W ubiegłym tygodniu odbyła się Gala Dobrego Dziennikarstwa. To już VI edycja konkursu organizowanego przez Instytut Dyskursu i Dialogu (INDID). Na stronie tej pozarządowej organizacji można przeczytać, że wspiera ona dobre dziennikarstwo, „żeby w mediach więcej było rzetelnej informacji, bezstronności, obiektywizmu, a mniej manipulacji”. Fundacja stawia sobie za cel naprawę debaty publicznej. Obawiam się, że droga do tego daleka, ale cel jest szlachetny i dlatego wart poparcia ze strony mediów i dziennikarzy. Laureatami konkursu „Dobry Dziennikarz 2024” – wybór nastąpił głosami internautów – zostali Jakub Dymek i Marcin Giełzak (autorzy podcastu „Dwie lewe ręce”, kategoria Nowe Media), Zbigniew Borek z „Polityki” (Dziennikarstwo Społeczne), Patryk Słowik z Wirtualnej Polski (Publicystyka) i Renata Kim z „Newsweeka” w kategorii Dziennikarstwo Śledcze. Nagrodę główną otrzymał Piotr Łodej, dziennikarz radiowej Trójki za podcast tropiący dezinformacje „News albo Fake news”.
Internauci docenili szczególnie nowe formy medialne w postaci podcastów, a także to, co w tradycyjnym dziennikarstwie wydaje się niezwykle cenne: zaangażowaną publicystykę i spełniające funkcję watchdoga dziennikarstwo śledcze. W tej kategorii konkurencja była w tym roku bardzo silna, ale nie powinno dziwić, że uznanie zdobyli dziennikarze tropiący nadużycia władzy niezależnie od jej barwy politycznej. Dla mnie nikt bardziej nie zasłużył na tę nagrodę niż Renata Kim – autorka cyklu artykułów o Collegium Humanum, którym zajmuje się od ponad 2 lat. To ona ujawniła, że na tej szemranej uczelni mieli „studiować” m.in. marszałek Sejmu Szymon Hołownia i prezydent Wrocławia Jacek Sutryk. Do tej pory CBA zatrzymało 30 osób zamieszanych w ten proceder. Wystarczyło kilkanaście tysięcy euro, żeby uzyskać doktorat. Można było w ogóle nie brać udziału w zajęciach, bo dyplom się kupowało. Patologia handlu dyplomami obejmuje ponoć również wiele innych uczelni.
Renata Kim opisała największą aferę, jaka wydarzyła się na polskich uczelniach po 1989 roku. Jednak na swoim koncie ma również inne osiągnięcia, które warto przypomnieć. Wszak to ona powiadomiła dział HR i związki zawodowe w „Newsweeku” o nieprawidłowych zachowaniach (mobbing) ze strony redaktora naczelnego Tomasza Lisa. Opublikowała też reportaże o przemocy psychicznej i książkę o osobach niebinarnych. Kiedy odbierała nagrodę na Gali Dobrego Dziennikarstwa, dedykowała ją wszystkim „niezwykle dzielnym” osobom, dzięki którym napisanie tych tekstów o Collegium Humanum było możliwe. To one opowiedziały jej o tym, co się dzieje w uczelni, mimo obaw i strachu przed utratą pracy. Bez takich sygnalistów nie byłoby dziennikarstwa śledczego. Ktoś jednak musiał do nich dotrzeć i udzielić im głosu. I zrobiła to właśnie Renata Kim – Dziennikarka Roku 2024.
MAREK PALCZEWSKI
TELEWIZOR POD GRUSZĄ
Z zapartym tchem i wypiekami na twarzy oglądałem w telewizorni bezpośrednią transmisję doprowadzenia przez funkcjonariuszy policji Piotra Pogonowskiego, byłego szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, przed oblicze sejmowej komisji śledczej ds. Pegasusa!
Z informacji medialnych wiadomo było, że nie miał on zbytniej ochoty na spotkanie i pogaduchę o czymkolwiek z posłami, których osobiście nie zna, nie poważa – do których ma stosunek ambiwalentny. Wyrazy owej niechęci do spowiadania się przed śledczymi Piotruś nie omieszkał zaznaczyć podczas wygłaszania wstępnego oświadczenia. Członkowie komisji, bez większych emocji, z dużą dawką wyrozumiałości i pobłażliwości, wysłuchali, co miał im do powiedzenia nadęty, pyszałkowaty arogant. Po czym niezwłocznie przystąpili do zadawania Piotrusiowi prostych, konkretnych pytań!
I tu pojawiły się schody! Pewny siebie i swoich racji Pogonowski słabiuśko radził sobie z odpowiedzią na nie. Miał duży problem z krótkim, sensownym sformułowaniem i przekazem myśli. Mówił dużo, ale nie na temat. Szybko tracił rezon, a dociskany przez komisarzy zaczynał żartować, szydzić i kpić! Generalnie wszystko bagatelizował! Często zasłaniał się brakiem pamięci, klauzulą tajności! Gdyby Pogonowski był starym ćwokiem, burakiem z intelektu i aparycji, partyjnym przygłupem padającym prezesowi do nóżek, można byłoby machnąć ręką, ale nie jest! Tu mamy do czynienia z człowiekiem sukcesu. Rzutkim, przemądrzałym pięćdziesięciolatkiem, pułkownikiem Wojska Polskiego, szefem służb specjalnych mającym dostęp do ściśle tajnych dokumentów, profesorem nauk prawnych, nauczycielem akademickim, członkiem zarządu NBP. I taki KTOŚ, nie bacząc na złożoną przysięgę, mówi, że o istnieniu Pegasusa dowiedział się z mediów! Gdy słyszy się coś takiego, palec wskazujący automatycznie wędruje w kierunku czoła, by się w nie popukać!
Szkoda, że Piotruś nie powiedział, że Pegasus sam się zakupił, sam się zainstalował i inwigilował posłów opozycji! Wyborcy PiS z pewnością by w to uwierzyli!
ANTONI SZPAK