Przez wiele tygodni w tej rubryce pisałem prawie wyłącznie o tym, co mi się w mediach nie podoba. Dziś zmieniam ton. Po raz pierwszy napiszę tylko o dziennikarzach, którzy zasługują na uznanie. Bo tacy są, a nawet jest ich większość, jednak często na co dzień zwracamy uwagę głównie na ekstremalne zachowania i negatywne zjawiska.
Z setek relacji skupiamy się na tych, w których odnajdujemy manipulację, propagandę, fałsz i naruszenie zasad etycznych. Owszem, one są i należy je piętnować. Ale z drugiej strony, są setki, tysiące dobrych audycji, podcastów, reportaży i artykułów. Z końcem roku przychodzi czas ocen, podsumowań i konkursów. I wybieramy tych najlepszych z najlepszych. W tym tygodniu rozstrzygnie się konkurs GRAND PRESS na dziennikarza roku 2024 w Polsce. Ale to nie jest jedyny konkurs. W jego cieniu pozostają inne, też warte uwagi.
13 grudnia 1981 r. Wariant wojskowej interwencji leżał na stole. Wszystko było przygotowane. Wojsko, szpitale polowe, nowa ekipa w Warszawie.
W grudniu 1981 r. Moskwa była przygotowana na kilka wariantów rozwoju sytuacji w Polsce, była też gotowa do interwencji. Plany były dopracowane i wystarczyło tylko wyrazić na nie zgodę, by zaczęły działać.
Pierwszy wariant, A, zakładał wprowadzenie stanu wojennego przez Wojciecha Jaruzelskiego, siłami samych Polaków. Tak zresztą się stało, Zachód to akceptował.
Wariant drugi, B, zakładał interwencję wojsk radzieckich, którą poparłyby nowo wyłonione polskie władze. Był on najbardziej zbliżony do wariantu afgańskiego z grudnia 1979 r.
Wariant C też zakładał interwencję wojsk radzieckich, ale po okresie zamieszek wewnętrznych. Miało do nich dojść na skutek braków wszystkiego – ZSRR już we wrześniu 1981 r. poinformował stronę polską, że z początkiem stycznia 1982 r. o połowę zmniejszy dostawy ropy, gazu i rud metali. W takiej sytuacji sprowokować zamieszki, a potem je podsycić, nie byłoby trudno. Wówczas interwencja radziecka przyjęta byłaby przez świat z ulgą.
Te warianty leżały na stole. Były omawiane w radzieckich kręgach kierowniczych, mówią o tym nawet te strzępy dokumentów Kremla, które zostały ujawnione. I tylko można się zastanawiać, dlaczego polscy historycy i publicyści nie zwrócili na to uwagi.
Wariant B został opracowany i przedstawiony kierownictwu radzieckiemu. Ba, szerokim gremiom politycznym. Pisze o tym nieżyjąca już rosyjska historyczka Inessa S. Jażborowska. W wielkim opracowaniu pod redakcją Adama Daniela Rotfelda i Anatolija W. Torkunowa „Białe plamy, czarne plamy. Sprawy trudne w relacjach polsko-rosyjskich” znalazł się jej artykuł naukowy „Stan wojenny a kierownictwo ZSRR”. Jażborowska pisała go, mając przynajmniej częściowy dostęp do archiwów Kremla, jeszcze w czasach Jelcyna. Korzystając z okienka historii, mogła się dowiedzieć więcej. Te możliwości od lat są już zablokowane.
Popołudniem 10 grudnia na Cmentarzu Grabiszyńskim we Wrocławiu odbyły się uroczystości pogrzebowe redaktora Lesława Millera. Uczestniczyli w nich nie tylko członkowie rodziny i sąsiedzi, ale również liczni reprezentanci braci dziennikarskiej, w tym były przewodniczący zarządu Stowarzyszenia Dziennikarzy RP „Dolny Śląsk” Waldemar Niedźwiecki i obecny przewodniczący Ryszard Mulek oraz wielu wrocławian. Urna z prochami zmarłego została złożona w rodzinnym grobie.
Pogrążona w bólu i smutku Rodzino Zmarłego! Szanowni Państwo!
Przed 87 laty Lesław Miller rozpoczął przygotowania do godnego rozstania się z tym ziemskim padołem. Taki jest bowiem sens ludzkiego życia, taki jest porządek tego świata. Nikt jednak nie przypuszczał, że nastąpi to tak niespodziewanie. Około dwa miesiące temu piasek w Jego klepsydrze zaczął przesypywać się szybciej, a śmiertelna choroba poczynała sobie coraz śmielej. I nagle 4 grudnia piasek w tej klepsydrze niespodziewanie się rozsypał, a serce ucichło, by milczeć na zawsze.
Non omnis moriar, czyli nie wszystek umrę, pisał Horacy. Tak, Leszku, nie wszystek umarłeś. Nie wszystek umarłeś, gdyż pozostałeś w myślach oraz wspomnieniach swoich bliskich, przyjaciół i współpracowników. Pozostałeś też w sercach i pamięci koleżanek i kolegów ze Stowarzyszenia Dziennikarzy RP „Dolny Śląsk”, którego byleś aktywistą i członkiem Zarządu. Lesławie! Przez 87 lat swojego godnego i prawego życia dobrze przysłużyłeś się Ojczyźnie, polskiemu społeczeństwu, Dolnoślązakom oraz środowisku dziennikarskiemu, za co zostałeś odznaczony Złotym i Srebrnym Krzyżem Zasługi oraz uhonorowany Złotą Odznaką za zasługi dla SDRP „Dolny Śląsk”. W 2020 roku zdobyłeś tytuł Dolnośląskiego Dziennikarza Roku oraz symboliczne Złote Pióro.
Ale najwyższym wyrazem uznania za Twoje bezgraniczne oddanie pracy dziennikarskiej, za obywatelską postawę, przyjaźń i koleżeństwo był ogromny szacunek, jakim Cię darzyliśmy. A to jest przecież ważniejsze niż wszelkie odznaki, krzyże i ordery. Niemal do ostatnich swych dni uczestniczyłeś w pracach naszego Stowarzyszenia. Dzisiaj z dumą i honorem oddajemy Ci najwyższy hołd. Jak mało kto na to zasłużyłeś. Prawie całe życie spędziłeś na Dolnym Śląsku, z tego większość we Wrocławiu, wiążąc się z Ziemią Dolnośląską na dobre i na złe, oddając jej swoją wiedzę, doświadczenie i umiejętności, będąc nieustannie do jej dyspozycji. Dziś ta piastowska ziemia przyjmuje Cię na wsze czasy. Dzisiaj dołączasz do przyjaciół, którzy wcześniej odeszli na wieczną wartę, gdzie będziesz strzegł wartości, którym zawsze byłeś wierny. A były to między innymi: rzetelna informacja, obiektywizm i wrażliwość, niezależność, wysokie standardy etyczne oraz etos dziennikarskiej profesji. Przez ponad 70 lat dziennikarstwo było istotą i sensem Twojego życia. Przygodę tę rozpocząłeś już jako uczeń V klasy Szkoły Podstawowej w Witkowie, której kierownikiem był Twój ojciec. Pierwsze teksty publikowałeś w „Płomyku”, a jako szesnastolatek byłeś korespondentem „Dziennika Ludowego”, następnie „Nowej Wsi” oraz „Gromady Rolnika Polskiego”. Okresowo pracowałeś etatowo w „Nowinach Jeleniogórskich”, które współtworzyłeś, w „Trybunie Wałbrzyskiej” i „Gazecie Zielonogórskiej”. Współpracowałeś też z Radiem Wrocław. Jednak najdłużej związany byłeś ze „Słowem Polskim”, będąc początkowo jego korespondentem, a w latach 1973-1998 etatowym dziennikarzem. W tym też czasie skończyłeś dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim. Z redakcją współpracowałeś także jako emeryt. Kiedy jednak w ramach zmian własnościowych „Słowo … ” zostało zlikwidowane, w roku 2013 stworzyłeś własne, prywatne „Odrodzone Słowo Polskie”, którego ostatniego, przygotowywanego do druku numeru nie zdążyłeś już wydać. Żegnam Cię Leszku w imieniu koleżanek i kolegów ze Stowarzyszenia Dziennikarzy Rzeczypospolitej Polskiej. Pamięć o Tobie będzie żyła wśród nas na zawsze. Pani Alicji, żonie Zmarłego, oraz całej rodzinie Lesława przekazuję wyrazy szczerego współczucia, łącząc się z Państwem w głębokim bólu.
Żegnaj Przyjacielu! Cześć Twojej pamięci! Zarząd, Koleżanki i Koledzy SDRP „Dolny Śląsk”
Witam serdecznie naszych Czytelników, i zapraszam do lektury kolejnej edycji Wrocławskiego Magazynu Ekologiczno-Łowieckiego „Pasje”.
Bardzo dziękuję za Państwa towarzyszenie naszemu pismu. W poprzednim numerze poruszyłem w artykule wstępnym, pomijając jego niekonstytucyjność, absurd zakazu udziału dzieci w polowaniu nawiązując do wiodących państw naszego kontynentu i nie tylko. Tym razem odnoszę się do zapalczywej walki ministra Mikołaja Drożały o wyłączenie z listy zwierząt łownych kilku gatunków ptaków. Robię to patrząc na los jaki spotkał naszego rodzimego kuraka leśnego cietrzewia po objęciu go przez Ministerstwo ochrona gatunkową. Strach się bać! Pytanie czy taki los ma spotkać rzeczone ptaki, czy Pan Minister pragnie tylko zrealizować wątek ideologiczny. A tak przy okazji to kiedy zajmie się gatunkami naprawdę zagrożonymi i to często skrajnie. Ale tu zdaje się poza ideologią trzeba mieć wiedzę i pomysł. Zapraszam do ciekawego artykułu o lisach, z którymi sąsiadujemy w mieście. Również do wspólnej wizyty w Muzeum Regionalnym w Środzie Śląskiej, które kiedy było,jedynym taki w Polsce Muzeum Rzemiosł Drzewnych. Rozmawiamy z Panem Eugeniuszem Grzeszczakiem Łowczym Krajowym Polskiego Związku Łowieckiego i oczywiście nie pomijamy w numerze tematu powodzi i zaangażowania myśliwych w pomoc dla powodzian. Życzę Państwu miłej i ciekawej lektury, jak również wspaniałych rodzinnych świąt Bożego Narodzenia i Do siego roku 2025!
Oby, aby, żeby, by – spójniki. Może też być skrótem od „obywatelski”. W takim sensie każdy kandydat taki jest, bo wystawia go określona grupa ludzi. Sezon na bezpartyjność. Oraz na uczelniane dyplomy. Jedna szkoła wyższa ma swoje 5 minut. Do czerwca nazywała się Collegium Humanum. Teraz: Uczelnia Biznesu i Nauk Stosowanych „Varsovia”. Któż na niej nie studiował? To „nie” jest kluczowe, o czym informują media, w związku z grupą studentów-polityków.
W pewnej grze, popularnej wśród dzieci, jest „chwilowo nieżywy”. Wyobraźnia podrzuca „tymczasowo boski” lub „przejściowo niezależny”. Któż nie chce szefować samemu sobie. Przysłowie – człowiek to trzcina myśląca. A polityka to gra zespołowa. Nie lubi ani na luzaku, ani na chybcika. Były prawybory w Koalicji Obywatelskiej. Komentatorzy: – Trzaskowski wyszedł z nich zwycięsko. Sikorski wypadł znakomicie. Ale wypadł. Uznał z klasą wynik i zaapelował o bezwarunkowe poparcie swego rywala. Z rękawa J. Kaczyńskiego wysupłał się K. Nawrocki. To opinia paskudy, czyli nieżyczliwego. Paskud to takiż właśnie człek, z książki „Zimistrz”, której autorem jest Terry Pratchett. Zebrani na wiecu krzyczeli: – Popieramy. A jeden kpiarz zdziwił się: – Czy to spotkanie w pralni, czy co? Kandydat został nazwany niezależnym. Dziennikarze i nie tylko oni, mają poczucie paradoksu. Zmyłka. Raczej zmyła. Kandydat ma teraz sporo węzłów do rozwiązania: poparcie, finansowanie, publika w terenie itp. Harówka będzie. Nie to, co święty Mikołaj, który pracuje raz lub dwa razy w roku, co najwyżej. W literaturze piszą: „Życie jest piękne, ale nie moje”.
Ma być ciacho. Trzy razy „E”: estetyczny, elegancki i elokwentny. Takie przymioty są ważne zdaniem prezesa obecnej partii opozycyjnej. Krytyczni rodacy wymieniają inne: europejski, empatyczny, efektywny. Oficjalnie nie ma żadnego. Gdzie kucharek sześć… i tak dalej. – Wystawić kandydata, byle nie do wiatru… Przysłowie stare brzmi: Piękna panna to już połowa posagu.
W partiach rządzących – też tasują. I nie wypadnie z tej talii kart wspólnie uzgodnione jedno nazwisko. Jeśli pan R. T. – to lepsza komunikacja z obywatelami. Jeśli pan R. S. – lepsza pozycja międzynarodowa. W dużym skrócie tak charakteryzuje jeden z ekspertów. Dodaje, że w 2023 roku mieliśmy na świecie ponad 70 wyborów. Ludzie są więc oswojeni z prekampanią, agitacją, sondażami itp. Ciekawe, kiedy pojawią się bitwy na programy? Może w ogóle się nie pojawią. Zapewne przydałby się jakiś Kodeks Prawdy, takie minimum minimorum tematów – bez wzajemnej nawalanki. Z czegoś trzeba zrezygnować. Jak w żarcie: mama do synka – Ten lizak jest przeznaczony dla twojej siostry. – E, tam. Nie wierzę w przeznaczenie. Albo: blondynka pyta w cukierni: – Co macie bez tłuszczu i cukru? Odpowiedź: – Tylko serwetki! Albo: Ojciec do syna: – Jak będziesz grzeczny, pójdziemy do cukierni. I popatrzysz, jak się robi lody.
Było strasznie. Tysiące ludzi dotkniętych powodzią. 50 miejscowości zniszczonych. Głuchołazy, Kłodzko, Lądek Zdrój, Stronie Śląskie i wiele innych. Dramaty rodzin. Minione życie zatopione. 5 października zaczęła obowiązywać specustawa powodziowa. Odbudowa może szybko ruszy. A kiedy ludzie – po traumie? Zbiorniki nieszczęść i kłopotów. Dobrze, że podczas szaleństwa żywiołu niektóre urządzenia wodne, jak np. to w Raciborzu zadziałały. Worki na ulicach wielu miast przypominały o tragediach – z 1997 i 2010 roku. Porządna informacja rządu w Sejmie pokazała skalę wodnego kataklizmu. Inna fala – to saszetki z alkoholem. Nie mierzymy rangi problemów, odnotowujemy je wszakże. „Nabici w tubkę” – pewien mem już się rozpowszechnił. Szybka reakcja władz i plastikowe niby-soczki zniknęły ze sprzedaży. Jak małpki w gałęziach. Felietonista z RMF FM, prześmiewczo wieszczy, że przecież jeszcze są jajka – niespodzianki… A od nowego roku tzw. energetyki mają być dostępne po 18 roku życia. Bo szkodzą młodym, głównie ich sercu. Różne fale w świecie prawnym. A to Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy uchyliło immunitet M. Romanowskiemu, a to wezwanie Z. Ziobry przed komisję śledczą. A to wreszcie – zarzuty dla J. Palikota, a ostatnio – nawet pat w Państwowej Komisji Wyborczej, który być może nie zahamuje wypłaty subwencji partii opozycyjnej za kampanijne przekręty.
Niektórzy piszą ściepa/ściema. Łamane, bo mają zasoby. Ci, co ją ogłosili. Aktywa to wszak nie tylko gotówka. Największa obecnie, opozycyjna partia ma majątek. I ma struktury. Co może mieć znaczenie dla jej przyszłości. Działacze w specjalnych punktach będą informować, jak robić przelewy. Najlepiej nie groszowe. Komórkowy żarcik: Towarzysze po dysze, towarzyszki po dwie dyszki, a reszta hołoty, po 5 złotych. Prezes podał, że polski poseł ma ze swojej kieszeni wyłożyć 5 tysięcy, a europejski – 10 tysięcy.
Jednak zaznaczył, że datki na „zwalczanie reżimu Tuska” będą odsyłane do darczyńców. Jako nieprawne. W tym publicznym składkowym może rekordy nie padną, ale – zdaniem ekspertów – chodzi też o poruszenie/pobudzenie elektoratu. Rekordy natomiast są pogodowe: w połowie sierpnia, na wyświetlaczu w centrum Wrocławia były 42 stopnie. 7 i 8 września – po 30 stopni Celsjusza i więcej. Tomasz Wasilewski, ten pogodynek, określił anomalia nad naszym morzem jako „mały Egipt”. Ryszard Rynkowski, ten piosenkarz, ciągle powtarza, że „dziewczyny lubią brąz”. Sądząc po twarzach na ulicach, panowie – także. Podobno, najładniejszą opaleniznę daje masło kokosowe plus krem z filtrem? Ok, bez lokowania produktu. Ciekawostka: w Reno, stan Nevada, właśnie są rozgrywane wyścigi balonów na gorące powietrze. Ileż cudownych, kolorowych balonów fruwa w górze. Och, żeby tak rodzime głupstewka sobie poleciały wysoko – znalazł się marzyciel.
Natomiast opada. Szczęka niejednemu suwerenowi. Ludzie wściekają się, że głównym narzędziem sporów partyjniaków są mikrofony oraz konferencje prasowe. Przejdzie każde kłamstwo, bezpardonowe oskarżenie, odwrócenie kota ogonem (futrzaki – wybaczcie). Młodzież kwituje – żenada. Ale teraz w modzie jest po angielsku: cringe. Z tym pokoleniem skojarzenie – rodzice dają szlaban na nadmierne siedzenie w telefonach. A kto da szlaban politykom na pieczenie steków, steków bzdur?
W domowych kuchniach przetwory idą sprawnie. W polityce – przetwory idą gorzej. Tym bardziej – wekowanie. Słoiki są (ponoć w stolicy najwięcej…). Wsad też. Jednakże twistowanie (zakręcanie, puszkowanie?) oporne. Publicznie podano, że jest ponad 140 zawiadomień do prokuratury, 62. osobom postawiono zarzuty. Premier D. Tusk poinformował, że Krajowa Administracja Skarbowa oszacowała, że wykorzystanie publicznych pieniędzy za rządów PIS sięgnęło 100 miliardów złotych. Mówił, że działał bezprecedensowy mechanizm, bezwstydne nadużycia, ogromna niefrasobliwość. Teraz wszystko jest ścigane. O, dżizas!
Jeśli ściganie, to igrzyska. Po złoto wspięła się Aleksandra Mirosław, śmignęła na 15. metrowej ściance przez 6,1 sekund! A na bieżni (400 m) – Natalia Kaczmarek pobiegła po brąz. Klaudia Zwolińska, w kajakarstwie slalomowym, wywiosłowała srebrny krążek. Jeszcze siatkarze „zablokowali” dla siebie srebrny medal. Wcześniej, Iga Świątek wystartowała rakietą po brązowy. Te i inne sukcesy Polaków w Paryżu dodawały rodakom skrzydeł. Wtedy czuli się wspólnotą. Doprawdy, duży wzrusz! Komentatorom trzeba, jak zawsze, wybaczyć językowe wpadki, w rodzaju – siatkarki robiły niepotrzebne kiwki.