Wybory prezydenckie 2020 a Konwencja o Ochronie Praw Człowieka

Jednym z tych standardów jest konieczność przestrzegania praw, do których nasze państwo się zobowiązało. Polska podpisała bowiem między innymi Konwencję o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności z 4 listopada 1950 roku wraz z jej licznymi protokołami dodatkowymi i aby mogła zaliczać się do cywilizowanych państw, jest zobowiązana tej konwencji przestrzegać. Jest to oczywiste i nie może budzić niczyich wątpliwości, ani nie może być kwestionowane.

To właśnie prezydent RP stoi na straży naszych wolności obywatelskich i to na nim spoczywa dbałość o przestrzeganie praw zawartych w tym podstawowym dla każdej demokratycznej społeczności dokumencie.

Dziwi mnie, że w tej sytuacji nie zabiera on głosu, zachowuje się tak, jakby ta cała dyskusja jego nie dotyczyła lub jakby nic od niego nie zależało. Robi wrażenie, jakby w ogóle nie zdawał sobie sprawy z tego, do czego jest powołany.

Prezydent RP pan Andrzej Duda ma nie tylko prawo do zabrania głosu w tej dyskusji, ale również i obowiązek, z którego wykonania lub niewykonania powinien być w przyszłości rozliczony.

Sprawy dotyczące tak ważnych dla świata demokratycznego kwestii, jak prawo do uczciwych wyborów, jest unormowane we wspomnianej konwencji, a ściślej w artykule 3 protokołu dodatkowego z 20 marca 1952 roku. Czytamy w nim:

Wysokie Układające się Strony zobowiązują się organizować w rozsądnych okresach czasu wolne wybory oparte na tajnym głosowaniu, w warunkach zapewniających swobodę wyrażania opinii ludności w wyborze ciała ustawodawczego.

Oczywiście prezydent RP jest elementem systemu ustawodawczego, ponieważ bierze czynny udział w procesie legislacyjnym.

Artykuł ten mówi wyraźnie, że państwo ma zapewnić takie warunki obywatelom, aby mogli w sposób swobodny i nieskrępowany nie tylko dokonywać samego aktu głosowania, polegającego na możliwości wrzucenia karty do głosowania do urny wyborczej,  w warunkach, które zapewnią im tajność dokonania wyboru, czyli czynnego prawa wyborczego, ale również biernego prawa wyborczego. Jest oczywiste, że w przypadku zakazu zgromadzeń publicznych i w warunkach, kiedy ludzie sami muszą rezygnować ze znacznej części aktywności, w tym rzecz jasna i politycznej, państwo nie może zapewnić warunków polegających na swobodzie wyrażania przez ludność opinii w wyborze prezydenta.

Niedawno jeden z potencjalnych kandydatów złożył skargę w tej sprawie do Sądu Najwyższego, który ją uznał za zasadną, twierdząc, że w takich warunkach nie jest w stanie uzupełnić wymaganych podpisów.

Sytuacja, jaka istnieje, uniemożliwia bowiem wielu kandydatom nie tylko swobodny kontakt z elektoratem w celu zebrania wymaganych do rejestracji podpisów i zaprezentowania bezpośrednio swojej kandydatury, ale również w ogóle uniemożliwia stosowanie wielu ważnych form kontaktowania się z wyborcami a wyborcom z kandydatami. To jest oczywiste. Oczywiste jest również i to, że państwo nie ma możliwości zapewnienia obywatelom bezpieczeństwa i swobody dokonywania głosowania ze względu na konieczność izolacji obywateli, w wyniku podejmowanych działań administracyjnych, ale i również z uwagi na świadomość zagrożenia przez obywateli i ich dążność do samoizolowania się od reszty społeczeństwa z obawy o własne zdrowie i życie. Państwo nie jest w stanie zmienić tych warunków w okresie do wyborów i to bynajmniej nie z własnej winy czy woli, ale z powodu obiektywnie istniejącego zagrożenia.

W sytuacji, gdyby doszło w takich warunkach do wyborów prezydenckich, artykuł 3 tej konwencji zostaje ewidentnie złamany.

Jakie to może powodować konsekwencje? Zapewne należy spodziewać się setek tysięcy, o ile nie milionów, pozwów do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Efekt jest oczywisty, Trybunał uzna, ponieważ w tej sytuacji sprawa jest oczywista, że doszło do aktu pogwałcenia praw wyborczych obywateli na wielką skalę. Państwo polskie będzie musiało podporządkować się temu wyrokowi, zapłacić zadośćuczynienia za pogwałcenie tych praw i niewątpliwie może zostać zobowiązane do przeprowadzenia uczciwych wyborów. Każdy kandydat, który je wygra, staje w bardzo niekorzystnej sytuacji politycznej i moralnej.

Gdyby pan Duda wygrał wybory i został zaprzysiężony na prezydenta RP, spotkać by się musiał z oczywistym ostracyzmem na arenie międzynarodowej. Mogłoby też dojść do sytuacji, że nie byłby uznawany jako legalnie wybrany prezydent.

Jak widać, przeprowadzenie na siłę wyborów prezydenckich, aby przeforsować swoją kandydaturę, rodzić może fatalne skutki, nie mówiąc już o tym, że wybrany w takich warunkach na prezydenta pan Andrzej Duda byłby zniszczony politycznie i moralnie. To on bowiem stałby na straży praw obywatelskich w czasie, gdy przeprowadzane zostały wybory i nie reagował, gdy doszło do łamania prawa człowieka, robiąc to po to, aby uzyskać osobistą korzyść, czyli reelekcję.

O tym, czy w Polsce łamano prawa obywateli do przeprowadzenia uczciwych wyborów, orzekłby niezależny Trybunał w Strasburgu i na nic nie przydałyby się wykładnie pana Kaczyńskiego, Dudy czy Ziobry.

Jest również wielce prawdopodobne, że osoby odpowiedzialne za doprowadzenie w takich warunkach do wyborów musiałyby stanąć przed Trybunałem Stanu.

Grzegorz Wojciechowski