż w pierwszych latach II Rzeczypospolitej uważano za odkrycie mające zadać śmiertelny cios literaturze burżuazyjnej, a stanowić alfę i omegę przyszłej literatury proletariatu”.

     Mimo wszystko reporterzy robili swoje.

     Steinbeck: „Jestem niepoprawny podpatrywacz. Nie zdarzyło mi się minąć odsłoniętego okna bez zajrzenia do środka. Podsłuchuję rozmowy nie dla mnie przeznaczone”.

     Kisch: „Najbardziej gwałtowna z moich cech to ciekawość. Przygodnie spotkanych ludzi zasypuję najbardziej osobistymi pytaniami. Żaden napis tak mnie nie przyciąga, jak ten, że wejście jest wzbronione”.

     Kraszewski: „Rozmowa jest gimnastyką umysłu. Ludzie, z którymi nie byłoby o czym mówić, są rzadcy. Poszukać, a od każdego czegoś się nauczysz”.

     I, ponad sto lat po Kraszewskim, Hanna Krall: – Jak byłam młoda, szukałam bohaterów, dzięki którym mogłam napisać ciekawy reportaż. Ostatnio zauważyłam, że szukam bohaterów, dzięki którym mogę stać się nieco mądrzejsza.

     Lesław Bartelski: „Jest tyle gatunków reportażu, ilu reportażystów”.

     Koło zatoczone. Wygląda na to, że reporter to stwór ponadczasowy; w każdej epoce zawód ten przyciąga ludzi o podobnych cechach, temperamentach, podobnych przemyśleniach. Ale przecież nie identycznych.

     Jak widzą Hannę Krall koledzy po fachu?

     Mariuszowi Szczygłowi udzieliła wielu rad, ale przytoczę tu jedną: – Reporter ma rozumieć. Nie usprawiedliwiać, nie bronić, nie oskarżać, nie osądzać – ale rozumieć.

     Kazimierz Dziewanowski: –Jeśli chcesz wiedzieć coś o Polsce; o Żydach w Polsce, o Polsce w Żydach, o Polakach (...) o tym, jacy tu potrafią być ludzie, jak kradną, piją, donoszą, a także jacy bywają wzniośli, niepowtarzalni i święci – powinieneś przeczytać książkę napisaną przez największą czarownicę polskiego reportażu.

     Sama o sobie: – Gdybym nie wierzyła w Wielkiego Scenarzystę przedtem, zanim zaczęłam pisać, to uwierzyłabym dzięki losom, które poznaję. Są tak kunsztownie prowadzone, tak kunsztownie się łączą... Miewam uczucie, jakby kiedyś istniał pełny obraz, na którym było wszystko. Później się rozproszył. Od czasu do czasu znajduję cząsteczki, które do siebie pasują.

     „Reporterka” to właściwie wywiad rzeka. Gdyby nie stosowne oznaczenia, nikt by nie podejrzewał, że łączące się w logiczny ciąg, następujące po sobie pytania i odpowiedzi są wyjęte z różnych tekstów coraz innych autorów. Jacek Antczak bardzo to zgrabnie dobrał i pozszywał, co wymagało iście mrówczej pracy. Swoją bohaterkę podziwia, a ponadto sam jest reporterem o znaczącym dorobku, kilkakrotnie nagradzanym. Trzy lata temu ukazał się zbiór jego tekstów pt. „W Radwanicach najlepiej idą romanse”. Teraz Jacek patronuje w „Słowie Polskim” reportażowi, zachęca do tego gatunku młodszych kolegów. Może wychowa następców Krallówny albo Kapuścińskiego?

     Okładka i projekt graficzny książki to dzieło także koleżanki ze „Słowa” – Magdy Wosik. Dla mnie rewelacja i nie piszę tego po znajomości; osądźcie sami.

     Bohaterce publikacji określenie „czarownica reportażu" jakby nie bardzo przypadło do gustu. Ale przecież czarodziejka brzmi zbyt słodko, cukierkowato, disneyowsko... Nie, czarownica jest w sam raz, kojarzy się z temperamentem, energią, akcją – czy to nie pożądane cechy reporterskiego powołania? Szkoda, że podobne czarownice to dziś białe kruki, żal, że wypierają je macherzy od kuglarskich sztuczek...

Andrzej Górny
Słowo Polskie • Gazeta Wrocławska
Skrócona wersja tej recenzji
ukazała się 24–25 III 2007 jako felieton
z cyklu „Z polskiego na nasze”


Hanna Krall – reporterka w jednym zdaniu

     – Po co mi fikcja, prawdziwe życie jest ciekawsze – mówi Hanna Krall w książce Jacka Antczaka pt. „Reporterka”. Niestety, mam wrażenie, że jej bohaterka jest przedstawicielką ginącego zawodu. Podobnie jak Ryszard Kapuściński. 

     Parafrazując słowa piosenki, można powiedzieć, że dziś prawdziwych reporterów już nie ma. To oczywiście lekka przesada. Są, ale można ich policzyć na palcach jednej ręki. W modzie jest dziennikarstwo szybkie, efekciarskie, bez polotu. Liczy się afera, skandal. Przejmujące historie o ludzkich losach, których nie da się opisać w kilku zdaniach, nie mają przebicia. Pewien wprawiony w bojach reporter powiedział mi niedawno: – Jestem przekonany, że jeśli dziś ktoś przyniósłby do redakcji reportaż na miarę Hanny Krall, zostałby odesłany z kwitkiem. „Bo to za długie. I kto to w ogóle będzie czytał” – usłyszałby zapewne. 

     I coś w tym jest. Tym bardziej warto docenić pracę wrocławskiego dziennikarza Jacka Antczaka, który sam jest świetnym reporterem. Tym razem jednak zebrał w całość rozmowy różnych autorów z Mistrzynią reportażu. Po co? Ano po to, żeby pokazać innym, tym na początku drogi, jak to się robi. I że prawdziwym reporterem po prostu się jest. A nie bywa.

     – Powiedzmy, że pani nie znam. Niech pani sprecyzuje siebie w trzech zdaniach – mówi jeden z dziennikarzy do Hanny Krall.

     – Dlaczego w trzech? W jednym zdaniu. Jestem reporterką – odpowiada autorka „Zdążyć przed panem Bogiem” i charakteryzuje jednocześnie styl swojego pisania. Oszczędnego w słowach, precyzyjnego.

     Wbrew pozorom nie jest to jednak książka wyłącznie o pisaniu reportaży. Antczak mimo wszystko stara się pokazać osobowość Hanny Krall. Bo ona sama – jak podkreśla – nigdy nie napisze o sobie w pierwszej osobie.

     Reporterka szczegółowo autoryzowała książkę i mówi w niej tylko to, co chce powiedzieć. Mam wrażenie, jakby rola bohaterki tekstu trochę ją uwierała. Ona sama woli zadawać pytania. I rozmawiać z ludźmi, z którymi nikt nie rozmawia.

     Czasami zżyma się na swojego rozmówcę, że ten przerywa jej w nieodpowiednim momencie albo zadaje złe pytanie. Niewiele mówi o swoim wojennym dzieciństwie, domu dziecka, rodzicach. – To wszystko jest w moich reportażach – podkreśla. Opowiada za to, jak po krwawych wydarzeniach w Poznaniu 1956 roku stała się „dorosłą dziennikarką”; jak cierpiała, kiedy podczas stanu wojennego odchodziła z „Polityki” („14 grudnia płakała moja ZMP-owska dusza, która uwierzyła w socjalizm”); i o tym, jak pisała felietony do „Wiadomości Wędkarskich” pt. „Smutek ryb”, a Jerzy Putrament powiedział jej, że „oczy węgorza to oczy diabła”.

     – Nie mam mistrzów – mówi Krall. Przyjaźniła się z Kieślowskim, ceniła Kapuścińskiego za „docieranie do spraw najważniejszych”. Podziwiała swojego nauczyciela – Mariana Brandysa, ale nikogo nie chciała naśladować. To on powtarzał jej niczym mantrę: „Prostota jest formą najlepszą”. Zrozumiała to dopiero po trzydziestu latach.

     – Moim źródłem inspiracji jest tylko i wyłącznie życie – podkreśla Krall.

     Fikcja literacka nigdy jej nie kręciła. Ona jest raczej sumiennym researcherem. Kto wie, może kiedyś jakiś wielki pisarz w typie Faulknera wykorzysta jej historie w swojej książce?

Mariola Szczyrba
Echo Miasta – Wrocław
22 III 2007


Hanny Krall szkoła życia

     „Ci, którzy rządzą, dzielą świat. A ci, którzy go opisują, łączą go na nowo” – mówi Hanna Krall w książce „Reporterka”. Przewodnik po biografii i literaturze ma formę wywiadu rzeki.

     Z fragmentów rozmów ułożył go Jacek Antczak. Nadał książce spójną formę i zbudował dramaturgię. Czytelnicy Hanny Krall otrzymują odpowiedź na pytanie o istotę jej pisania. Reporterka wyjaśnia, jak trafia na rozmaite historie i dlaczego nie korzysta z magnetofonu. Wrażenie robi rozdział, w którym mowa o mszy odprawianej przez ks. Adama Bonieckiego. Przeczytał fragment Ewangelii o przyjeździe pogan do Jezusa. Najpierw poszli do Filipa, który zaprowadził ich do Andrzeja, ten skierował ich do Mesjasza. – Dlaczego poganie nie udali się wprost do Jezusa? – zwróciła się Krall do księdza. Przyznał, że nie zastanawiał się nad tym. Spytał, czy Krall ten fragment wydaje się naciągany. „Na odwrót – odparła. – Powiedzmy, że jestem wówczas reporterką i naczelny posyła mnie do Nazaretu. Słyszę historię o poganach. Ciekawi mnie, dlaczego nie poszli od razu do Jezusa, ale nikt nie potrafi odpowiedzieć. Dla mnie byłby to dowód prawdziwości historii, ponieważ nikt nie wymyśla bezsensownych zdań. Jeżeli wszystko jest logiczne, słucham podejrzliwie. Jeśli ktoś opowiada historię, w której są niejasności, mam pewność, że tak było naprawdę. – „Nie myślałem o Ewangelii jako o reportażu” – rzekł ks. Boniecki. 

     Zastanawiam się, czy nie powinniśmy tej księgi potraktować właśnie tak? Może bliższy stałby się nam jej bohater?

     Krall opowiada tak, jak pisze. Posługując się skrótem, zmusza czytelnika do uwagi. Przywiązuje wagę do detalu. Uważa, że na poziomie ogólnym można przekazać tylko komunał. Powiada, że historie, które opisuje, zostały przez kogoś utkane. Ona „tylko” je odkrywa. Nie ma w tym pozy, jest pokora. Krall ma poczucie, że „kiedyś istniał obraz, na którym było wszystko. Później się rozproszył. Czasem znajduję cząsteczki, które do siebie pasują”. Myślę, że wielu może tego poczucia pozazdrościć. Krall wie, jaka rola została jej przeznaczona.

Bartosz Marzec
Rzeczpospolita
9 III 2007


Credo Reporterki

     Kupiłem dzisiaj opracowaną przez Jacka Antczaka książkę „Reporterka. Rozmowy z Hanną Krall”. To wywiad rzeka zmontowany z różnych wywiadów z pisarką. Ucieszyłem się, bo nasza rozmowa, a właściwie różne jej tematy i fragmenty, zajmuje w niej sporo miejsca. Wypowiedź z naszej rozmowy, moje pytanie, w ogóle otwierają tę książkę. To mi sprawiło dużo radości. Cytat z naszej rozmowy „Trzeba pytać o widok z okna” jest tytułem jednego z rozdziałów. Zapytałem Hannę Krall, o co pytać. Odpowiedziała wtedy: „O wszystko. O babcię, o dziadka, o sąsiadów... O to, co było widać z okna, co stało naprzeciw, kto tam mieszkał, czyj był ten sklep, jak była ubrana ta pani, o czym mówiła. Trzeba pytać o rzeczy najdrobniejsze po to, by odtworzyć świat. Wszystko jedno – bujny świat, kolorowy czy zwyczajnie bezbarwny. Niecierpliwimy się, kiedy mówią ludzie starzy. To prawda, że czasami mówią nieskładnie, ale trzeba wsłuchać się. Trzeba rozgarnąć słowa i dotrzeć do ich historii”.

     Cieszę się, że ta książka powstała, bo to credo reporterki, jej autoryzowany portret. Mądra, ciekawa lektura. Wciąga, ja w każdym razie podczytuję, otwieram, przyglądam się słowom, słucham. Zwłaszcza rytmu, który jest tak charakterystyczny dla wszystkich tekstów Hanny Krall. (...)

     Podobało mi się, co Hanna Krall powiedziała w rozmowie Jackiem Bińkowskim, a co cytuje Jacek Antczak w „Reporterce”: „To bardzo ważne, gdy człowiek może zmądrzeć dzięki bohaterom. Jak byłam młoda, szukałam bohaterów, dzięki którym mogłam napisać dobry, ciekawy reportaż. Ostatnio zauważyłam, że szukam bohaterów, dzięki którym mogę stać się nieco mądrzejsza”.

     Nie czuję się reporterem, ale też szukam takich bohaterów i pracy, która rozwija. Aby ją kochać i chcieć do niej wracać. Mieć poczucie dobrze spełnionego czasu.

Remigiusz Grzela
blog internetowy:
„Z Kafką przy kawce – remigiusz-grzela.bloog.pl”
14 III 2007


Poczuć historię

     „Reporterka” to osobliwy wywiad-rzeka z Hanną Krall, skompilowany z dziesiątków wywiadów, jakich Krall udzieliła w prasie, telewizji czy na czatach internetowych. Z rozmaitych wypowiedzi na przestrzeni lat wyłania się obraz reporterki i pisarki, która przeszła długą drogę, by znaleźć swoją własną metodę i styl, ale która też, dzięki wrażliwości na drugiego człowieka, potrafiła usłyszeć zadziwiające historie wyłaniające się z pozornie nieistotnych detali.

    W wywiadach Krall opowiada o zawodowych początkach w „Życiu Warszawy”, o latach spędzonych w „Polityce” i o lewicowych złudzeniach, których kres nastąpił wraz z wybuchem stanu wojennego. A także o uczniach, których już w nowym ustroju wychowała w „Gazecie Wyborczej”. Ważni są też ludzie, którzy wpłynęli na jej sposób patrzenia na świat. Jest więc między innymi Krzysztof Kieślowski, który nierzadko wykorzystywał w filmach jej reportaże, czy Marian Brandys, nauczyciel akademicki, z którym notorycznie się nie zgadzała, żeby po latach przyznać mu rację. Osobną część wywiadu-rzeki stanowi jej współpraca z Markiem Edelmanem przy pisaniu „Zdążyć przed Panem Bogiem” – praca przy tej książce ostatecznie wyklarowała jej styl.

     Na często powtarzające się pytania o dobór bohaterów oraz ich opowieści reporterka daje niezmiennie tę samą odpowiedź: jej „organizm” musi poczuć historię, musi być nią zaciekawiony, a ciekawość potrafią wzbudzić drobne szczegóły – futro zakupione w czasie wojny, kolor krzesła, na którym w piwnicy siedziała czyjaś babka. Nie ufa gładkim narracjom, bez pęknięć i luk, bo według niej białe plamy znacznie więcej mówią o rzeczywistości niż wymyślone uzupełnienia niewiedzy czy niepamięci.

     Czytelnik, który oczekuje, że dowie się czegoś od Hanny Krall na temat jej własnej biografii, może być zawiedziony. Reporterka skromnie stwierdza, że jej życie jest na niby i dlatego zajmuje się opisywaniem cudzego, prawdziwszego.

     Autor kompilacji niewątpliwie wykonał mrówczą robotę, przekopując się i selekcjonując dziesiątki wypowiedzi reporterki, by stworzyć z nich jednolity tekst. W efektach tej pracy widać jakby mimochodem, że w żadnym z wykorzystanych przez niego wywiadów nikt nie zapytał jej o jakiś szczegół, taki jak te, którymi wyważała drzwi do wspomnień swoich bohaterów.

Helena Chmielewska-Szlajfer
Polityka
20 III 2007


Hanna Krall, nożyczki i klej

    Jacek Antczak, wrocławski dziennikarz, współcześnie i z powodzeniem uprawiający bodaj najtrudniejszy gatunek dziennikarstwa, czyli reportaż, stworzył rzecz już w starożytnym Rzymie nazywaną collectanaea, czyli zbiorem wypisów z dzieł literackich. Ale obiektem zainteresowania redaktora Antczaka nie były dzieła same w sobie, tylko rozmowy o nim innych redaktorów z Autorem, też zresztą redaktorem. Ta trzypoziomowa konstrukcja jest pewną osobliwością, ponieważ opowiadanie o jednym dziennikarzu, poprzez cytowanie wycinków wywiadów z nim innych dziennikarzy, dokonywane przez jeszcze innego dziennikarza, nie jest niczym innym, niż próbą tworzenia nowej, lepszej (?) jakości z jakości już uzyskanej w bezpośrednim kontakcie. Czy taki zabieg w stosunku do osoby znanej i docenianej nie tylko w Polsce jest w stanie jakkolwiek wpłynąć na powszechny odbiór jej twórczości?

     Szczególnie, jeśli chodzi o autora najwyższej, mistrzowskiej klasy. 

     O Hannę Krall.

     Z lektury książki „Reporterka. Rozmowy z Hanną Krall” wynosi się przede wszystkim wrażenie, iż jej autor jest nie tylko zafascynowany osobą H.K., ale przede wszystkim warsztatem znakomitej dziennikarki, o której zresztą nie tak całkiem dawno napisał pracę magisterską, a która z natury rzeczy musiała opierać się o większe czy mniejsze fragmenty publikacji Hanny Krall, ich recenzje, wywiady, opinie itp. Jeśli tak, byłoby to ilościowe rozwinięcie tego sposobu opowiadania o ulubionej Autorce, czego dowodem jest bibliografia, licząca 56 pozycji.

     Z 56 wywiadów, rozmów, publikacji, dotyczących twórczego dorobku „reportażystki”, z których każdy i każda stanowiła całość mniej lub bardziej smakowitą, Jacek Antczak wyłuskał to, co mu najbardziej smakuje, niczym migdały i rodzynki z tortu. Rzecz w tym jednak, że nie wszyscy przepadają za migdałami i rodzynkami, szczególnie wtedy, kiedy podaje się je w wielkiej obfitości.

     Obfitość, jak się rzekło, dotyczy dziennikarskiego warsztatu i w zasadzie sprowadza się do powtarzanej przez Hannę Krall w wywiadach reguł oczywistych: dziennikarz powinien przede wszystkim słuchać a nie gadać, być cierpliwym, umieć odróżniać prawdę od zmyśleń i dbać o tzw. szczegóły charakterystyczne, czyli tworzyć tło, swoistą scenografię dla wydarzeń i osób.

     Jednak, zdaniem pisarki, najważniejsza w reportażu jest prawda. Przynajmniej w Jej reportażu. Prawda czasem mało ważna, wręcz marginesowa, np. kolor fotela, na którym siedziała bohaterka czy czerwony sweter dr. Marka Edelmana. Do tej prawdy, do faktów i wydarzeń niepodważalnych, dociera H.K. poprzez niemal obsesyjny upór, nieustannie sprawdzając, konfrontując, szukając innych źródeł, szperając w dokumentach i archiwach. Również błądząc, co się zdarzyło w reportażu o nieszczęściach pewnej kobiety, której piękne wiersze umieściła w tekście. Okazało się, niestety zbyt późno, że są to przepisane utwory znakomitej poetki – Ewy Lipskiej.

     Najbardziej znaną częścią dorobku Hanny Krall są reportaże, często w postaci książek, poświęcone ludziom ocalonym z Holocaustu. Wśród nich dzieło wybitne, tłumaczone na wiele języków, wzbudzające nie tylko podziw dla talentu autorki, ale też za pokazanie prawdziwej historii powstania w warszawskim getcie, czyli „Zdążyć przed Panem Bogiem”. Można powiedzieć, że jej bohater – Marek Edelman, ostatni przywódca tego tragicznego, zbrojnego zrywu, został po latach zapomnienia przywrócony do powszechnej świadomości Polaków. To wielka zasługa Hanny Krall.

     Pisarska metoda autorki opiera się więc na pokazywaniu prawdy, ale też na prostocie języka, którym się posługuje. Jedno wypływa z drugiego. Pewnie można pisać prawdę w inne sposoby, stosując parabole, kunsztowne konstrukcje i inkrustacje, wyszukaną stylistykę itp., ale wtedy czytelnik może zacząć podejrzewać, że jest to owszem prawda, ale owinięta w bawełnę. I nie zechce mu się jej odwijać...

     O tym wszystkim pisze Jacek Antczak, niestety w zdecydowanej większości nie swoimi słowami, stosując, jak sam mówi, przede wszystkim nożyczki i klej. Takie postawienie sprawy jest bez wątpienia uczciwe, bo przecież mając do dyspozycji taką bibliografię, wiedzę „w temacie” i sprawne pióro, można było dokonać pięknej kompilacji, nadając jej formę własną. Co by się z pewnością również spodobało tzw. publiczności.

     Tak więc powstaje pytanie; do kogo właściwie jest adresowana ta pozycja? Miłośnicy Hanny Krall znają wszak i jej twórczość, i wszelkie komentarze, wywiady czy recenzje. Dla tych, którzy takiej wiedzy nie mają, książka Jacka Antczaka będzie bardzo wątpliwą zachętą do poznania dorobku pisarki. Może być pomocą dla studentów dziennikarstwa na zajęciach warsztatowych, stanowi bowiem pewną formę wykładu na ten temat.

     Ale moja rada jest taka: najlepiej czytać Hannę Krall w stanie czystym, bez pośredników!

Andrzej Łapieński


Wywiad z Jackiem Antczakiem
nt. książki „Reporterka. Rozmowy z Hanną Krall” przeprowadzony 18 marca 2007 roku przez Grzegorza Chojnowskiego w studiu Polskiego Radia Wrocław

   Grzegorz Chojnowski: Witamy w studiu gościa. Dzień dobry. Jacek Antczak, dziennikarz, autor książki „Reporterka. Rozmowy z Hanną Krall”.

   Jacek Antczak: Dzień dobry.

   GCh: Na okładce tej książki jest Hanna oparta o balustradę, a w tle widać zwykły mur z cegły. Czy ta okładka powstawała w jakichś szczególnych okolicznościach, czy nie?

   JA: To zdjęcie zasugerowała Hanna Krall. To nie jest balustrada, to jest trzepak.

   GCh: Rzeczywiście tak.

   JA: Zastanawiając się, które zdjęcie byłoby najbardziej symboliczne na okładkę (bo oczywiście chcieliśmy bohaterkę książki uwiecznić na okładce), posługiwaliśmy się skrótem: „To co? Bierzemy to z trzepakiem czy jakieś inne?” To zabawna historia, ale zdjęcie, jak myślę, oddaje dużo treści tej książki.

   GCh: Zdecydowanie tak. No i oddaje osobowość Hanny Krall, która jest bogata, ale z drugiej strony w pewnym sensie oszczędna w formie. Jaka jest Hanna Krall prywatnie? Pije kawę, herbatę, słodzi, pije nalewki, whisky, nic nie pije, ma w domu dywan czy panele?

   JA: Nie wiedziałem, że będą takie pytania. Od razu mnie zaskoczyłeś. Przepraszam słuchaczy, że zbyt dużo nie ujawnię, ale Hanna Krall jest osobą – żeby to tak powiedzieć w jednym słowie – niesamowitą! I bardzo trudne jest zadanie dla reportera spotkać się z reporterką przez duże R. Powiem szczerze, że na początku byłem bardzo speszony tymi spotkaniami, rozmowami, ponieważ wiedziałem, że mam naprzeciw siebie osobę, która patrzy na mnie przenikliwym wzrokiem i prawdopodobnie wie, co ja myślę. Czterdziestoletnie doświadczenie reporterki, moim zdaniem genialnej, dawało tu znać o sobie. Mieszka na Ursynowie, w zwyczajnym bloku, dwudziesto-czterdziestoletnim.

   GCh: Pytam o te szczegóły, bo zastanawiam się, czy to ważne pytania dla reportera.

   JA: Trzeba pytać o widok z okna – tak brzmi jeden z tytułów rozdziałów w książce. Prowadząc rozmowę, Hanna notowałaby te drobiazgi i szczegóły, które znajdują się w tle, za jej rozmówcą. Myślę, że na pewno zwracałaby na takie rzeczy uwagę.

   GCh: Te kilka lat temu, kiedy zacząłeś pracę nad książką, to był Twój pierwszy kontakt z Hanną Krall czy poznaliście się wcześniej?

   JA: Nie poznałem jej wcześniej, aczkolwiek poprzez, jeśli tak można powiedzieć, recepcję jej twórczości już dawno się znaliśmy. To znaczy ja podziwiałem pióro Hanny Krall, znałem wszystkie jej reportaże, nie powiem, że się wzorowałem, bo wzorowałem to jest złe słowo, ale była moją mistrzynią. Była moją mistrzynią zarówno co do reportaży, które pisała w „Polityce” w latach siedemdziesiątych, jak i późniejszych jej książek, poświęconych tematyce bardzo ważnej, sprawom życiowym. Hanna Krall opowiada w „Reporterce”, że ona nie pisze o Żydach, o holokauście, lecz pisze o ludziach, o matkach, żonach, o uczuciach.

   GCh: Książka „Reporterka” powstawała kilka lat. Był jakiś impuls do jej rozpoczęcia, a potem do zakończenia?

   JA: Impulsem było to, że studiowałem polonistykę – to był mój drugi fakultet – i trzeba było wybrać jakiś temat na pracę magisterską. I pomyślałem sobie, że moja fascynacja Hanną Krall mogłaby obrodzić pracą magisterską. Pracy nie skończyłem. Jednak był to impuls i w momencie, kiedy okazało się, że w Laboratorium Reportażu trwają prace nad opisaniem Ryszarda Kapuścińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego i Hanny Krall i zaproponowano mi współpracę, to pomyślałem, że trzeba te wszystkie zebrane doświadczenia, archiwa, wykorzystać.

   GCh: Wywiady ułożone są tematycznie w osobne rozdziały, ale złożone z pytań i odpowiedzi wielu rozmów, które przeprowadzili różni dziennikarze. Jak w praktyce układa się taką książkę?

   JA: Jest to bardzo trudne. Od razu muszę przyznać, że to nie jest moja książka. To jest książka, którą ja opracowałem.

   GCh: Ale są tam również Twoje pytania.

   JA: Tak, są również moje pytania. Książka powstawała, tak jak jest napisane we wstępie, za pomocą nożyczek, kartek A4 i kleju. Po prostu zgromadziłem te wszystkie wywiady, w późniejszym czasie spisałem także wywiady radiowe, internetowe, telewizyjne, a potem próbowałem to poukładać – na początku z przyjaciółmi w Laboratorium Reportażu, potem już sam, a pod koniec już z panią Hanną Krall. Była to praca benedyktyńska. Myślę, że tak benedyktyni pracowali.

   GCh: To mi wyjąłeś kolejne pytanie z ust, bo chciałem zapytać: taki kolaż to forma dość służebna, ale chciałem dodać: prowadziła Cię skromność czy lenistwo? To już wiemy, że raczej skromność.

   JA: Często spotykam się z pytaniem: „Jacek, a dlaczego nie porozmawiałeś z panią Hanną Krall, nie zrobiłeś wywiadu rzeki?” Myślę, że byłoby to niemożliwe z kilku powodów. Na przykład Hanna Krall w wywiadach sprzed piętnastu czy trzydziestu lat opowiedziała wspaniałe historie. Nie miałbym sumienia pytać ją o to samo albo poprosić: „Pani Hanno, niech mi pani opowie tę samą historię, którą opowiedziała pani dziennikarzowi piętnaście lat temu”; „Niech mi pani odpowie na pytanie, na które odpowiadała pani już osiemnaście razy”. Myślę, że ta forma mówi o Hannie Krall być może więcej niż taki wywiad-rzeka.

   GCh: A czy praca nad książką zmieniła obraz Hanny Krall, jaki miałeś przed?

   JA: Nie. Myślę, że nie. Natomiast moim najwspanialszym uczuciem było to, że poznałem Hannę Krall. Miałem szczęście współpracować z nią przy tej książce i wiem, że ona się cieszy „Reporterką”, aczkolwiek na początku nie miała przekonania do tej formy.

   GCh: Swojego czasu, to się zaczęło pewnie kilkadziesiąt lat temu, a miało swoją kulminację dzięki Krall i Kapuścińskiemu między innymi, reportaż zaczął odchodzić od dziennikarstwa, a przechodził na stronę literatury. Taki gazetowy reportaż i ten, który pisze na przykład Hanna Krall, to już właściwie dzisiaj różne gatunki. Był też kiedyś taki podział na reportera i reportażystę. I Kapuściński, i Krall nie lubią tego drugiego określenia: „reportażysta”. A Ty?

   JA: Ono w ogóle źle brzmi. Źle brzmi to słowo: „reportażysta”. „Reporter” jest takim pięknym słowem i myślę, że kwintesencja słowa „reporter” jest zawarta właśnie w tej książce. Co mówi Hanna Krall? W motcie, które jest zawarte na okładce – to jest zresztą pytanie z Internetu, raz w życiu Hanna Krall wzięła udział w czacie internetowym – ktoś ją pyta: „Powiedzmy, że pani nie znam, niech pani sprecyzuje siebie w trzech zdaniach”. „Dlaczego w trzech? W jednym zdaniu: jestem reporterką”. „Dlaczego się pani broni przed określeniem «pisarka»?” „Bo reporter to coś więcej”. Tak jak mówisz o tej literaturze i reportażu. Hanna Krall tego nie rozgranicza.

   GCh: Ona nie czuje się pisarką.

   JA: Tak, nie czuje się pisarką. Pisarze tworzą literaturę, a życie jest przecież bogatsze, ciekawsze, no i bardziej niesamowite czasami od powieści.

   GCh: Mówimy „reporter”, „reporterka”. Książka jednak nazywa się „Reporterka”. Czy kobiecość, płeć ma tu coś do rzeczy?

   JA: Było takie pytanie w jednej z wersji. „Reporterka” miała z szesnaście wersji i po kolei, zgodnie z sugestiami Hanny Krall i moimi przemyśleniami, ta książeczka się zmniejszała, zmniejszała, żeby stać się naprawdę kwintesencją opowieści o Hannie Krall. Nie ma to znaczenia, czy kobieta reporterka, czy mężczyzna reporter. W jednym z wywiadów, bodajże dwadzieścia czy dwadzieścia pięć lat temu, Hanna Krall wspomniała o tym: no, może jest taka różnica, że reporterka nie zawsze pije ze swoimi bohaterami albo w ogóle nie pije ze swoimi bohaterami.

   GCh: Tak, rzeczywiście jest taki fragment. Najważniejsze cechy dobrego reportera to, według Hanny Krall, słuch i ciekawość świata, ale też cechą tego zawodu jest samotność. Małgorzata Szejnert, która zadała pytanie o samotność reportera, miała pewnie na myśli skazanie, wyrok, czyli coś nieprzyjemnego. Z książki „Reporterka” Hanna Krall jednak wyłania się jako osoba lubiąca ten swój wyrok, ale zapewne miała jakieś dylematy. Możesz coś o tym powiedzieć?

   JA: Myślę, że samotność to jest rzeczywiście cecha reportera, ale tak jak Hanna Krall mówi: samotność w wyborze tematu, w ujęciu go, samotność z tymi kartkami. Przecież Hanna Krall pisze o sprawach, niektórzy powiedzą: przerażających czy porażających, czy…

   GCh: …ostatecznych…

   JA: …ostatecznych, no i wtedy każdy reporter musi się z tym sam zmierzyć. Nie pomoże mu przecież żadna redakcja, żadni przyjaciele. On to ma w sobie, w swojej głowie, w swoich myślach, i myślę, że to dotyczy wszystkich reporterów, piszących o różnych sprawach.

   GCh: To chyba jest też uczciwe, bo potem czytelnik właściwie sam czyta tę książkę i też mierzy się z tą swoją samotnością.

   JA: Tak. W Polskim Radiu Hanna Krall udzielała kiedyś wywiadu dotyczącego książki „Król kier znów na wylocie” i w pewnym momencie dziennikarz mówi: „Ale przecież to są takie porażające sprawy! Ja nawet byłem załamany. Musiałem odłożyć tę książkę. Nie mogłem jej czytać. Tak mnie to poruszyło”. Na to Hanna Krall powiedziała: „Niech pan nie udaje. Nie może mi być pana żal. Ci ludzie przeżyli to, ja dałam radę to napisać, to pan da radę to przeczytać”. Na tym polega fenomen Hanny Krall: nie żałuje czytelników. Daje im dawkę niesamowitych historii z życia. A w mojej książce mówi, w jaki sposób to się dzieje, w jaki sposób te książki powstają, w jaki sposób bohaterowie do niej docierają i w jaki sposób ona wybiera temat. Opowiada o swoim warsztacie.

   GCh: Sam jesteś również świetnym reporterem. Czy widzisz jakieś podobieństwa albo różnice między Jackiem Antczakiem a Hanną Krall?

   JA: Na to pytanie powiem tak: może w innym kontekście bym na to pytanie odpowiedział, ale jak tutaj przede mną leży ta książeczka „Reporterka” i miałbym się w jakikolwiek sposób porównywać z Hanną Krall, to pozostanę milczący.

   GCh: Która z historii Hanny Krall jest ci najbliższa?

   JA: Z historii, które opisała?

   GCh: Tak.

   JA: Myślę, że ostatnia: „Król kier znów na wylocie”. Niesamowita jest ta książka. I zdziwiłbym się, gdyby jurorzy największej literackiej nagrody w Polsce, czyli nagrody Nike, w tym czy w przyszłym roku nie docenili tej książki. Bardzo bym się zdziwił i miał bardzo duże pretensje.

   GCh: Jest jeszcze Angelus Silesius.

   JA: Albo Angelus Silesius. A druga, to nieustająco genialna książka „Zdążyć przed Panem Bogiem” – rozmowa, reportaż, wywiad. Książka niesklasyfikowana gatunkowo i chyba nigdy nie będzie sklasyfikowana. Z jednej strony to dobrze, że ta książka jest lekturą szkolną, ale z drugiej strony bycie lekturą…

   GCh: …może szkodzić po prostu.

   JA: …może szkodzić książce.

   GCh: Masz pomysł na następną książkę? Bo to jest Twoja druga książka w karierze. Pierwsza to zbiór Twoich reportaży. No, a teraz „Reporterka”.

   JA: Pomysły mam, ale daj mi się, Grzegorzu, nacieszyć „Reporterką”, ponieważ to rzeczywiście była praca kilkuletnia i kiedy osiągnęła finał, jestem bardzo szczęśliwy, że ta książka trafi do czytelników, do tysięcy wielbicieli Hanny Krall, osoby niesamowitej w polskiej literaturze, w polskiej kulturze.

   GCh: Bardzo dziękuję. Jacek Antczak, autor książki „Reporterka. Rozmowy z Hanną Krall” był gościem Polskiego Radia Wrocław.

   JA: Bardzo dziękuję.


Wywiad, jakiego nie było

     Jacek Antczak doszedł do wniosku, że postmoderniści mają rację – wszystko już było. Zrobiono już tyle wywiadów z Hanną Krall, że nie ma potrzeby przeprowadzać kolejnego. Wystarczy stare posklejać, pozszywać, utkać w jeden (prawie) idealny. To najlepsza metoda, żeby opowiedzieć o kimś, kto sam zszywa cudze losy. Wystarczy podopisywać, zagęścić i powstaje rarytas – książka, która wciąga jak kryminał.

     „Reporterka” jak każdy wywiad rzeka dzieli się na mniejsze wywiady, rozdziały. Noszą one tytuły: „Reporter”, „Reportaż”, „Czytelnik”. Brakuje mi jednak rozdziału „Bohater”. Byłby wówczas kompletny trójkąt: Reporter pośredniczy w przekazaniu opowieści Bohatera Czytelnikowi (co nie znaczy, że nie ma tu nic o bohaterach, dwa teksty, „Temat na wszystko” i „Trzeba pytać o widok z okna”, mogłyby złożyć się na ciekawy rozdział).

     Ale to, że wszystko już było, nie oznacza, że Krall powiedziała już wszystko. Antczak ma się o co dopytywać. O przyszłych bohaterów do opisania, przyszłe reportaże i przyszłość reportażu. „Reportaż staje się coraz bardziej zachłanny i wchodzi w rewiry zastrzeżone dla literatury pięknej. Okazuje się, że o mrocznych sekretach duszy można pisać również reportaże” – mówi Krall.

     Krall lubi tak mówić: „mój bohater”, „moja ewentualna bohaterka”. Teraz ona staje się bohaterką, jednak nie do końca. Właściwie nie odkrywa się przed nami. Zdawkowe odpowiedzi na bardziej osobiste pytania o lektury, pasje, wiarę pozostawiają niedosyt. Tylko że ta zdawkowość wynika z jedynego tabu, jakie istnieje dla Krall: ona sama. „Nigdy nie napiszę o sobie samej w pierwszej osobie” – mówi. A to Hanna Krall rozmawia tu z Hanną Krall. Widać to w rytmie zdań, w puentach. Parafrazując reporterkę: „On z nią rozmawiał, a ona dawała mu szkołę”. I może dlatego książkę czyta się równie płynnie jak jej teksty. Szkoda jednak, że na 343 pytania, odpowiedzi i dopowiedzi (bo są jeszcze wypowiedzi innych o Krall) tylko trzy dotyczą pobytu w Związku Radzieckim, a żadne – książki „Na wschód od Arbatu”, rewelacyjnej. Widać za to, że Hanna Krall ma dwie życiowe pasje – Żydów i walkę z formą. I o tym opowiada z nerwem. Jak należy pisać i że należy pisać tak, jak nie należy pisać. Tego nauczył ją Marek Edelman. Pisać, żeby ocalić od zapomnienia („Staram się umieścić w reportażach jak najwięcej imion, nazwisk i adresów”). Ale do ocalania od zapomnienia też potrzebna jest forma. Więc: „Nie każde życie nadaje się do opisania”. Bo: „Trzeba pisać tylko o tym, co jest warte zapisania, o czym trzeba ZAWIADOMIĆ ludzi, a nie, co jest potrzebne autorowi lub bohaterowi”. Czyli najważniejszy jest czytelnik.

    Ciekawe jest też wyśledzenie w tekście, jak Krall pięknie różni się od Kapuścińskiego („Są dwa sposoby opowiadania o świecie. Poprzez szeroką, rozległą panoramę, dzieje narodów, wojny i rewolucje, jak to robi Kapuściński. Albo poprzez historię jednego człowieka, jak ja to robię”) i jak go podziwia („On wszystko wiedział wcześniej. Są tacy ludzie, którzy wiedzą wcześniej od innych: co myśleć, gdzie być, co robić, a także, co ważniejsze, czego nie robić”). I ile jej w uczniach. (Reportera powinna charakteryzować postawa zdziwiona; nie należy zabierać ludziom czasu niepotrzebnie – mówią Krall i Wojciech Tochman. Nie mamy wyobraźni, więc nie piszemy fabuł; odseparowywano nas w dzieciństwie od życia, więc zostaliśmy reporterami – mówią Krall i Mariusz Szczygieł). Krall została reporterką, kiedy przez okno sierocińca obserwowała cudze życie. „Jedni ludzie żyją, a drudzy zapisują ich życie”.

     Nikt przed Antczakiem nie zapisał chyba wzajemnych poszukiwań Hanny Krall i Wielkiego Scenarzysty, jak lubi mawiać Krall. Ona szuka Jego przez pisanie reportaży. Przez sklejanie rozbitego dzbana. Tak odnajduje „dowody na (Jego) istnienie”.

Justyna Wodzisławska
Gazeta Wyborcza – Wrocław
15 V 2007


Reporter i reporterka

     Ona – Hanna Krall. On – Ryszard Kapuściński. Już to powinno wystarczyć, by sięgnąć po książki rozmów z nimi

     Hanna Krall, która nie wierzy w przypadki, powiedziałaby, że los tak chciał. Prawie tego samego dnia ukazały się dwie książki, których specyficzne podobieństwo jest uderzające, choć poza tym różnią się od siebie jak dwa drzewa w parku. Obie zostały misternie sklejone z dziesiątków wywiadów i wypowiedzi obojga pisarzy-dziennikarzy. Tyle że w „Rwącym nurcie historii” Kapuścińskiego punkt widzenia zdaje się umieszczony na orbitalnej stacji kosmicznej, skąd widać nasz glob od bieguna do bieguna. W „Reporterce” Krall widać stolik, dwa krzesła, kawę i dymek z papierosa snujący się między dwójką rozmawiających ludzi.

     A przecież tej dwójce reporterów znacznie bliżej do siebie, niż to z powyższego wynika. Każdy, kto zna „Cesarza”, pamięta siłę tkwiącą w wielkich przybliżeniach, kiedy szczegóły rosną w metaforę powiększającą opowieść do wymiarów globalnych. Taka sama jest metoda Hanny Krall. Tu w ogóle wszystko składa się z przybliżeń. Dziennikarka opowiada w „Reporterce”, że nie jest w stanie niczego napisać, jeśli nie wie, jakiego koloru był fotel albo w jaki sposób w jaki sposób torebka stała na stole. Mozaika ułożona z takich drobiazgów staje się nie mniejszą metaforą niż tamte Kapuścińskiego.

     „Rwący nurt historii”, ułożony z fragmentów wywiadów przeprowadzonych z Kapuścińskim przez dziennikarzy z różnych krajów, widzę obok „Lapidariów”, „Podróży z Herodotem”, „Autoportretu reportera”. Wszystkie należą do osobnego nurtu w twórczości R.K., bardziej refleksyjnego niż anegdotycznego. Tajemnicą tej książki sklejanki, podobnie jak tajemnicą samego jej autora, pozostaje fenomen aktualności właściwie wszystkich tez i myśli wygłaszanych skądinąd nie tylko w różnych latach, ale i pośród „rwącego nurtu historii”. Przyznaję, z obawą zabierałem się do tej lektury. Składanki – wiedzą to melomani – zwykle są sztuczne i zdaje się, że powstały głównie z komercyjnych względów. Z „Rwącym nurtem historii” jest inaczej. To po prostu nowa książka Kapuścińskiego. I bodaj ostatnia – obok „Lapidarium VI”. Trzeba więc traktować ją jak najpoważniej.

     Krall przyznała kiedyś, że w żadnej ze swoich książek nie występuje w pierwszej osobie. Ważni są tylko ludzie, o których pisze. „Mam kompleks, że oni żyją naprawdę, a moje życie, polegające na opisywaniu ich prawdziwego życia, jest na niby” – powiedziała Krzysztofowi Kieślowskiemu. Niby proste. Co jednak robi Hanna Krall, gdy żyje na niby? Wysłuchuje ludzi, potem godzinami, dniami i miesiącami spisuje na osobnych kartkach tamte historie, po czym doprowadza je do takiej perfekcji, że zaczynają żyć życiem nieporównanie trwalszym niż świat, którego dotyczą. Prywatne odpowiedzi, jakich udziela swoim licznym rozmówcom w „Reporterce”, przypominają jej własne teksty literackie. Są równie oszczędne, jasne i trafne. Czasem osiągają zwięzłość myśli Stanisława Jerzego Leca.

    Być może cała literatura jest na niby. Ale w czym lepiej mogą się przechować nasze marne, prawdziwe prochy, jeśli nie w tych czarnych znaczkach na niby?

Tadeusz Nyczek
Przekrój
17 V 2007

Ryszard Kapuściński, Rwący nurt historii. Zapiski o XX i XXI wieku. Wybór Katarzyna Strączek.

Reporterka. Rozmowy z Hanną Krall. Opracował Jacek Antczak.

______________________________
Stowarzyszenie Dziennikarzy RP - Dolny Śląsk
Podwale 62, 50-010 Wrocław, tel./tel 48-71 341 87 60
Konto: nieaktualne o/Wrocław nieaktualne
sdrp.wroc@interia.pl