GRAŻYNA ORŁOWSKA SONDEJ LAUREATKĄ „SEMPER FIDELIS”

Mimo, że jej rodzice urodzili się i wychowali w Lublinie, pod koniec lat czterdziestych ubiegłego wieku wyemigrowali na wieś, aby nieść oświatę. Tam urodziła się 7 lipca 1949 roku i tam spędziła swoje dzieciństwo – wcale nie sielskie, ale takie, które zapamiętuje się na całe życie. Kiedy ukończyła Żeńskie Liceum Ogólnokształcące w Lublinie, wiadomo było, że pójdzie na polonistykę. W lubelskim Radiu Studenckim zajmowała się kulturą. Uważała, że taka tematyka najbardziej nobilituje. Pracę magisterską pisała o teatrze współczesnym. Ale już na podyplomowych studiach dziennikarskich na Uniwersytecie Warszawskim, przekonała się, że życie jest ciekawsze niż teatr. Kiedy pojechała na pierwszą praktykę reporterską do PGR-u w olsztyńskiem i poznała twardych, pełnych namiętności ludzi, dziennikarstwo stało się pasją. Za cykl reportaży na ten temat została wyróżniona w konkursie Tygodnika Kulturalnego.

Do Wrocławia przyjechała za mężem, ale i zainteresowana historią tej ziemi. Na początku jej pracy w TV Wrocław tropiła tajemnice Dolnego Śląska, zainspirowana przez jej promotora na studiach dziennikarskich, znanego reportażystę Krzysztofa Kąkolewskiego. Między innymi odkryła, że w Pieruszy koło Wołowa, Niemcy ukryli pod koniec wojny część skarbu króla Priama. Resztki tego skarbu odkopała pod koniec lat osiemdziesiątych i zrealizowała na ten temat kilka telewizyjnych reportaży.

Od początku swojej pracy dziennikarskiej była blisko widzów. Opowiadała o ich problemach i dramatach, załatwiała sprawy czasem beznadziejne.

Przez 17 lat do Dolnośląskiego Magazynu Reporterów, a potem do Reporterów w Drodze – programów, które redagowała i prowadziła, zgłosiło się ponad 60 000 osób. Tylko nieliczni przychodzili porozmawiać z kimś życzliwym – większość prosiła o pomoc. Te cotygodniowe dyżury były nie tylko dziennikarską służbą. Stały się one całą machiną pomocy, często materialnej. Kilka razy w roku od ponad 20 lat wozi dary za naszą wschodnią granicę. Od 18 lat Święta Bożego Narodzenia spędza wśród Polaków na obczyźnie.

Na Dolnym Śląsku każdy ma coś z Kresów. A to sąsiad zza Buga, a to swach ze Lwowa. Wśród takich ludzi łatwo jest coś dla rodaków wyprosić, coś załatwić. Kresy potrzebują naszej pomocy, ale przede wszystkim naszej pamięci. Za wschodnią granicą pozostali Polacy, stęsknieni za ojczyzną, spragnieni każdego kontaktu z przybyszami z Macierzy. Zostały też polskie cmentarze, bardzo często zapomniane, zrujnowane, wdeptane w ziemię, a jednak dramatycznie nawołujące o pomoc. Ratowaniem kresowych mogił Grażyna Orłowska-Sondej zajmuje się prawie 24 lata. Zaczęło się w 1999 roku od apelu mieszkańców Kołomyi, którzy nie chcieli pozwolić na likwidację swojej zabytkowej nekropolii – pamiątki po przodkach. Wówczas zrozumiała, jak silna jest magia Kresów na Dolnym Śląsku. Na apel Rodaków z Kołomyi odpowiedziały tysiące osób. Cmentarz został odbudowany i ponownie poświęcony w 2004 roku. Potem przyszedł czas na ratowanie kolejnych nekropolii w Drohobyczu, Tuligłowach, Podhajcach, Żytomierzu, Berdyczowie, Lubarze, Moczulance. Od dawna każde wakacje spędza na kresowych cmentarzach, nawet kiedy wybuchła pandemia, nie zrezygnowała z akcji porządkowania zapomnianych cmentarzy.

W 2010 roku narodziło się na Dolnym Śląsku prawdziwe pospolite ruszenie, pod hasłem MOGIŁĘ PRADZIADA OCAL OD ZAPOMNIENIA. Ten projekt zainteresował ponad 200 tysięcy uczniów, którzy co roku zbierali symboliczne złotówki, przeznaczone na porządkowanie polskich cmentarzy na Wschodzie. W czasie wakacji armia młodych ludzi porządkowała groby naszych przodków, uczyła się na Kresach patriotyzmu i polskiej historii. Wielu odnalazło miejsca, gdzie mieszkali ich dziadkowie i pradziadkowie. Spotkania z ziemią przodków były zawsze wzruszające i niezapomniane. Wolontariusze porządkowali również cmentarze w polskiej wsi Wierszyna na Syberii i groby zesłańców w północnym Kazachstanie. W rekordowym 2019 roku objęto opieką 150 kresowych nekropolii, w zachodniej i środkowej Ukrainie, na których pracowało 1200 uczniów, studentów i nauczycieli. Pozostawili po sobie wielkie dzieło. Tysiące ocalonych mogił, ale także nieopisaną wdzięczność bezradnych dotąd strażników tych cmentarzy, naszych rodaków, do których powrócił kawałek ojczyzny. Bo ojczyzna to ziemia i groby. A narody, które tracą pamięć – tracą życie. Przy pomocy najmłodszego pokolenia Dolnoślązaków, ocalamy tę pamięć.

Udokumentowali oni w Internecie ponad sto tysięcy polskich mogił na Wschodzie. Nie tylko porządkują cmentarze, również budują pomniki, fundują tablice, upamiętniają naszych rodaków, którzy spoczywają na obcej, chociaż kiedyś swojej ziemi. Fundacja Studio Wschód, którą G. Orłowska-Sondej założyła ponad 7 lat temu, oprócz przygotowania i koordynowania akcji MOGIŁĘ PRADZIADA OCAL OD ZAPOMNIENIA, ufundowała obelisk pomordowanym w 1944 roku mieszkańców Hanaczowa koło Przemyślan, wybudowała pomnik ofiarom NKWD w Borysławiu, zamontowała tablicę na cmentarzu w Antoniówce koło Lwowa, odbudowała cmentarz Legionistów w Rokitnie na Wołyniu, odnowiła pomnik Żelaznej Brygady w Pasiecznej i Zielonej, zrekonstruowała wojskową mogiłę w Niżniowie w woj. stanisławowskim.

Wszystkie te wydarzenia G. Orłowska-Sondej dokumentuje od 22 lat w telewizyjnym programie STUDIO WSCHÓD, który od czterech lat nosi on nazwę WSCHÓD i ukazuje się co tydzień w TVP Polonia. Zrealizowała ponad 1500 odcinków. To największe w Polsce kresowe archiwum, to również dokumentacja najważniejszych wydarzeń w Ukrainie, Litwie, Białorusi, ale również na Syberii w Kazachstanie, w Mołdawii i na rumuńskiej Bukowinie, wszędzie tam, gdzie żyją nasi rodacy i biją polskie serca. Obecnie (pocz. kwietnia 24) właśnie wróciła ze swojej 527 podróży na Wschód. Od roku wszystkie te wyjazdy zdominowała wojna w Ukrainie. Wolontariusze, którzy dotychczas zbierali symboliczne złotówki na porządkowanie mogił, teraz pomagają ofiarom wojny, również naszym rodakom, którzy często w tej wojnie są zapomniani i bezbronni. W ubiegłym roku byli z pomocą humanitarną w Ukrainie 39 razy, w tym roku już 13. Odwiedzają także żołnierzy walczących na froncie, pokazują okrucieństwo tej wojny. Aby nie zatracić idei akcji, wolontariusze, którzy w ubiegłe wakacje nie mogli wyjechać do Ukrainy, porządkowali mogiły zesłańców w Kazachstanie i polskie groby w Mołdawii i na Litwie. W tym roku planowany jest również wyjazd do Kazachstanu i Mołdawii. W działaniach skierowanych na WSCHÓD, widać gołym okiem wielkie zaangażowanie młodych ludzi, ich bezgraniczne oddanie ziemi swoich przodków, wrażliwość i ciekawość losów naszych rodaków. Wiele razy rodzice tych młodych wolontariuszy pytają, „co wy tam na Kresach robicie w tymi naszymi dziećmi, że one wracają jakieś inne, szlachetniejsze, bardziej dojrzałe….”

W takiej notce biograficznej należy wspomnieć o odznaczeniach. Z państwowych – Złoty Krzyż Zasługi przyznany w 2005 roku, i Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski, nadany w 2018 roku, kilka resortowych, przyznanych przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, również Medal Edukacji Narodowej, oraz kilkanaście przyznanych przez organizacje kresowe i kombatanckie. Najbardziej ceni sobie nagrodę Parlamentu Europejskiego z 2009 roku „za budowanie mostów między Europą Środkową i Wschodnią” i medal Rajdu Katyńskiego „Za Twoje Polskie Serce”. Choć nie jest Kresowianką, ani nie pochodzi z rodziny kresowej, jej polskie serce zawsze mocniej bije na Kresach.

GŁOS PODOLAN