PO MEDIACH Z ANGORĄ

Hejtem po oczach

Prezes PiS-u Jarosław Kaczyński zapowiada nową telewizję. Telewizję większą od TV Republika, choć nie tak dużą jak publiczna. Kaczyński chyba nie zdaje sobie sprawy, ile kosztuje choćby jeden 24-godzinny program informacyjny, a co dopiero telewizja o pełnej skali programowej. To są mrzonki i rojenia, ale być może ciemny lud to kupi.

Tu są dwa podstawowe wątki. Pierwszy jest taki, że prezes PiS-u jest całkowicie oderwany od rzeczywistości, skoro nie rozumie, że na założenie i funkcjonowanie telewizji potrzebne są nie miliony, ale miliardy złotych. I nie ma żadnej gwarancji, że taka telewizja będzie miała jakikolwiek sens i przyniesie PiS-owi korzyści polityczne, nie mówiąc już o finansowych. Czy będzie to Telewizja Kaczyńskiego na miarę jego potrzeb, bo – jak to ujął Wojciech Młynarski – „po co babcię denerwować, niech się babcia cieszy”? Telewizja skierowana do coraz węższego elektoratu i tworząca kolejny (obok TV Trwam, Radia Maryja, TV Republika) „bunkier informacyjny” dla zwolenników PiS-u? Kaczyński, który niszczył pluralizm medialny w Polsce, teraz chce go budować! Wolne żarty!

Drugi wątek, zaskakujący, to niewiara prezesa w siłę oddziaływania TV Republika. Ona – jak stwierdził – „pięknie walczy”, ale jak widać nie dość „pięknie”, by zadowolić ambicje prezesa. Musi to martwić Tomasza Sakiewicza, szefa TV Republika, który liczył zapewne, że po upadku TVPiS Republika zajmie jej miejsce, a tu taki klops, niemiła niespodzianka. Co prawda, ja się nie dziwię, że Kaczyński nie docenia Republiki, bo wystarczy raz obejrzeć jakiś jej program informacyjny, żeby na tym poprzestać. No, ale mimo wszystko to już działa, a budowa nowej telewizji to przedsięwzięcie ani łatwe, ani na naszym ograniczonym i zagospodarowanym rynku medialnym – sensowne. To się udać nie może. Szkoda pieniędzy, ale przecież prezes nie będzie wydawał swoich, a na pewno znajdą się klakierzy biznesmeni, którzy poprą jego projekt. „Teatr mój widzę ogromny” – pisał Stanisław Wyspiański w liście do przyjaciela, a Kaczyński widzi telewizję „dużo, dużo większą”. Pytanie: większą od czego? To są wciąż te same urojenia o potędze, gdy czas pogodzić się z porażką. I znowu przytoczę Wyspiańskiego: „Miałeś, chamie, złoty róg” itd. W sporcie niewykorzystane okazje podobno mszczą się na drużynie, ale czy Jarosław Kaczyński uprawiał kiedykolwiek jakieś dyscypliny (sportowe), by rozumieć sens tego powiedzenia?

Czytaj dalej

CAŁY NARÓD!

Ryszard Sławczyński

Z dyrektorem Klubu Muzyki i Literatury Ryszardem Sławczyńskim rozmawia Izabella Starzec

Izabella Starzec: Kiedy po raz pierwszy trafiłeś do Klubu Muzyki i Literatury?
Ryszard Sławczyński: Prywatnie, czy zawodowo?

Jedno i drugie.
Zawodowo to była połowa 1990 roku. Pojawiłem się tutaj na okres siedmiomiesięczny, natomiast drugie zatrudnienie przyszło w roku 1996 w charakterze instruktora. Od tamtego czasu jestem już na stałe związany z Klubem.

Kiedy objąłeś funkcję dyrektora?
– Stefan Placek odszedł na emeryturę w 2010 roku i wtedy zostałem powołany na stanowisko pełniącego obowiązki dyrektora.

To wróćmy teraz do wspomnień z tego czasu, kiedy przyjście do Klubu nie wiązało się jeszcze z pracą.
– Bardzo dobrze pamiętam datę mojej pierwszej wizyty w Klubie, było to 11 listopada 1981 roku. Byłem jeszcze uczniem Technikum Żeglugi Śródlądowej oraz przewodniczącym szkoły, w której za różne kulturalne sprawy odpowiadała nauczycielka Maria Żmijowska. Zorganizowała ona w auli szkoły program patriotyczny z udziałem muzyków: Antoniego Boguckiego, Cecylii Tokarek oraz aktora Jerzego Raciny. Wówczas też poznałem Stefana Placka, któremu zostałem przedstawiony. Po widowisku w auli szkoły cała „ferajna” artystyczna planowała powrót tramwajem do Klubu i wtedy zadeklarowałem pomoc w przetransportowaniu rekwizytów m.in. kostiumów i orłów wykonanych w miedzi autorstwa Tadeusza Czaplińskiego. I tego dnia po raz pierwszy przekroczyłem próg Klubu.

Czytaj dalej