WSZYSTKIE GRZECHY MARIUSZA KAMIŃSKIEGO I MACIEJA WĄSIKA

Kwaśniewscy

Śledztwo w sprawie majątku Jolanty i Aleksandra Kwaśniewskich zostało wszczęte w 2007 r., za pierwszych rządów PiS. Stało się tak po ujawnieniu nagranej potajemnie rozmowy między Józefem Oleksym i Aleksandrem Gudzowatym.

Podpity i rozżalony na towarzyszy partyjnych były premier i marszałek Sejmu mówił biznesmenowi m.in., że Kwaśniewski ma majątek niewspółmierny do dochodów, jeśli brał łapówki, „to nie osobiście”, kupił „całe wzgórze w Kazimierzu”, ale „nie wiem na kogo, bo nie na siebie”.

Bajdurzenia Oleksego zostały potraktowane przez PiS bardzo poważnie. Choć nie było do tego żadnych podstaw, uruchomiono potężną machinę śledczą. Majątek byłej pary prezydenckiej został dokładnie prześwietlony, a ponieważ niczego podejrzanego nie znaleziono, Kamiński z Wąsikiem postanowili zagrać va banque i wrobić Kwaśniewskich w przestępstwo.

Wedle plotek Kwaśniewscy mieli być nieformalnymi właścicielami willi w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą. Jednak posiadłość była własnością ich przyjaciół. Pierwotną właścicielką willi była Maria J., która sprzedała ją biznesmenowi Markowi Michałowskiemu. Po sprzedaży nieruchomości kobieta nie wyprowadziła się, nowy właściciel ustanowił ją i jej syna zarządcami. Kwaśniewscy, Michałowski i administratorzy zostali objęci inwigilacją.

Jako przynętę CBA wypuściło agenta o pseudonimie operacyjnym Tomasz Małecki (Tomasza Kaczmarka, późniejszego posła PiS), który udawał bogatego biznesmena zainteresowanego kupnem nieruchomości. Agent Tomek zaprzyjaźnił się z Marią J. i jej synem. Namówił ich, aby skłonili Michałowskiego do sprzedaży willi. Zaproponował ponad 3 mln zł, czyli dwa razy tyle, ile wynosiła wartość rynkowa. Michałowski podpisał z agentem Tomkiem akt notarialny na 1,6 mln zł. Po transakcji agent przekazał synowi Marii J. Jeszcze 1,5 mln zł – jako cichą część zapłaty, na którą się umówiono, by podatek był niższy. Akcja została przerwana, bo mężczyzna wyjął gotówkę z teczki, a teczki nie chciał wziąć. A to w niej umieszczono nadajnik, który – jak liczyło CBA – doprowadzi do Jolanty Kwaśniewskiej.

Wyszło też na jaw, że Mariusz Kamiński chciał aresztować byłą pierwszą damę. „Pan Mariusz Kamiński w ostatnim czasie zachowuje się dość osobliwie. Kilka tygodni temu zjawił się u mnie i zażądał, żebyśmy zaaresztowali panią Kwaśniewską.

Ja oczy w słup i mówię: »A jakie to dowody są mianowicie?«. Ano takie, że przypuszczalnie jej koleżanka dopuściła się czegoś takiego, że sprzedała swoją działkę i chciała uniknąć podatku i po cichutku pieniądze wziąć w garść. (…) Chyba sam pan Mariusz Kamiński albo jego zastępca z całą powagą zawieźli te materiały do prokuratury katowickiej i tam zażądali aresztowania pani Jolanty. Trafili na profesjonalistów, prokurator powiedział, że za to, iż ktoś chciał coś uszczknąć z podatku, to trzeba oczywiście kary stosować, ale po pierwsze nigdy aresztu, a pani Jolanta nie ma z tym nic wspólnego”, mówił Andrzej Czuma, minister sprawiedliwości i prokurator generalny w Radiu ZET (1 października 2009 r.).

Okazało się, że CBA pod wodzą Kamińskiego, polując na byłą parę prezydencką, dopuszczało się przestępstw. W 2014 r. prokuratura chciała postawić Kamińskiemu zarzuty nadużycia prawa i wykorzystania zajmowanego stanowiska, ale Sejm na tajnym posiedzeniu nie zgodził się na uchylenie mu immunitetu.

W 2016 r., gdy PiS przejęło kontrolę nad prokuraturą, wszczęto ponownie śledztwo w sprawie Kamińskiego i tego samego dnia je umorzono.

Pod decyzją o umorzeniu podpisał się prokurator Mariusz Matys, który w nagrodę został awansowany z prokuratury rejonowej do Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga.

Takie pozorne wznowienie śledztwa i błyskawiczne umorzenie miało zapewnić Kamińskiemu bezkarność.

Sensacyjne zeznania (już po latach) złożył Tomasz Kaczmarek. „Miałem wytworzyć przeświadczenie, że dom w Kazimierzu Dolnym należy do Jolanty i Aleksandra Kwaśniewskich. Moje notatki i złożone zeznania są efektem nacisków ze strony moich byłych przełożonych Mariusza Kamińskiego oraz Macieja Wąsika” stwierdził, prosząc Kwaśniewskich o wybaczenie. Bulwersujące jest przede wszystkim to, że Kamiński z Wąsikiem nakłaniali Kaczmarka, aby uwikłał w przestępstwo byłą parę prezydencką, ale na dokładkę działo się to na suto zakrapianych spotkaniach.

Sawicka i Wądołowski

Nie tylko w sprawie Kwaśniewskich Wąsik i Kamiński wykorzystali agenta Tomka do wrabiania ludzi w przestępstwa. Tak było m.in. z posłanką PO Beatą Sawicką i burmistrzem Helu Mirosławem Wądołowskim, z których próbowano zrobić łapówkarzy. Sawicką Kaczmarek uwiódł, a zakochaną w nim kobietę nakłonił do przyjęcia łapówki. Wądołowski i Sawicka zostali uniewinnieni, a sądy uznały, że działania CBA były nielegalne, gdyż demokratyczne państwo nie może testować uczciwości obywateli i ich podatności na łamanie prawa, kierując agentów służb przeciw przypadkowo, losowo wybranym obywatelom w oczekiwaniu, że dana osoba da się skusić.

Marczuk i Seredyński

Niemal identyczny mechanizm zastosowano w przypadku prawniczki i celebrytki Weroniki Marczuk, którą agent Tomek też chciał uwieść i wrobić w przestępstwo korupcyjne. Przez Marczuk Kamiński z Wąsikiem chcieli uderzyć w znienawidzoną przez PiS telewizję TVN. Marczuk była bowiem gwiazdą popularnego programu „You Can Dance”. Razem z celebrytką o korupcję oskarżono Bogusława Seredyńskiego, szanowanego dyrektora Wydawnictw Naukowo-Technicznych (WNT). Oboje trafili do aresztu. Jednak już na etapie śledztwa Marczuk i Serdyński zostali oczyszczeni z zarzutów. Okazało się, że Marczuk legalnie prowadziła prywatyzację WNT, a Seredyńskiego agenci upili, po czym nieprzytomnemu wcisnęli łapówkę, którą potem chciał im zwrócić. O ile Marczuk podniosła się po tej historii, o tyle Seredyński nie mógł po aresztowaniu i fałszywym oskarżeniu poradzić sobie w życiu. Nawet gdy już został oczyszczony, nie znalazł pracy, podupadł na zdrowiu.

Gronkiewicz-Waltz

Nazwiska Kamińskiego i Wąsika przewijają się również w warszawskiej aferze reprywatyzacyjnej. Jeden z głównych oskarżonych, Jakub Rudnicki, były urzędnik stołecznego ratusza odpowiadający za wydawanie decyzji o zwrocie kamienic, przyjaźnił się z oboma. Gdy w latach 2005-2009 kierowali oni CBA, chcieli z niego zrobić agenta, by znalazł haki na ówczesną prezydent stolicy Hannę Gronkiewicz-Waltz i urzędników związanych z PO. „Chodziło o prowadzenie przeze mnie rodzaju gry operacyjnej, której początkiem miało być wytypowanie (znalezienie) poprzez aktywne działania z mojej strony tzw. figuranta, czyli osoby, która dzięki moim zabiegom miała mieć do załatwienia konkretną sprawę w Biurze Gospodarowania Nieruchomościami”, twierdził Rudnicki.

Jak relacjonował, dostał od szefów CBA kryteria doboru „figurantów”. Miał to być ktoś z otoczenia pani prezydent, najchętniej z legitymacją PO. „Istotne z ich punktu widzenia było dopadnięcie figury możliwie postawionej najwyżej w hierarchii PO (…), przy realizacji tego planu miałem korzystać z wiedzy operacyjnej Kamińskiego, Wąsika. (…) Chodziło o skorumpowanie członków PO w kontekście działań korupcyjnych przed wyborami samorządowymi 2010 r. Sprawa miała być duża. A późniejsze zarzuty prokuratorskie ciężkiego kalibru”, tłumaczył Rudnicki.

Sprawa stała się nieaktualna, bo ówczesny premier Donald Tusk w 2009 r. odwołał Kamińskiego z CBA. W następnych latach, gdy Wąsik kierował klubem PiS w Radzie Warszawy, miał „w imieniu kierownictwa partii” złożyć Rudnickiemu propozycję, aby ten wyszukiwał roszczenia dla poleconej kancelarii, która potem odzyskiwałaby nieruchomości, pieniądze zasilałyby zaś konta PiS. Wąsik miał także prosić Rudnickiego o listę adwokatów odzyskujących nieruchomości w BGN i denerwować się przy niektórych nazwiskach. Mówił o nich: „Sk… skoro oni dają radę, to my też”. Nic z tego nie wyszło, bo Rudnicki odszedł z BGN.

W 2016 r., gdy o dzikiej reprywatyzacji w Warszawie było głośno, Rudnicki skontaktował się z Wąsikiem (wtedy zastępcą koordynatora służb specjalnych). Spotkanie, w którym uczestniczył agent CBA Tomasz Prus, miało charakter luźnej rozmowy i odbyło się w prywatnym mieszkaniu.

Rudnicki powiedział, że chce współpracować i „da im na talerzu, co będą chcieli”. Potem Rudnicki z Wąsikiem spotykali się już na osobności. Wąsik musiał być zawiedziony, bo nie dostał tego, czego oczekiwał, czyli informacji o udziale Hanny Gronkiewicz-Waltz i polityków PO w mafii reprywatyzacyjnej. Wkrótce Rudnicki i jego niemal 80-letnia matka trafili do aresztu pod zarzutem korupcji.

Pomimo ciężkiego kalibru oskarżeń niczego im nie udowodniono, a Rudnicki wygrywa kolejne sprawy z prokuraturą. Natomiast powiązania Rudnickiego, Wąsika i Kamińskiego nigdy nie zostały wyjaśnione, choć politycy PO, gdy byli w opozycji, zwracali się o to do prokuratury i służb. Najwyższy czas wrócić do sprawy.

Kramek

Prokuratura powinna zainteresować się również inwigilacją gości w hotelach należących do Państwowego Holdingu Hotelowego. Jak ujawniła „Gazeta Wyborcza”, kierownikiem ds. bezpieczeństwa był tam Robert Ziółkowski, działacz PiS i bliski współpracownik Wąsika. Skruszony Ziółkowski przyznał, że miał współpracować ze służbami specjalnymi „w zakresie pozyskiwania informacji o gościach hotelowych”. Chodziło jednak nie o przestępców, ale o przeciwników politycznych PiS.

Jesienią 2019 r. Ziółkowski został wezwany do gabinetu prezesa PHH Gheorghe Mariana Cristescu. Pan prezes zasugerował mu poinformowanie Wąsika, że częstym gościem Renaissance Warsaw Airport Hotel jest Bartosz Kramek. Kramek, jego żona Ludmiła Kozłowska i związana z nimi Fundacja Otwarty Dialog byli zwalczani przez rząd PiS i sprzyjające im media. Wąsik miał się ucieszyć, że jest możliwość zebrania materiałów kompromitujących Kramka.

Ziółkowskiemu sugerowano, by pod nieobecność Kramka przeszukiwał jego pokój, miał też brać udział w prowokacji przeciw aktywiście. Działanie takie było przestępstwem. Ziółkowski nie był jedynym donosicielem, a inwigilacja obejmowała także inne osoby. Na kanale Poufnarozmowa.com, gdzie ujawniana jest korespondencja polityków PiS, opublikowano mejl, w którym prezes Cristescu informował Joachima Brudzińskiego, gdzie i kiedy odbędą się rozmowy posłów PO z białoruską opozycjonistką Swiatłaną Cichanouską oraz kto będzie w nich uczestniczył. Z mejla wynikało, że spotkanie będzie potajemnie nagrywane przez służby, a miało się ono odbyć następnego dnia w sali VIP hotelu Courtyard by Marriott przy lotnisku Okęcie.

Jak widać, Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik nie cofną się przed niczym, aby zrealizować swój cel. To, w czym się specjalizują, czyli szukanie haków na przeciwników politycznych i wrabianie ludzi w przestępstwa, praktykowane było w państwach totalitarnych, gdzie w ten sposób usuwano niewygodne jednostki, a na wrogie środowiska rzucano kryminalne podejrzenia.

Andrzej Sikorski
PRZEGLĄD NR 3 (1254) 15-21.01.2024