ATAK NA POLSKĄ GAZETĘ W CZECHACH

Siedziba redakcji „Głosu” zniszczona przez wandali

Siedziba polskiej redakcji wyremontowana za duże pieniądze z Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie” została zdewastowana. Dywany i sprzęty pokrywała warstwa białego proszku, bo sprawcy spryskali pomieszczenia gaśnicą proszkową. Proszek mieszał się z tuszem, jaki został rozlany na biurkach, drzwiach i sprzętach redakcyjnych.

Z redakcji „Głosu” zostały skradzione dwa aparaty fotograficzne i kluczyki do samochodu. Zniszczony został jeden z monitorów, w sekretariacie uszkodzono komputer, drukarkę oraz dyktafon. Meble w jednym z pokojów zostały pobrudzone tuszem z drukarki. Sprawca lub sprawcy wyłamali też zamki w drzwiach, uszkodzili skrzynki i rozbili szufladę w jednym z biurek. W kuchence zostawili siekierę, młotek oraz inne narzędzia, którymi plądrowali redakcję polskiej gazety.

Co ciekawe, nie zginęły ani pieniądze, które znajdowały się w biurku w sekretariacie, ani bony żywnościowe, które można spieniężyć anonimowo w każdej czeskiej restauracji (ich szacowana wartość to ok. 2 tys. zł).

Zdemolowana została także znajdująca się na poddaszu salka „Bajka”, w której odbywają się zebrania i szkolenia. Policja czeska prowadzi dochodzenie w tej sprawie, ale na razie nie udziela szczegółowych informacji.

Wiadomo jednak, że ze względu na trwający w Czechach stan wyjątkowy, sprawcy lub sprawcom tego włamania może grozić nawet do ośmiu lat więzienia.

Redakcja „Głosu” do budynku Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego przy ul. Strzelniczej przeniosła się latem 2018 roku. W redakcji przypominają, że to nie pierwsze takie zdarzenie w ich siedzibie – w listopadzie 2018 roku złodzieje ukradli z biura redakcji dwa laptopy i aparat fotograficzny.

Motywy ostatniego włamania nie są znane. – Uważam, że to po prostu wandalizm. Nie doszukiwałabym się w tym czegoś więcej – stwierdziła Helena Legowicz, prezes Zarządu Głównego PZKO, cytowana przez redakcję „Głosu”.

Tomasz Wolff, naczelny „Głosu”, zaapelował o wstrzymanie się z ferowaniem wyroków w sprawie motywów tego włamania.

– Niektórzy z nas wyciągną prosty wniosek: skoro ktoś włamał się do budynku, gdzie bije polskie serce, był to atak na polskość. Ktoś inny powie: to atak na wolną prasę… Przyznam się, że w głowie kotłują się pytania bez odpowiedzi: dlaczego przestępcy nie ukradli na przykład pieniędzy, ale połasili się na dwa aparaty, a mój dyktafon zmiażdżyli młotkiem? Dlaczego wylali tusz z tonera i rozpylili proszek po redakcji, przez co wygląda dziś jak po wybuchu? Wstrzymajmy się jednak z ferowaniem wyroków. Dajmy policji spokojnie wykonać to, co do niej należy – podkreśla Tomasz Wolff.

Źródło:
Dziennik Zachodni
Łukasz Klimaniec