Karnawał masek

Z pięknem różnie bywa i czasami maseczka chroni nie tylko drogi oddechowe, ale i zasłania pewne niedoskonałości anatomiczne. Trochę żartobliwie wspomniał o tym w libretcie do operetki Johanna Straussa „Zemsta nietoperza” Julian Tuwim. Oto bowiem usiłujący przy pomocy stylowego zegarka uwieść zamaskowaną damę główny bohater Gabriel Eisenstein, w ten oto sposób chce upewnić się o walorach damy: 

Piękna pani, zdejm tę maskę.
Pokaż nam, co pod nią masz,
czy zegarka warta twarz?

I bez koronawirusa maski miały więc powodzenie. W samych muzycznych spektaklach aż roi się od masek: „Błękitna maska”, „Bal maskowy”, że przykładowo tylko wspomnę operetkę Freda Raymonda i operę Giuseppe Verdiego. A popularna nie tylko na Węgrzech i w Austrii „Księżniczka cyrkówka” Imre (Emmericha) Kálmána? Choć w tytule nie ma słowa „maska”, główny bohater Mister X., nie tylko nosi maskę, ale też i w niej śpiewa jedną z najpiękniejszych arii miłosnych o niezapomnianych oczach ukochanej kobiety. („Te cudne oczy spokój dziś skradły mi…”). Maskę, tym razem czarną, utrwalił dla wielbicieli opery nasz wielki rodak, światowej sławy kompozytor Krzysztof Penderecki. Wrocławianom nie trzeba chyba przypominać, że „Czarna maska” prezentowana była i w Operze Wrocławskiej.

W „Nocy w Wenecji” wspomnianego już J. Straussa – syna, której akcja rozgrywa się właśnie w karnawale, tłum masek zapełnia scenę prawie przez cały spektakl. I oczywiście panowie chętnie zaglądnęliby pod te maseczki:

Panie noszą maski stale, nie zdejmując w żaden czas,
więc możecie w karnawale maski zdjąć choć jeden raz.

Brzmi może dwuznacznie, ale skutkuje, bo nadobne białogłowy ukazują w końcu swe prawdziwe oblicze. O, przepraszam, znowu zabrzmiało dwuznacznie! 

Zostawmy lepiej muzyczną frywolną  muzę w spokoju i przypomnijmy, że przecież maski były już w teatrze antycznym. I znów ukłon w stronę Wrocławia. Interesujący w wystroju lokal przy „Teatrze Lalek” nawiązuje swą nazwą do …masek. Setkami przykładów mogą służyć zapewne kinomani, jako że od początku istnienia kina maski stały się nieodłącznym rekwizytem biorącym udział nie tylko w filmach kostiumowych czy kryminalnych. Świadkami połączenia kina z życiem byli niedawno  pracownicy pewnego banku w Niemczech. Zamaskowani klienci, jak przypuszczano pierwotnie, po wejściu do pomieszczenia sterroryzowali kasjerów i spokojnie, w maskach, oddalili się w sobie tylko znanym kierunku z zawartością znaną tylko pracownikom banku.

Koronawirus pozwala na ciekawe obserwacje, choć wnioski z nich nie są zbyt odkrywcze, przyznaję. Ludzie są inteligentni i potrafią wykorzystywać okazje, jakie stwarzają nietypowe sytuacje. Maseczki stają się nawet środkiem informacji i reklamy! Swój znak firmowy zaczynają umieszczać na maskach urzędy i instytucje. W stanowym parlamencie Hesji, Landtagu, posłowie mają maski z herbem Hesji, podobnie spotyka się na ulicach pracowników poczty czy funkcjonariuszy policji w maskach będących jakby częścią ich munduru. A jednocześnie – gorsząca scena w pełnym pasażerów autobusie, gdy młoda dama bez maski nie tylko nie chce zakryć ust i nosa, ale też do czasu przybycia policji odmawia opuszczenia autobusu.

Wszystko przemija, z pewnością kiedyś przeminie też i koronawirus. Jako pamiątka po nim i po czasach, w których przyszło nam żyć, mogłyby pozostać właśnie maseczki. Chociaż… będziemy znowu chodzić bez masek, ale czy to oznacza, że przestaniemy się maskować?

Wojciech W. Zaborowski