DLA JAKIEJ SZMATY PRACUJESZ?

Media w zderzeniu z machiną wojskową

– Nie zrobię tego, jesteście poza strefą stanu wyjątkowego. Hajnówka w niej nie leży.
– Nic nas to nie obchodzi, kasuj zdjęcia, bo wezwiemy policję – dodał wyższy.
– Możecie wzywać.
– W takim razie nigdzie się nie ruszasz i poczekasz z nami na patrol!

Ten niższy dzwoni na policję. Przedstawia się, o ile dobrze pamiętam, jako Kownacki. Przez cały czas jeden stoi po jednej mojej stronie, drugi po drugiej. Co prawda nie stosują siły fizycznej, ale faktycznie nie pozwalają ruszyć się z miejsca.

– Jestem dziennikarzem – stanowczo protestuję.
– To dla jakiej szmaty pracujesz? – kpi wyższy.

Wyjmuję z plecaka legitymację „Przeglądu” i podtykam pod nos niższemu. Ten robi mi zdjęcie twarzy i legitymacji. Patrolu policji nie widać.

Niższy się niecierpliwi, idzie do honkera i prosi kolegę, żeby stanął przy mnie. Sam rusza w stronę ulicy Batorego, w celu, jak mówi, „poczekania na patrol policji”.

Ten wyższy: – Może pan jeszcze aktywistów z lasu wezwie na pomoc? – to złośliwość wobec osób pomagających migrantom błąkającym się po puszczy. Ale widać zmianę tonu – już jestem pan, nie ty.

– Państwo to pewnie z WOT? (w samochodzie na parkingu widzę kobietę) – pytam.
– Tak.

Mija 20 minut. Policji nie widać. Przy garażach za parkingiem pojawia się znajomy. Pozdrawiam go głośno i decyduję się do niego dołączyć, tym bardziej że zmierza w moim kierunku.

– To ja sobie pójdę – informuję wojaków, schodząc z chodnika, na którym mnie przetrzymują.
– Proszę się nie oddalać, proszę czekać na policję!
– Do widzenia!
– Nie ma pan prawa publikować tych zdjęć!
– To się jeszcze zobaczy!

Całą historię opowiedziałem Maćkowi Chołodowskiemu z białostockiej „Gazety Wyborczej”. Ten w dobrej wierze napisał w internetowym wydaniu gazety, że zatrzymały mnie Wojska Obrony Terytorialnej, bo do głowy mi nie przyszło, że polska armia tak kłamie. Mnie i Maćkowi zagrożono zaraz pozwem, więc w mediach społecznościowych przeprosiłem „oczko w głowie” Antoniego Macierewicza, kilkudniowy hejt przeżyłem, ale postanowiłem ustalić, kogo spotkałem 23 października.

W sukurs przyszli znajomi mundurowi. – To były wojska operacyjne z 16. Pomorskiej Dywizji Zmechanizowanej, która działa w tej chwili na Podlasiu. Wkręcili cię złośliwie, bo w armii WOT się nie lubi. Zazdrości się im sprzętu i wynagrodzeń.

Swoją historią z udziałem żołnierzy tej dywizji próbuję zainteresować jej rzecznika – mjr. Marka Nabzdyjaka. Ten jednak ani nie odbiera telefonu, ani nie odpowiada na mejle. Mimo to szybko udaje mi się zawęzić pole poszukiwań.

Za to korespondencja z Martą Hajkowicz, cywilną rzecznik Brygady Kawalerii Pancernej z Braniewa, ma już kilkutygodniową historię. Wysłałem do niej nie tylko dokładny opis tego, co się wydarzyło, ale też zdjęcie honkera z parkingu, wprawdzie niewyraźne, ale nie ma najmniejszych wątpliwości, że to mundurowi.

Początkowo 29 października Hajkowicz pisała, że żołnierze 9. BKPanc nie działają w Hajnówce, poprosiła jednak o przesłanie zdjęć żołnierzy i pojazdu. Kiedy je dostarczyłem, odpisała, że ich jakość jest za słaba, żeby rozpoznać osoby, a tablicy rejestracyjnej honkera nie widać. Dodała, że jeśli mam jeszcze jakieś inne zdjęcia, to mogę je przysłać. Dorzuciłem więc w kolejnym mejlu fotografię sprzed hajnowskiego dyskontu, zrobioną kilka dni później. Widać na niej doskonale „mojego” kierowcę obok honkera. I od tego czasu cisza.

Natomiast od rzeczniczki prasowej Komendy Powiatowej Policji w Hajnówce, sierż. Pauliny Pawluczuk-Kośko, dowiedziałem się, że policja i tak, by nie przyjechała, bo dyżurny KPP uznał, że nie ma podstaw do interwencji policji i nie wysłał patrolu.

Arkadiusz Panasiuk
„Przegląd” nr 50 (1144), 6–12.12.2021