Hejt dotyka częściej dziennikarek. Za hejtem idą groźby i przemoc
Zaczyna się od krytykowania wyglądu i zdolności intelektualnych, a kończy na kampaniach oszczerstw i molestowaniu seksualnym w sieci. Dziennikarki muszą liczyć się z większym hejtem niż ich koledzy po fachu.
Arbana Xharra z Kosowa od zawsze chciała być dziennikarką. Zaczęła pisać na drugim roku studiów dziennikarskich w Prisztinie. Nie miała jeszcze 20 lat, a już waliła z grubej rury – pisała o przestępczości zorganizowanej i korupcji. Ambitna – ukończyła też szkołę dla dziennikarzy w USA. Szybko została naczelną drugiej największej gazety w Kosowie – „Zeri”. W 2012 roku opisała korupcję na najwyższych szczytach władzy – premiera kraju sponsorował kosowski bogacz. Biznesmen wytoczył jej sprawę. I przegrał. Wtedy zaczęła badać radykalizm religijny, jaki rodził się w Kosowie i sąsiednich krajach, oraz jego powiązania z Turcją, imamami i organizacjami terrorystycznymi. Opisywała obywateli Kosowa, którzy dołączali do ISIS. Kolejne publikacje przynosiły jej uznanie i nagrody. Najważniejszą zdobyła w 2015 roku – amerykańską Międzynarodową Nagrodę Odwagi Kobiet przyznawaną i wręczaną przez sekretarz stanu USA.
Publikacje o radykałach, zwłaszcza tych powiązanych z prezydentem Turcji Recepem Erdoğanem, zaowocowały groźbami. Kilkakrotnie była zmuszona zmieniać swoim dzieciom szkołę.
Krótko przed 13 maja 2017 roku znów jej grożono – na ścianie wymalowano czerwoną farbą krzyż. – Zgłosiłam to na policji. Nic z tym nie zrobili – opowiada. Zdesperowana poprosiła o interwencję Ambasadę USA w Prisztinie. Po telefonach z tejże na policję wezwano ją na komisariat i przydzielono do sprawy dwóch policjantów. – Ale byli to ludzie z drogówki, a nie śledczy. Policja dawała więc sygnał, że nie chce nic zrobić w kwestii gróźb, jakie mi wysyłano – opowiada Xharra. Internet był pełen fejków na jej temat, włącznie z filmami. „Linczowanie dziennikarzy w Kosowie stało się standardem”– pisała krótko po incydencie z krzyżem.