Niektórzy piszą ściepa/ściema. Łamane, bo mają zasoby. Ci, co ją ogłosili. Aktywa to wszak nie tylko gotówka. Największa obecnie, opozycyjna partia ma majątek. I ma struktury. Co może mieć znaczenie dla jej przyszłości. Działacze w specjalnych punktach będą informować, jak robić przelewy. Najlepiej nie groszowe. Komórkowy żarcik: Towarzysze po dysze, towarzyszki po dwie dyszki, a reszta hołoty, po 5 złotych. Prezes podał, że polski poseł ma ze swojej kieszeni wyłożyć 5 tysięcy, a europejski – 10 tysięcy.
Jednak zaznaczył, że datki na „zwalczanie reżimu Tuska” będą odsyłane do darczyńców. Jako nieprawne. W tym publicznym składkowym może rekordy nie padną, ale – zdaniem ekspertów – chodzi też o poruszenie/pobudzenie elektoratu. Rekordy natomiast są pogodowe: w połowie sierpnia, na wyświetlaczu w centrum Wrocławia były 42 stopnie. 7 i 8 września – po 30 stopni Celsjusza i więcej. Tomasz Wasilewski, ten pogodynek, określił anomalia nad naszym morzem jako „mały Egipt”. Ryszard Rynkowski, ten piosenkarz, ciągle powtarza, że „dziewczyny lubią brąz”. Sądząc po twarzach na ulicach, panowie – także. Podobno, najładniejszą opaleniznę daje masło kokosowe plus krem z filtrem? Ok, bez lokowania produktu. Ciekawostka: w Reno, stan Nevada, właśnie są rozgrywane wyścigi balonów na gorące powietrze. Ileż cudownych, kolorowych balonów fruwa w górze. Och, żeby tak rodzime głupstewka sobie poleciały wysoko – znalazł się marzyciel.
Natomiast opada. Szczęka niejednemu suwerenowi. Ludzie wściekają się, że głównym narzędziem sporów partyjniaków są mikrofony oraz konferencje prasowe. Przejdzie każde kłamstwo, bezpardonowe oskarżenie, odwrócenie kota ogonem (futrzaki – wybaczcie). Młodzież kwituje – żenada. Ale teraz w modzie jest po angielsku: cringe. Z tym pokoleniem skojarzenie – rodzice dają szlaban na nadmierne siedzenie w telefonach. A kto da szlaban politykom na pieczenie steków, steków bzdur?
W domowych kuchniach przetwory idą sprawnie. W polityce – przetwory idą gorzej. Tym bardziej – wekowanie. Słoiki są (ponoć w stolicy najwięcej…). Wsad też. Jednakże twistowanie (zakręcanie, puszkowanie?) oporne. Publicznie podano, że jest ponad 140 zawiadomień do prokuratury, 62. osobom postawiono zarzuty. Premier D. Tusk poinformował, że Krajowa Administracja Skarbowa oszacowała, że wykorzystanie publicznych pieniędzy za rządów PIS sięgnęło 100 miliardów złotych. Mówił, że działał bezprecedensowy mechanizm, bezwstydne nadużycia, ogromna niefrasobliwość. Teraz wszystko jest ścigane. O, dżizas!
Jeśli ściganie, to igrzyska. Po złoto wspięła się Aleksandra Mirosław, śmignęła na 15. metrowej ściance przez 6,1 sekund! A na bieżni (400 m) – Natalia Kaczmarek pobiegła po brąz. Klaudia Zwolińska, w kajakarstwie slalomowym, wywiosłowała srebrny krążek. Jeszcze siatkarze „zablokowali” dla siebie srebrny medal. Wcześniej, Iga Świątek wystartowała rakietą po brązowy. Te i inne sukcesy Polaków w Paryżu dodawały rodakom skrzydeł. Wtedy czuli się wspólnotą. Doprawdy, duży wzrusz! Komentatorom trzeba, jak zawsze, wybaczyć językowe wpadki, w rodzaju – siatkarki robiły niepotrzebne kiwki.
Jak zapamiętamy olimpiadę w Paryżu? Obawiam się, że głównie poprzez uroczystość otwarcia i sprawę Babiarza. Będziemy ją wspominać w kontekście jego słów o piosence Johna Lennona „Imagine”: „Świat bez nieba, narodów, religii i to jest wizja jego pokoju, który wszystkich ma ogarnąć. To jest wizja komunizmu, niestety”. Przemysław Babiarz za te słowa został zawieszony, a potem, po protestach, kilka dni później odwieszony. Wydaje się, że dziś sprawy Babiarza już nie ma, ale dla mnie jest. I będzie jeszcze długo dyskutowana w artykułach o mediach, etyce dziennikarskiej i wolności słowa.
Nie bronię Babiarza. Moim zdaniem do tej sytuacji w ogóle nie powinno było dojść. Babiarz był jedną z czołowych twarzy telewizji Kurskiego – TVPiS. Jest współodpowiedzialny za propagandę tamtego okresu i powinien ponieść konsekwencje. Jeśli zostali rozliczeni inni, to dlaczego nie Babiarz? Bo jest celebrytą? Bo będzie „nam” potrzebny i też usłużny? Czy nowe władze zatrzymały go dlatego, że coś im obiecał albo one czegoś od niego się spodziewały? To wszystko świadczy o hipokryzji OBYDWU stron. Cierpi na tym transparentność zasad.
Ustawa o prawach autorskich i prawach pokrewnych została uchwalona w Sejmie. Dochodzenie do tego rozstrzygnięcia śledził na bieżąco nasz kolega Andrzej Rogiński.
Swoimi uwagami i spostrzeżeniami postanowił podzielić się na naszym portalu, przesyłając dwa komentarze, które publikował na łamach tygodnia PASSA. Ponadto dołączył teksty ustawy zwracając uwagę na art. 997, którego zapisy dotyczą dziennikarzy, ale także Repropolu, który będzie zmuszony do zmodyfikowania swych wcześniejszych ustaleń podziału odszkodowań z tytułu materiałów wykorzystywanych np.w Internecie.
Jaki interes mają politycy, by niszczyć wolne media?
Co się stanie, gdy zniknie PASSA, HaloUrsynów.pl, Polityka, Rzeczpospolita, Gazeta Wyborcza i inne. Wówczas nie będzie miał kto i gdzie publikować informacji ani patrzeć politykom na ich działania.
Krzyk rozpaczy. Albo, jeśli ktoś woli, jęk z okolic dna, na którym znalazły się w Polsce małe i średnie media. Choć i te największe, jeśli nie są własnością kapitału zagranicznego, cienko przędą. W szybkim tempie zaczynają dominować wielkie koncerny technologiczne. Patent na gigantyczne dochody mają bardzo prosty. Biorą z tradycyjnych mediów śmietankę, czyli treści wypracowane przez dziennikarzy, przerabiają je i jako swoje przekazują użytkownikom Google’a czy YouTube’a (Alphabet) albo Facebooka lub Instagrama (Meta). Mają moc i gigantyczne zasięgi, więc są bardzo atrakcyjne dla reklamodawców. I właśnie reklamy są tym czystym i ogromnym zyskiem.
Napisałem, że to czysty zysk, co jest prawdą, ale tylko księgową. Bo gdy ocenić sposoby dochodzenia do tych pieniędzy, to z regułami uczciwego biznesu rynkowego nie mają za wiele wspólnego. Giganci silni potęgą pieniędzy, wpływami politycznymi, najnowocześniejszymi technologiami i algorytmami, za którymi nikt poza nimi nie potrafi nadążyć, są dziś potężniejsi od rządów zdecydowanej większości państw na świecie. A może i od tych największych. Za ich interesami chodzą tabuny lobbystów. Interweniują premierzy. Ileż razy ambasador USA w Polsce pilnował, żeby zawsze było tak, jak chcą giganci! A chcą dalej brać od tradycyjnych mediów wszystko i nic im nie płacić. Stąd apel wydawców, redakcji i dziennikarzy, który my także drukujemy. Adresatem tego apelu są politycy. A konkretnie parlament i rząd, które potraktowały nas z aroganckim lekceważeniem. Jak papierową chusteczkę jednorazowego użytku. Żywiąc przekonanie, że łamy gazet oraz studia telewizyjne i radiowe ciągle będą przed nimi otwarte.
„Na straganie w dzień targowy takie słyszy się rozmowy (…)”. Jeśli stragan z wiersza Juliana Tuwima zamienić na polską arenę, to ho, ho, ho! Część zarządców sprząta bazar, część złości odgarnianie śmieci. Podział. Nic nowego, a w wakacje chciałoby się więcej spokoju. – To zaszyj się w głuszy. Bez żadnych wiadomości – radzi prawdziwy turysta.
Jeśli zostajesz w domu, to jedz garściami owoce. Zamiast newsów. Masz dwie wiadomości; dobra: masz tylko jedną złą wiadomość. Zła: nie masz złej wiadomości. Która też jest dobra. To dopiero jest salomonowe rozwiązanie. Bez krzywdy.
Są gorsze. Np.: – Podobno, ananas wyszedł z puszki. – Tak, a za co siedział? Rozmowa, oczywiście, blondynek. Dialog dalej: – Co ma tysiąc kalorii? – Nie wiesz, 500 tic-taców. Albo: – Chudniesz na tej diecie warzywno-owocowej? – Jasne, przywożą mi coraz mniejsze pudełka! Znajoma ma świetne powiedzenie: moja sylwetka jest dedykowana mojej wadze.
Szanowni Państwo, zapraszam do lektury kolejnej edycji Wrocławskiego Magazynu Ekologiczno-Łowieckiego „Pasje”.
Bardzo dziękuję za Wasze dotychczasowe zainteresowanie naszym periodykiem i ciepłe jego przyjęcie. We wstępie spoglądamy od strony praktycznej, czyli efektu, na kwestię udziału latorośli myśliwych w polowaniu na przykładzie jednego z krajów europejskich o znacznym dorobku kulturowym dla naszej ludzkiej cywilizacji. Bo coś to wygląda, że wytrwale brniemy w absolutne zwycięstwo ducha nad materią. Nie mało miejsca poświęcamy osobie i zbiorom graficznym Ryszarda Marii Wagnera. Zbiory Pana Ryszarda należą do najciekawszych w Polsce. Osobną sprawą są zbiory kolekcjonerskie dr Daniela Kurczowego, to wędrówka po różnych przejawach rzemiosła artystycznego związanego z łowiectwem. Przedstawiona osoba Pana Henryka Mąki, między innymi twórcy zespołu muzycznego „Trompes de Pologne” członka międzynarodowej Federacji Trąb Francuskich, zapowiada pojawienie się tematów sokolniczych na naszych łamach. Na mających w tym roku miejsce w Krakowie organizowanych przez Klub św. Huberta „Intelektualiach” magazyn nasz wziął udział w dyskusji panelowej poświęconej czytelnictwu prasy związanej z łowiectwem. Tradycyjnie już objęliśmy patronatem medialnym Mistrzostwa Polski W Dziczyźnie. Bardzo serdecznie zapraszamy Państwa do wizyty w Muzeum Ślężańskim i obejrzenia wystawy oraz filmu „Człowiek i przyroda Ślęży.
Życzę miłej, a może i pożytecznej lektury Redaktor naczelny Jacek Seniów
Brzytwą po mediach tną dziś politycy. Ci sami politycy, którzy tak wiele zawdzięczają mediom. Ci sami, których widoczność bez mediów byłaby zerowa. Nikt by o nich nie wiedział, nikt by ich nie słyszał, nie zobaczył i o nich nie napisał. Dziś, obrośli w piórka i stanowiska, są głusi na apele mediów. Mediów, które domagają się tego, co im się należy: żeby nie były okradane z praw autorskich, żeby za wykorzystywanie ich utworów w internecie po prostu uczciwie płacić. Żeby nie było tak, że na mediach zarabiają potężne big techy, takie jak Google czy Facebook, a te, które tworzą produkt i dostarczają go na rynek, dostają kości z pańskiego stołu.
Wielki protest polskich mediów – apel do polityków – pod hasłem „Politycy! Nie zabijajcie polskich mediów” rozlał się szeroko i trafił pod strzechy. 4 lipca w proteście wzięło udział ponad 350 polskich mediów. Dominacja globalnych gigantów technologicznych zagraża bowiem egzystencji średnich i małych mediów. Pamiętam hasło „Małe jest piękne”. Sprawdza się ono również na rynku medialnym, bo gwarantuje pluralizm treści, różnorodność przekazu, dotarcie do lokalnego odbiorcy i utrwala zasady demokracji. To z jednej strony, a z drugiej – globalne korporacje medialne wykorzystują bezpłatnie i bezkarnie treści publikowane w polskich mediach, zamieszczając przy nich reklamy, a zyski transferują za granicę. Polskie media oczekiwały od polityków wsparcia w walce z medialnymi gigantami o prawa do tantiem i rekompensat za pasożytowanie na ich treściach, ale tego wsparcia na ogół nie otrzymały.
W całym tym proteście chodzi o to, że Sejm przyjął nowelizację ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych na rynku cyfrowym, ale nie wprowadził regulacji i poprawek (zgłoszonych przez Lewicę), które pozwalałyby polskim mediom skutecznie rozliczać się z platformami cyfrowymi. Dyrektywa unijna nakazuje, aby tzw. big techy dzieliły się przychodami z reklam z twórcami treści w wyniku negocjacji z mediami.
– O „Nie tylko gospel!” im. Włodka Szomańskiego w Mieroszowie opowiada Elżbieta Szomańska w rozmowie z Izabellą Starzec
Izabella Starzec: W tym roku, 1 maja, minęło dziesięć lat, jak w tragicznym wypadku zginął twój mąż, Włodek Szomański – wspaniały człowiek, artysta, kompozytor, twórca Spirituals Singers Band. Mam wrażenie, że zaraz po tym nieszczęściu uruchomiłaś w sobie niesamowite pokłady energii, by kontynuować wartości, którym hołdował, utrzymać zespół, jak i pokazać, że można stworzyć fantastyczny festiwal jego imienia.
– Elżbieta Szomańska: Szczerze mówiąc, nie miałam innego wyjścia. Zespół był wtedy w rozkwicie, we wspaniałej kondycji artystycznej i jedyną osobą, która mogła to dalej pociągnąć byłam tylko i wyłącznie ja. Musiałam się podnieść i schować wszystkie smutki, by zespół mógł kontynuować swoją pracę. Byłam najbardziej zaznajomiona z tematem, no i zaczęłam realizować zadania menedżerskie. Nie wtrącałam się do spraw muzycznych, od tego jest osoba z zespołu, którą sami członkowie powołali. Zajęłam się natomiast organizacją koncertów.
Skoncentrowałaś też działania na Mieroszowie. Czy to dlatego, że w pobliżu odnaleźliście z Włodkiem taką swoją przystań i wniknęliście w lokalną społeczność?
– Włodek był w Mieroszowie mniej znany jako muzyk, a bardziej jako ogrodnik – pan, który znał się na warzywach, mięsie, i który staropolskim zwyczajem całował panie w rękę. On był w tym miasteczku uwielbiany. Poza tym pomagał przy kościelnym chórze, organizował koncerty w kościele i starał się też istnieć jako muzyk, ale właśnie przede wszystkim był rozpoznawany jako mieszkaniec. Ktoś swój. Ludzie zwrócili uwagę, że nagle zniknął, że go nie ma… I to oni, sami mieszkańcy wymogli na mnie, żeby zacząć coś robić.
Miałam ogromną przychylność ze strony władz miasta, różnych organizatorów i sponsorów, którzy też znali Włodka. On się bardzo udzielał w Mieroszowie. Był obecny w różnych wywiadach, opowiadał o Ziemi Mieroszowskiej, stał się na swój sposób takim promotorem tego kawałka świata i myślę, że byliśmy – władze miasta i ja – sobie nawzajem potrzebni. Po mojej stronie stanęły sprawy artystyczne, ściągnięcie najlepszych wykonawców z całej Polski, po ich stronie finanse. Razem chcieliśmy promować miasteczko i kultywować pamięć Włodka. W takiej oto symbiozie żyjemy od 10 lat.
Sam festiwal „Nie tylko gospel!” to jedno, ale są jeszcze inne dowody pamięci.
– To prawda. Jest w Mieroszowie sala jego imienia, jest ulica Włodka Szomańskiego, a także otrzymał pośmiertnie honorowe obywatelstwo. Podsumowaliśmy też naszą działalność festiwalową pięknym albumem. Jest statuetka Szklanego Szomola, którą przyznajemy na naszym konkursie wokalnym, no i mamy maskotki z podobizną mojego męża.
Kto ci jeszcze pomógł w stworzeniu festiwalu w zaledwie dwa miesiące od śmierci męża?
– Bardzo wsparła mnie rodzina, przyjaciele i znajomi. Ogromną pomoc otrzymałam z Mieroszowskiego Centrum Kultury – to tam właśnie mieści się sala imienia Włodka.
Wielką rolę odegrały moje córki i zięć. Zwłaszcza Olga, która z racji wieloletniego koncertowania na polskiej scenie rozrywkowej, wzięła jeden koncert na siebie.
Gospodarzem drugiego był Spirituals Singers Band. To było niesamowite przeżycie. Artur Stężała, który bardzo ucierpiał w tym samym wypadku, nie miał jeszcze wtedy protez, ani wózka i czołgał się po schodach, by dostać się na scenę…
Ostatni koncert był zamówiony u zewnętrznych artystów i takim oto sposobem udało nam się zrobić pierwszy festiwal. Potem zapragnęliśmy z całego serca, by kontynuować tę inicjatywę, by nie był to tylko jeden strzał.
Nazywając festiwal „Nie tylko gospel!” otworzyłaś mocno drzwi na inne gatunki muzyczne. Nie chciałaś się przywiązywać do jednej stylistyki?
– Właśnie tak było. Włodek był postrzegany jako człowiek rozkochany w gospel, ale nie zamykając sobie drogi do innych konwencji muzycznych tak określiliśmy festiwal.
Co podnosi rangę imprezy?
– Artyści. To dzięki nim mówi się o festiwalu. Nie ukrywam, że mam swoje znajomości w tzw. klasyce po tylu latach pracy, m.in. w Filharmonii Wrocławskiej, a z kolei córka Olga ma swoje znakomite kontakty z kręgu rozrywkowego. Skwapliwie więc z nich korzystamy.
My nasz festiwal określamy „festiwalem miłości”, bo tu przyjeżdżają ludzie ze szczerego serca. Łatwiej nam negocjować honoraria – tyle jest wśród tych naszych znajomych szczodrych i otwartych muzyków.
Gdy przyjeżdżają do Mieroszowa, poznają ludzi, atmosferę, jaka tutaj jest, a wyjeżdżają stąd dosłownie zakochani. Wsiadając do samochodów w drogę powrotną, pytają, kiedy kolejna edycja i kiedy oni zostaną ponownie zaproszeni. To naprawdę są nazwiska z najwyższej półki.
Kto m.in. do tej pory gościł na festiwalu w Mieroszowie?
– Zacznę od tego, że co roku mamy gwiazdę, która jest takim rezydentem festiwalowym – spędza z nami te trzy dni, tworzy pewną też atmosferę wokół festiwalu. W ubiegłym roku gościła Alicja Majewska z Włodzimierzm Korczem, śpiewała u nas Natalia Niemen, mieliśmy zespół Dagadana, była u nas Katarzyna Pakosińska, Mateusz Damięcki, Teresa Lipowska, Hadrian Filip Tabęcki. Już nie liczę orkiestr, czy chórów, którzy do nas przyjechali.
Czy Spirituals Singers Band jest gospodarzem festiwalu?
– No właśnie nie. Tylko przez pierwsze lata występowali regularnie, a celem było pokazanie spektrum repertuarowego i ich możliwości artystycznych. Nie można jednak ciągle powtarzać tego samego. Widz łaknie nowości. Podeszliśmy więc do ich udziału inaczej: występują w wersji wałbrzyskiej festiwalu, natomiast w głównym nurcie mieroszowskim nie występują. W tym roku będzie jednak inaczej, ponieważ festiwal będzie miał charakter wspomnieniowy i rocznicowy.
Czym się charakteryzuje ta wersja wałbrzyska?
– Po prostu, organizujemy koncerty w kościele św. Marcina, mamy wielką przychylność władz miasta, stąd pomysł na nieco mniejszą wersję festiwalu mieroszowskiego.
Co planujesz takiego wystawnego w tym roku?
– Mamy dziesiątą edycję (w pandemii jeden festiwal wypadł nam z harmonogramu), co zbiega się z rocznicą odejścia Włodka. Bardzo chciałam, żeby to był szczególny czas, więc wystawimy jego „Mszę gospel” z ogromnym aparatem wykonawczym. Przyjedzie Filharmonia Sudecka, Chór Politechniki Wrocławskiej. Nawiasem mówiąc, Włodek pisał ten utwór z myślą o chórze politechnicznym oraz dla Spiritualsów. Będzie też chór ze szkoły muzycznej z Wałbrzycha, oczywiście Spirituals Singers Band, a soliści to Olga Szomańska i Michał Rudaś. Wystawimy ten koncert w muszli koncertowej, miejscu, które nazywa się Kościelna Góra. To jest przepiękny zakątek z naturalnym anturażem drzew i kwiatów. A dlaczego tam? Bo w sali Mieroszowskiego Domu Kultury jest tylko 300-400 miejsc, natomiast na koncert w plenerze będzie mogły przyjść dużo więcej publiczności. W ubiegłym roku Alicja Majewska powiedziała, że jest to taki mały Sopot.
Czy to będzie koncert inauguracyjny?
Oczywiście, a odbędzie się 5 lipca, potem mamy dzień poświęcony konkursowi, natomiast ostatniego dnia, czyli 7 lipca, wystąpi Joanna Kołaczkowska z „Hrabiną Pączek”. Dodam, że na wszystkie koncerty wstęp jest wolny, co się bardzo sprawdza. Festiwal jest naprawdę wyjątkowym i tłumnie odwiedzanym wydarzeniem w Mieroszowie. Dzisiaj już nie muszę nawet tłumaczyć sponsorom, jakie to wydarzenie, bo się przez te lata przekonali. Nawet są i tacy, którzy sami się do mnie zgłaszają z ofertą wsparcia.
Ta pomoc to jednak nie wszystko. Wyobraź sobie, jak mieszkańcy Mieroszowa się włączają w festiwal! Pieką ciasta, przynoszą całe tace i blaszki dla naszych gości. Dostaję za darmo z ogródków działkowych piękne kwiaty, z których robimy scenografię. Przynoszą mi ogórki kiszone, smalec, chleb na poczęstunek. Ludzie z własnej inicjatywy się pytają, kiedy przynieść te wszystkie dobra, kiedy będą potrzebne. Są niesamowici, serdeczni – po prostu kochani, że współorganizują ten festiwal ze mną.
Twoim pomysłem było również włączenie do festiwalu od drugiej jego edycji konkursu wokalnego. Jaki jest zamysł, idea tej rywalizacji?
– To zaczęło się od tego, że zgłaszali się do mnie różni ludzie z propozycją, by wystąpić na festiwalu. Chciałam im jakoś pomóc, stąd ta inicjatywa. Oni przyjeżdżają do nas i goszczą przez cały festiwal za darmo, dajemy im możliwość udziału w koncercie. Zgłoszenia mamy z całej Polski, my je wstępnie weryfikujemy, a ten ostatni etap to właśnie jest koncert finałowy. Ci uczestnicy przecież też nas promują!
Włodek był człowiekiem, który kochał ludzki głos.
Robił fantastyczne aranżacje wokalne i ja chciałam się pochylić nad tą jego wielką pasją, uczcić na swój sposób tę właśnie zdolność i miłość mojego męża.
W jakim wieku są uczestnicy?
– Od 16 roku życia wzwyż, bez ograniczeń.
Ile lat miał najstarszy uczestnik?
– To była bardzo sympatyczna siedemdziesięcioparoletnia pani. Też dostała jakieś wyróżnienie. Z reguły jednak mamy chętnych w wieku 19 – 30 lat. Naszych uczestników oglądamy potem w Voice of Poland, Mam talent, czy w innych konkursach. To też jest dla nas wielka radość.
Czy tylko nagradzacie statuetką Szklanego Szomola, czy też są na to przeznaczone finanse?
– Co roku zbieramy na ten cel odrębne fundusze, toteż wysokość tych nagród może się zmieniać, ale są to naprawdę godziwe pieniądze. Kiedyś nagrodą było wydanie płyty. Mamy też nagrody dla całych rodzin, które na przykład towarzyszą swojemu dziecku na konkursie. Taki właśnie rodzinny weekend w Mieroszowie funduje burmistrz miasta. Dla czterech osób z psem.
Myślę, że te wszystkie Twoje działania, ludzie wokół ciebie, muzyka, pamięć o Włodku – to wszystko nadaje sens twojemu życiu.
– Tak podobno jest w życiu. Jeśli związek był bardzo silny, to osoba, która pozostała sama, pragnie przedłużyć pamięć o ukochanej, ukochanym. Myśmy z rodziną uznali, że to właśnie będzie dobre…